15 stycznia 2013

Rozdział 5 "Wyznania"

Witam! Chciałabym powiedzieć, że ten rozdział nie jest takