Witam!
Mam zaszczyt przedstawić czwarty rozdział tegoż opowiadania. Jestem z niego całkiem zadowolona, choć nie wiem, co powiedzą o tym moi czytelnicy.
Korzystając również z okazji, że już jutro jest ostatni dzień roku 2012 i następny rozdział ukaże się już w 2013, chciałabym Wam złożyć najserdeczniejsze życzenia: zdrowia, szczęścia w Nowym Roku, jak najwięcej weny, spełnienia marzeń i mnóstwo, mnóstwo uśmiechu.
A teraz zapraszam do czytania!
* * *
Tak zaczęła się nasza przyjaźń. Pomimo kilku tygodni, już wtedy
wiedzieliśmy, że będziemy przyjaciółmi na całe życie. Te kilka tygodni
przypieczętowało naszą przyjaźń, a ja miałam już niedługo dowiedzieć się o jego
prawdziwej misji. Tuż przed świętami miałam dowiedzieć się, jak zginął Ron.
Miałam dowiedzieć się, kim był Syriusz Black w świecie Harry’ego
Pottera.
*
Zima opanowała całą Wielką Brytanię. Nie było mowy o
tym, żeby jakiś skrawek, choćby najmniejszy, choćby najgłębiej schowany w
Zakazanym Lesie, byłby bez śniegu. Zbliżało się Boże Narodzenie, a co za tym
idzie, w Hogwarcie zapanowało istne szaleństwo. Duchy wyśpiewywały kolędy, w
Wielkiej Sali ustawiono choinki, profesorzy zdawali się być w lepszych
humorach.
Oczywiście,
nie wszyscy.
Tym
wyjątkiem był profesor Severus Snape.
Posada
nauczyciela OPCM dawała mu ogromną satysfakcję. Wreszcie dostał się na to
stanowisko, co skrzętnie wykorzystywał. Gnębił Pottera, próbując wmówić mu, że
nawet w tym, choć tyle razy pokonał Czarnego Pana, nie jest dobry.
- Dziesięć punktów od Gryffindoru, Potter.
Skup się – syknął Snape z wyrazem błogości na twarzy. – Jesteś tak samo durny,
jak twój ojciec.
Chłopak spojrzał na niego, a mężczyzna
zobaczył ogniki złości w jego oczach. Podobne do tych, które widział w oczach
Lily.
Dość tego! Warknął do siebie w
myślach.
Tak,
wspomnienia bolą. Zazwyczaj. A jego bolały za każdym razem, kiedy patrzył na
tego smarkacza. Z jednej strony widział Lily, swoją przyjaciółkę, którą stracił
przez własną głupotę. Z drugiej, widział jego ojca, James’a – powód jego
głupoty. To przez niego, przez jego głupie żarty utracił Lily.
Tak,
wspomnienia bolą, zwłaszcza w czasie Bożego Narodzenia. Nawet jego. Nawet
sławnego Nietoperza.
*
- Harry! – krzyczała za chłopakiem Ginny. – Harry, proszę, stój! Co się
stało?! – Biegła za nim od Wielkiej Sali, a za nią biegła Hermiona.
- Co?! – ryknął chłopak, rzucając torbę
pod ścianę.
Dziewczyna
wzdrygnęła się na ten ton, patrząc na niego przestraszona.
- Harry, nie krzycz – powiedziała
spokojnie Hermiona, wzdychając i stając obok Ginny. Przygarnęła dziewczynę
ramieniem, próbując ją pocieszyć. – Spokojnie, Ginny!
- JAK ON ŚMIE! – ryknął Harry, kopiąc
posąg stojący obok niego.
- Harry, nie krzycz – powtórzyła Hermiona,
wciąż spokojnym i opanowanym głosem. – Uspokój się, nie daj mu tej satysfakcji.
- Komu? – spytała Ginny, zerkając to na
przyjaciółkę swojego chłopaka, to na chłopaka. – O kim i o czym wy mówicie?
- O kim?! O kim?! – wrzasnął Potter. – O
tym starym, nieopierzonym, wywyższającym się…
- Harry! Uspokój się! – przekrzyknęła go
Hermiona, stanowczym głosem. Spojrzał na nią rozjuszony, lecz gdy ujrzał jej
opanowane i chłodne spojrzenie, odwrócił się od dziewczyn i oparł rozpalone
czoło o ścianę. Była tak cudownie chłodna.
- Harry’emu chodzi o Snape’a – powiedziała
cicho Granger, stając przed dziewczyną. Sięgnęła ręką do kieszeni i podała
młodej Weasley chusteczkę. – Znów odjął mu punkty za to, że w ogóle istnieje.
- Znowu?! - Dla odmiany, teraz w Ginny
zaczęła burzyć się krew. Ominęła Hermionę i zaczęła szturchać Harry’ego w
ramię. – To dlatego na mnie wrzeszczysz?! To przez tego czarnego dupka wyżywasz
się na mnie?!
- Ginny! – mruknęła Hermiona, próbując ją
uspokoić.
- Powinieneś się przyzwyczaić, że on cię
nienawidzi! Przez te pięć lat już powinieneś przywyknąć i puszczać wszystko
mimo uszu! Ale nie! Wielki Wybraniec
nie może przyjąć do wiadomości, że ktoś go po prostu nie znosi!
- Ginny – powtórzyła Hermiona, ciągnąc
dziewczynę za ramię.
- Nie broń go! Musi się w końcu
dowiedzieć, że nie cały świat leży u jego stóp! Niech się dowie, że nie jest
taki wspaniały! – Złość Ginny przeniosła się teraz na Hermionę. – Nie
oszczędzaj go! Nie można się nad nim litować tylko dlatego, że stracił
przyjaciela, ojca chrzestnego i widział więcej śmierci, niż inni! Nie możesz go
ochronić przed nieprzyjemnościami, tylko dlatego, że widział, jak
Sama-Wiesz-Kto się odradza! Nie uchronisz go, Hermiono! – wrzeszczała Ginny,
wbijając Hermionie palec w mostek.
- Ginny! – jęknęła Hermiona, zrozpaczona.
Widziała, jak w Harrym znów się gotuje. Widziała pasję w jego oczach, kiedy
odwrócił się od ściany.
- Nie, Hermiono! Nie uciszaj jej! Niech
powie, jaki jestem! – ryknął Potter.
Ginny
znów odwróciła się do chłopaka, muskając policzek Hermiony płomiennorudymi
włosami.
- Chcesz wiedzieć?! To ci powiem! Mi też
nie jest łatwo, a straciłam brata! Byłam opętana przez Riddle’a, a ty gówno
możesz wiedzieć o tym, jak się wtedy czułam! Nigdy, przenigdy nie będziesz
wiedzieć, jak to jest, kiedy on steruje twoim ciałem, twoim umysłem!
- Ach, nie?! – warknął Potter. – Przypomnę
ci, że jeszcze kilka miesięcy temu czułem się opętany przez Voldemorta.
Pamiętasz?! Tak, tuż po tym, jak Ron umarł! – wrzasnął Potter, przybliżając się
do Ginny.
- Tak, pamiętam! Pamiętam, jak byłeś taki
przez kilka sekund, może minut! Ja czułam jarzmo Toma przez cały rok! Ale nade mną nikt się
nie użala, nikt nie próbuje mnie chronić przed złem, nikt nie obchodzi się ze
mną jak ze szklaną kulą! Z tobą owszem! Każdy chce, żebyś był przeświadczony,
że jesteś bezpieczny! Tak, naprawdę Harry, to gówno wiesz o prawdziwym życiu!
- Ginny! – krzyknęła Hermiona, widząc jak
dziewczyna wyciąga różdżkę. – Harry, nie!
Również
Harry wyciągnął różdżkę, mierząc nią w swoją dziewczynę. Hermiona stanęła
między nimi ze zdeterminowaną miną.
- Przestańcie! – wrzasnęła, jednak oboje
wciąż mierzyli w siebie. – Przestańcie! – powtórzyła, dysząc głośno.
- Ugh! Odwal się ode mnie, Potter! –
warknęła Ginny.
- Ginny! – krzyknęła Hermiona, widząc jak
rudowłosa odchodzi szybkim krokiem. Odwróciła zrozpaczone spojrzenie na
Harry’ego, jednak ten chwytał już swoją torbę i równie szybkim krokiem, co
Weasley, ruszył w przeciwnym kierunku. – Harry!
- Hermiono – odparł chłopak, stając w pół
kroku. – Proszę, nie teraz. Zobaczymy się później, cześć!
Granger
chciała coś powiedzieć, jednak chłopak zniknął już za zakrętem. Przetarła ręką
twarz, próbując ukryć bezradność. Poprawiła torbę na ramieniu, po czym wolno
poczłapała do biblioteki. Usiadła w najdalej odsuniętym od wejścia stoliku, tuż
przy oknie. Spojrzała na błonia, po czym westchnęła, bezradnie chowając twarz w
dłoniach.
Nie
wiedziała, ile czasu przesiedziała w tej pozycji, jednak otrzeźwiała dopiero,
kiedy ktoś szturchnął ją w ramię.
- Co jest, mała? – spytała troskliwie
Sophie, siadając i głaszcząc przyjaciółkę po włosach.
- Harry…
- No, a któżby inny – sarknęła dziewczyna,
przyglądając się bacznie przygnębionej przyjaciółce i przysiadła na krześle
obok.
- Pokłócił się z Ginny. Ona… Ona
powiedziała mu tyle okropnych rzeczy…
- Nie okropnych, a prawdziwych – mruknął
Potter, powoli zmierzając do ich stolika. – Przepraszam cię, Hermiono, że byłaś
tego świadkiem.
Sophie
spojrzała na niego groźnym wzrokiem. Owszem, podziwiała go, jednak bardziej
zależało jej na przyjaciółce.
- I bardzo dobrze! – mruknęła Springsteen,
otaczając ramieniem przyjaciółkę. – Przez ciebie i tą twoją rudą dziewuchę,
stała się kłębkiem nerwów.
- Sophie – skarciła ją Hermiona, patrząc
przepraszająco na chłopaka.
- Nie, nie. Ona ma rację. Za bardzo
obarczaliśmy cię naszymi problemami. Nie wiedziałem, że tak bardzo się nimi
przejmiesz.
- Widzisz, gdybyś ją znał, to byś o tym
doskonale wiedział! – fuknęła Sophie zduszonym głosem.
- Sophie, mogłabyś zostawić nas samych? –
spytał uprzejmie, ignorując jej wcześniejszą wypowiedź.
Sophie
prychnęła i już miała powiedzieć, że nie zamierza się nigdzie ruszać, bowiem
jej miejsce jest przy przyjaciółce; jednak zobaczyła wzrok Hermiony, proszący
ją, żeby się ulotniła. Z urażoną miną wstała i odeszła.
- Przepraszam cię za nią – szepnęła
Hermiona, patrząc na przyjaciela.
Potter
pokiwał głową przecząco.
- Nie musisz. Ma rację. I Ginny też ją
miała… Szkoda tylko, że powiedziała mi to w taki sposób – mruknął, siadając na
krześle naprzeciw niej.
Hermiona
nie wiedziała co powiedzieć.
- To koniec. Mój i Ginny. Nie układało nam
się od śmierci Rona – powiedział cicho chłopak, oceniając stan swoich paznokci.
- Może to jeszcze nie jest pewne?
- Ależ jest, Hermiono. Rozmawiałem z nią
przed chwilą. Powiedziała mi, że już od dawna chciała to skończyć. Mówiła coś,
że się zakochała, że szukała pretekstu, żeby się ze mną rozstać. – Westchnął
sfrustrowany. – Przeprosiła mnie za jej słowa, mówiła, że wcale tak nie uważa.
Ale ja to przemyślałem… Zachowywałem się jak egoista!
Hermiona
mrugnęła kilka razy.
- Harry, ty i egoista? Nie znam nikogo
innego, kto starałby się pokonać Tego-Którego-Imienia-Nie-Wolno-Wymawiać,
narażając własne życie w tak młodym wieku dla tysięcy ludzi.
- Nie robię tego dla ludzkości, Hermiono –
mruknął, patrząc na nią smutniejszymi, niż zwykle, oczyma. – Robię to z zemsty.
On zabił mi rodziców. Chcę go pokonać, żeby pomścić ich śmierć – powiedział
cicho, znów odwracając wzrok od niej.
- Ale Harry… Kiedy pomścisz ich śmierć,
uratujesz wiele tysięcy ludzkich istnień. Ja wiem, Harry, że nie jesteś
egoistą. Nie możesz być taki.
- Dlaczego nie, Hermiono? – spytał cichym,
przygnębionym głosem. – Wcale mnie nie znasz. Skąd wiesz, jaki mogę być?
Hermiona
zawahała się przez chwilę. Jego oczy nabrały lodowatego odcieniu.
- Bo wiem – szepnęła. – Widzę, jak
traktujesz innych ludzi. Jaki jesteś uczynny, miły, przyjazny. Nie mógłbyś być
taki, jak Malfoy.
Potter
zamilkł. Badał ciemność za oknem, myśląc nad jej słowami. Czy miała rację? Czy
nie mógłby być Malfoy’em? Westchnął ciężko, opuszczając ciężką głowę na piersi.
- Po prostu to wiem. Tak czuję – szepnęła,
głaszcząc rękę przyjaciela. Uśmiechnął się do niej krzywo, po czym wstał.
Westchnął głęboko.
- Do zobaczenia, Hermiono!
Patrzyła
jak odchodzi i widziała ogromny ciężar na jego barkach; jak go przytłaczał,
przyginał go do ziemi. Było jej go szkoda. Nie potrafiła patrzeć, jak jej
przyjaciel cierpi. Wszystko tak bardzo się skomplikowało! Snape, Ginny,
kłótnia.
Teraz
i ona ciężko westchnęła i spojrzała przez okno. Siedziała chwilę w samotności,
po czym zabrała torbę i ruszyła do wyjścia z biblioteki. Musi pomyśleć. Musi.
*
- Wesołych świąt, Springsteen! - mruknął Malfoy, zagradzając drogę Gryfonce. - Czego taka mała, piękna Lwica szuka na korytarzu prowadzącym do gniazda węży?
- Ciebie, Malfoy – powiedziała Sophie,
dziarsko patrząc w te szare oczy. – Och, nie wyobrażaj sobie zbyt wiele,
Malfoy! Nie mam worka treningowego, zgubił mi się gdzieś! Mogę poćwiczyć ciosy
na tobie?
- Z rozkoszą, maleńka – mruknął Draco z
drwiącym uśmieszkiem na twarzy.
- Za chwilę nie będziesz się tak śmiał,
Malfoy! – mruknęła, robiąc krok do przodu. Pomiędzy nią, a Ślizgonem było tylko
kilkadziesiąt centymetrów.
- Za chwilę nie będziesz taka harda,
maleńka – odpowiedział, także robiąc jeden krok w jej stronę. Odległość między
nimi zmalała o kolejne kilkanaście centymetrów.
- Za to moja twarz, wciąż będzie tak samo
piękna, jak jest teraz. Czego nie będzie można powiedzieć o twojej!
Kolejny
krok, kolejne kilkanaście centymetrów mniej. Była teraz na wyciągnięcie ręki od
niego.
- Przykro mi, ale moja twarz zawsze jest
piękna. Twoja jest taka tylko wtedy, kiedy się złościsz, maleńka!
Kolejny
krok, a odległość pomiędzy nimi miała tyle samo, co różdżka. Sophie wciąż
mierzyła go wzrokiem pełnym zaciętości i czystej, nieokiełznanej niczym,
złości. Jego oczy były stalowo zimne, chłodne, bez uczuć.
- Nie. Mów. Do. Mnie. Maleńka. – wycedziła
przez zęby.
- Dlaczego nie? Przecież jesteś maleńka –
mruknął, patrząc na nią z góry.
- Nie jestem maleńka, jestem niska! –
wycedziła Springsteen, robiąc krok do przodu. Dzieliło ich kilka centymetrów, a
ona patrzyła na niego wzrokiem bazyliszka.
- Springsteen, mała, naiwna Gryfonko!
Myślisz, że wygrasz ze mną? Ja nie boję się podnieść ręki na kobietę.
- To dobrze, bo ja też się nie boję bić
kobiet, Malfoy – mruknęła z satysfakcją. – Jesteś małym, nic niewartym
śmieciem, który myśli, że ma wszystkich u swych stóp! Mylisz się, jeśli
myślisz, że Czarny Pan przyjął cię do swoich szeregów, tylko dlatego, że jesteś
tak oszałamiająco sprytny. Nie łudź się! Przyjął cię, ponieważ wie, że jesteś
na tyle głupi, żeby wykonać każdy jego rozkaz. I to nawet nie z posłuszeństwa, lecz
ze strachu – wycedziła.
- Springsteen, zamknij się!
- Nie, Malfoy. Dobrze wiesz, że jesteś
zwykłym tchórzem! Obrażasz szlamy, bo wiesz, że są o wiele odważniejsze od
ciebie. Wiesz, że są dumne z tego, kim są! Każdy mugolak jest więcej wart od
tysiąca… ba! miliona, takich jak ty!
- Zamknij się!
- Malfoy, jesteś śmieciem. Tylko śmieciem.
Wykonujesz jego polecenia, starasz się być podobny do ojca i innych jego
popleczników, jednak robisz to, bo się boisz! Boisz się o własny tyłek!
- Nic nie wiesz, więc stul pysk!
- Nie podskakuj, Draco! Znam każdy twój ruch – powiedziała,
akcentując każde słowo.
- Tak?! – warknął wściekły. – A ten
znasz?!
Po
chwili całował jej usta, pieszcząc je swoimi – chłodnymi, przyjemnie miękkimi.
Zapomniała się i oddała mu pocałunek. Jednak już po chwili, wyrwała mu się i
obdarzyła go siarczystym ciosem w policzek.
-
Nigdy! Więcej! Tego! Nie! Rób! – wycedziła. Odeszła pewnym, lecz szybkim
krokiem, zostawiając Ślizgona samego.
Kiedy
znalazła się na schodach, dotknęła ust opuszkami palców. Dyszała ciężko, nie
mogąc otrząsnąć się z wcześniejszego zdarzenia.
Całowałam się z Malfoy’em! Skarciła się w myślach,
zdegustowana. Popchnęła drzwi najbliższej łazienki. Rzuciła się do zlewu,
odkręcając kurek z zimną wodą. Przemyła twarz, znów dotykając ust opuszkami
palców. Spojrzała na swoje odbicie w lustrze. Zmierzwione włosy, wypieki na
twarzy.
- Ty wariatko! Uspokój się! – warknęła do
odbicia, rozwścieczona.
Fakt,
że przed chwilą jej usta były pieszczone przez usta Dracona, doprowadzał ją do
szału. Czuła rodzącą się w niej złość, która rosła co sekundę. Złość na siebie.
Pieszczota,
którą obdarzył ją blondyn była niezwykle przyjemna. Obudziła w niej uczucia,
które już dawno schowała na dnie swego serca. Miała nigdy nie czuć, nie chcieć
więcej pieszczot. To nie jest wskazane w jej przyszłym zawodzie. Miała być
oschłą, nieczułą maszyną do niwelowania czarnej magii! A tu proszę! Poplecznik
Voldemorta całuje ją, a jej, głupiej, się to jeszcze podoba!
- Aaaa! – ryknęła, rozbijając ręką lustro.
Poczuła ciepłą ciecz, spływającą po jej dłoni. Spojrzała i jęknęła. – Głupia
idiotko! Vulnera senantur –
wypowiedziała zaklęcie trzykrotnie, lecząc ranę. Naprawiła lustro i sprzątnęła
krew z podłogi. Westchnęła głęboko, kręcąc z politowaniem głową w stronę
swojego odbicia.
- Głupia! Głupia! Głupia!
*
Szła
korytarzem, który oświetlony był tylko przez pochodnie. Myślała nad tym
wszystkim, co wydarzyło się w jej życiu. Myślała o tym, jak wiele zmienił Harry
Potter w jej życiu.
Wciąż
było poukładane, nudne, ale nie było mowy o rutynie. Kiedy już się wydawało, że
wszystko jest w porządku, nagle coś się działo. Musiała przyznać: zazwyczaj
były to kłótnie Pottera i młodej Weasley. Coraz częściej skakali sobie do
gardeł i coraz częściej prosili ją o rady. Oboje prosili ją o wydanie werdyktu,
kto jest winny. Każde z osobna, częściej Harry, przychodził do niej i prosił o
poradę sercową.
Co
ona biedna miała robić? Z tego akurat była kiepska. Nie potrafiła pomóc sobie z
Charliem, za którym szalała, a co dopiero im. Oni oboje byli tak uparci, tak
samo pewni swych przekonań, że często zastanawiała się jak to w ogóle możliwe,
że wytrzymali tyle czasu.
- Cześć! – Podskoczyła, kiedy dotarł do
niej męski głos.
- Charlie – sapnęła. – Nie strasz mnie
tak!
Chłopak
zaśmiał się cicho, po czym ujął jej dłoń w swoją i ruszyli dalej korytarzami.
- Czego szukasz?
- Ukojenia, Charlie – odparła cicho. –
Ukojenia dla własnych myśli.
- Prosisz – masz! Oto jestem, o pani, na
twe życzenie! – powiedział chłopak radosnym tonem, przyciągając ją do siebie.
- Przestań – mruknęła, wyrywając mu się. –
To nie pora na żarty.
Puchon
spojrzał na nią swymi błękitnymi oczami. Widział, że była przybita.
- Co cię gryzie, Hermiono?
Westchnęła,
przystając i przysiadając na jednym z parapetów. Spojrzała na niego, tonąc w
jego lazurowo niebieskich oczach. Miała ochotę wtulić się w te silne ramiona,
które ostatnimi czasy, podczas burz i wichrów życia, dawały jej schronienie.
- Ty mnie gryziesz, Charlie.
- Ja? – Zdziwił się. Podszedł do niej
bliżej, a ją uderzył zapach jego perfum; jej ulubiony zapach.
Przełknęła
ślinę i siląc się na opanowany ton, mruknęła: - Tak, ty!
- Dlaczego?
Zaśmiała
się cicho i odwróciła wzrok do okna.
- Ponieważ nie mogę cię rozgryźć. Założę
się, że Tiara pomyliła się, przydzielając cię do Hufflepuff’u. Ze swoją
złożonością nadawałbyś się do Slytherinu.
-
Tfu! Proszę, nie obrażaj mnie. – Skrzywił się, dotykając jej ramienia. – O co
ci chodzi, Hermiono? Nie jestem złożony…
-
Jesteś i to nawet nie wiesz, jak bardzo – odparła. – Nie oczekuję od ciebie
określenia uczuć do mnie, ale daj mi jasno stwierdzić, jakie są nasze relacje.
Raz jesteś chłodny, trzymasz mnie na dystans, by niedługo potem tulić mnie do
siebie i sprawiać, że rozpływam się w twoich ramionach.
Znów
spojrzała na niego. Westchnął głęboko i oparł się lewym bokiem o ścianę,
zakładając ręce na piersi.
- Hermiono, zrozum mnie.
- Staram się – mruknęła ze słabym
uśmiechem.
- Otóż była kiedyś pewna dziewczyna –
zaczął - która zawróciła mi w głowie tak samo, jak ty teraz. Wtedy jednak nie
potrafiłem zapanować nad swoimi uczuciami i okazywałem je jej na każdym kroku.
Znudziła się mną, moimi zalotami i od tamtego czasu, zacząłem panować nad
uczuciami. Nie jestem taki skory do tego, żeby utwierdzać cię w przekonaniu, że
szaleję za tobą. Zawsze należy zostawić pewien niedosyt…
- Ślizgon! No Ślizgon pełną gębą! –
mruknęła, przysuwając się do niego. Nawet teraz, kiedy siedziała na dość
wysokim parapecie, to on patrzył na nią z góry. Zadarła więc głowę i spojrzała
w jego lazurowe oczy. Ujęła jego policzek w dłoń, głaszcząc go kciukiem.
Chłopak zaśmiał się cicho.
- Pewnie masz rację. Ale powiedz, pociąga
cię to? – mruknął, głaszcząc ją po włosach.
Uśmiechnęła
się szeroko i pokręciła z politowaniem głową.
- Ani trochę! Gdybym chciała dupka z Domu
Węża, poszłabym do lochów.
- Ale żaden z nich, nie jest tak
przystojny, zabawny, inteligentny…
- I skromny – bąknęła pod nosem, śmiejąc
się.
- …i oczywiście skromny, jak ja –
powiedział, przekomarzając się z nią. Zamilkł i spojrzał jej w oczy. – Masz
takie ciepłe oczy – wyszeptał, trzymając ją za podbródek. Zarumieniła się i
chciała spuścić głowę, jednak nie pozwolił jej na to.
- Skoro jestem Ślizgonem, to zrobię to –
szepnął i nachylił się do niej. Złożył na jej ustach pocałunek; krótki,
delikatny, znaczący.
- Masz szczęście, że nim nie jesteś. Nie
muszę cię teraz zabić – mruknęła, uśmiechając się do niego. Parsknął śmiechem,
głaszcząc kciukiem jej usta.
- Chodź, odprowadzę cię do twojej wieży –
zaoferował się Charlie, podając jej dłoń i pomagając zejść z parapetu. Trzymał
ją za nią, aż do końca ich drogi.
- Teraz mi powiedz, co to wszystko miało
znaczyć? – spytała, zatrzymując się pod portretem Grubej Damy. Chłopak nachylił
się do niej i po raz kolejny, złożył pocałunek na jej ustach.
- Że za tobą szaleję – mruknął w jej usta.
Po chwili zniknął, zostawiając po sobie jedynie zapach męskich perfum. Cudownym
męskich perfum, które sprawiały, że zapominała o wszystkich problemach, a które
teraz, wraz z ulatniającym się zapachem, powracały do niej. Postanowiła odłożyć
zmartwienia na później, chcąc cieszyć się tymi kilkoma magicznymi chwilami,
które podarował jej Brown. Zachichotała jak mała dziewczynka, po czym
wypowiedziała hasło i weszła do pokoju wspólnego Gryffindoru.
*
Stał
w gabinecie Dyrektora po skończonej lekcji i próbował wydusić z siebie prośbę.
- Profesorze?
- Tak, Harry? – spytał Dumbledore,
przyglądając się chłopakowi.
- Mam do pana prośbę – zaczął niepewnie. –
Chciałbym udać się na przerwę świąteczną do domu Syriusza. Czy to… Czy byłoby
to możliwe? – dokończył pytanie kulawo.
Dumbledore
zamyślił się na chwilę, po czym bystrymi oczami spojrzał na Harry’ego.
- Tak, oczywiście. Jednak muszę zapewnić
ci ochronę.
Potter
skinął głową i już miał wychodzić, kiedy dyrektor zwrócił się do niego.
- Czy zamierzasz zabrać ze sobą kogoś
jeszcze?
Harry
wzruszył ramionami.
- Raczej nie. Nie bardzo mam kogo –
odpowiedział, chwytając za klamkę. – Do widzenia, profesorze.
*
Święta
zbliżały się wielkimi krokami. Zostało tylko kilka dni, zanim zamek opustoszeje
i będzie w nim przyjemnie cicho.
Hermiona
Granger siedziała z Sophie i Leonardem w Pokoju Życzeń, który, jak zwykle z
resztą, „urządzała” Springsteen. Trzy twarde, drewniane krzesła po środku wielkiego,
pustego pomieszczenia, oświetlonego przez dwie skromne pochodnie.
- Opowiadaj, Leo, jak tam Jake! –
zagadnęła Sophie entuzjastycznie. – Jak rozwija się wasz związek?
Leonard
spłonął rumieńcem, jednak wyszczerzył szeroko zęby i powachlował zabawnie
brwiami.
- Nie baw się z nami w kotka i myszkę,
Leonardzie – mruknęła Hermiona, udając urażoną.
- Herms…
-
Herms?! – sarknęła Hermiona. – Skąd nagle „Herms”?! Leonardzie, mam na imię
HERMIONA, zapomniałeś?
- Oj, nie denerwuj się. Tak mi się
wymknęło – powiedział przepraszająco Krukon. – Jeśli idzie o mnie i o mojego
Jake’a, to jest fantastycznie! – zawołał uradowany. – Chodzimy na randki,
spacery przy świetle gwiazd. Jest taki niepokorny! – mruknął chłopak, rozmarzony.
– Nie obchodzi go Filch, ma w nosie nauczycieli! Ach, cóż to za mężczyzna!
Odchylił
głowę i założył na nią ręce. Rozmarzonym i mętnym wzrokiem wpatrywał się w
ciemny sufit. Hermiona pokiwała z politowaniem głową, jednak miała rozbawione
oczy.
- To fajnie! A co zrobicie w święta
gołąbeczki? – spytała Sophie, nie zwracając na stan Mitchell’a.
- Umówiliśmy się już, że 26 spotkamy się
na Pokątnej. Jake mówi, że ma dla mnie niespodziankę! – Leonard zapiszczał jak
dziewczyna, wywołując na twarzy Hermiony rozbawienie. – Jest taki cudowny –
bąknął, wracając w stan rozmarzenia.
Sophie
spojrzała na niego krytycznie, po czym machnęła ręką.
- Herms
– sarknęła z grymasem na ustach. – A ty jak spędzasz święta? Co zrobisz z
Charliem? Zostawisz go na pastwę tych wszystkich, rozwrzeszczanych Puchonek?
- Nie – ucięła Hermiona szybko. – Charlie,
moja droga, wyjeżdża do domu, więc nie będzie narażony na rozwrzeszczane, jak
to trafnie ujęłaś, Puchonki.
-
Na Puchonki może nie, ale na inne dziewczyny i owszem. Ponoć jego ojciec, jak
co roku, wydaje bożonarodzeniowy bal charytatywny i, jak co roku, będą na nim
wszystkie czarownice na wydaniu. Rozumiesz, co to oznacza, moja droga? - Sophie sarknęła po raz kolejny, wbijając w
Hermionę znaczące spojrzenie.
-
Och, Sophie, to nie XIX wiek, żeby aranżować małżeństwa! Charlie ma swój rozum…
-
Charlie przede wszystkim ma obowiązki wobec swoich rodziców, czystokrwistych
arystokratów, moja droga. I tutaj jego zdanie nie ma żadnego znaczenia –
pouczyła ją Sophie. – Wiem, że to strasznie brzmi, Hermiono, ale takie są prawa
rządzące światkiem arystokratycznych świń.
Granger
westchnęła głęboko, również wbijając wzrok w sufit.
- Świetnie, a więc będę tu tkwić
bezczynnie, wiedząc, że gdzieś za siedmioma lasami, Charliemu wybiera się
żoneczkę – mruknęła niezadowolona.
- Jak to tu? – niezrozumiała Sophie. – Nie
wracasz do domu na święta?
- Nie – zaprzeczyła dziewczyna. – Rodzice
lecą odwiedzić ciotkę do Australii, a ja nie bardzo ją lubię. Wyśmiewała się z
moich magicznych mocy i wyzywała od dziwolągów – warknęła na wspomnienie tych
raniących słów.
- No to faktycznie, będziesz tu tkwić.
Nawet Potter wyjeżdża na święta! – wtrącił Leonard.
- Świetnie – żachnęła się Gryfonka.
Siedziała
sama w pokoju wspólnym i wpatrywała się w ogień.
-
Świetnie! – bąknęła do siebie, siedząc sama w pokoju wspólnym i wpatrując się w
ogień. – Samotne święta! Spełnienie marzeń, po prostu!
-
To może wybierzesz święta ze mną? – spytał, siadając na kanapie obok niej.
Podskoczyła,
łapiąc się za serce.
- Harry! Co mówiłam o skradaniu się i
straszeniu mnie? – syknęła, próbując się uspokoić. Chłopak zaśmiał się cicho. –
No naprawdę, bardzo śmieszne!
- Nie gryź, Hermiono! – Wybraniec podniósł ręce do góry w
obronnym geście.
Hermiona
uspokoiła się po kilku sekundach i oparła się o oparcie kanapy.
- Więc jak? Chciałabyś wybrać się ze mną
do mojego, prawie rodzinnego, domu?
- Ale, że tak ty i ja? Sami? W twoim domu?
- A co? Boisz się mnie? – spytał Gryfon
rozbawiony.
- Nie, ale to jest… niestosowne – bąknęła,
rumieniąc się. Tym razem chłopak zaśmiał się głośno.
- Proszę, Hermiono. Jeśli nie pojedziesz
ze mną to i ty będziesz sama, i ja. To jak? Jedziesz? No i nie będziemy sami,
pewnie będę miał ochronę…
Hermiona
zawahała się przez chwilę.
Przynajmniej nie będziesz
myśleć o tłumie rozwrzeszczanych arystokratek, które polują na twojego
przystojniaka.
- No dobrze. Chyba lepsze to, niż samotne
siedzenie w zamku. Przynajmniej będę miała z kim porozmawiać.
Chłopak
kiwnął głową, po czym oboje zapadli w przyjemną ciszę, wpatrując się w wirujące
w kominku płomienie.
Witaj :)
OdpowiedzUsuńNawet nie wiesz jak się ucieszyłam z faktu, iż sławny Wybraniec zerwał z młodą Wesley, aż duży uśmiech wykwitł na mojej twarzy ^^
Nie mogę się doczekać relacji Harry + Herms(^^) na Grimmuald Place! Mam nadzieję, że to będzie już w kolejnym odcinku :)?
Prawie bym zapomniała! Głównie przez to spadłam z krzesła : Draco i Sophie. Przeczuwałam, że między nimi coś się tam kręci, ale nie wiedziałam, że dojdzie do tego ^^ ! Draco jest jednak bardzo odważny, podziwiam go w tym rozdziale ;D
Pozdrawiam serdecznie,
Liley
Tak, mnie też cieszy ten fakt :D Będzie, będzie. Ze spokojem.
UsuńNie wiem, czy to dobrze, że spadłaś z krzesła, ale liczę, że tak. Zdradzę tylko, że będzie to dość trudna relacja. Mam nadzieję, że uda mi się to przedstawić tak, jak chcę.
Pozdrawiam!
Jestem ;D!
OdpowiedzUsuńRozdział jak zawsze mi się podobał, magia opisów działa. Chciałabym już wiedzieć jak potoczą się relacje Harry'ego i Hermiony w końcu przystojny Charli, też odgrywa tu główną rolę w życiu dziewczyny :)
Pisz szybko nowość,
pozdrawiam serdecznie!
Julia
Dziękuję ;)
UsuńNiewątpliwie, Charlie odegra tu, powiedziałabym, kluczową rolę.
Pozdrawiam. :D
Zastanawiam się, dlaczego nie skomentowałam wcześniej, skoro przeczytałam już naprawdę dawno temu i przepraszam, że robię to tak późno ;)
OdpowiedzUsuńBardzo podoba mi się wątek Springsteen, cieszę się, że go rozwijasz. I uważam, że pasuje do Malfoya ^^
Kłótnia w drugim akapicie wyszła Ci przekonująco. Ginny ostro pojechała - "gówno wiesz o prawdziwym życiu!", i rozumiem, że Harry'ego mogło to zaboleć, nawet jeśli udawał, że tak nie jest.
Nie ma sprawy :)
OdpowiedzUsuńCieszę się, bo bałam się, że trochę sztucznie. :)
Dziękuję za komentarz!
Pozdrawiam!
Czy mogłabym dodać linka na twoja stronę na moim początkującym blogu? Będę na nim zamieszczać zdjęcia i obrazki związane z HP. Mam tam również zakładkę "opowiadania", do której będę wpisywała moje ulubione strony. Dlatego proszę Cię o zgodę :)
OdpowiedzUsuńWymiana zdań (ładnie mówiąc) miedzy Ginny i Harry'm była nieco szokująca, już myślałam, że zaraz zaczną ze sobą walczyć :D Ale chyba wyjdzie im to na dobre.
OdpowiedzUsuńDraco, Draco, Draco... co z ciebie wyrośnie xD Chłopak ma teraz problem, choć nie wiem czy Sophie nie większy. Niby się tak nie lubią, a tu proszę co się za tym kryje :D
Harry po raz koleiny pokazał jaki z niego porządny gość, proponując wyjazd dziewczynie na święta. Lubię go za to, że jest taki dobry i uczynny ^^
Ale Leonarda jakoś przeboleć nie mogę, jest taki zabawny xD
Pozdrawiam, L. ;*
Leonard to jest moja miłość :D Jego po prostu uwielbiam! ;D
UsuńW gruncie rzeczy na pewno im to dobrze zrobi, choć Harry nie bardzo może w to wierzyć... Draco i Sophie to zupełnie inna para kaloszy. Kłopoty to specjalność Sophie, zwłaszcza uczuciowe :) Jeszcze wiele rzeczy stanie się między nimi, ale nienawiść pozostanie ciągle taka sama! ;D Taki mam plan!
Pozdrawiam!
Ha~! Wiedziałam, że coś jest z Soph i z Malfoy'em. Oby nie permanentnie...
OdpowiedzUsuńCiekawy pomysł ze wspólnymi świętami. Co też z tego wyniknie ;>
Pozdrawiam
Nagmerrie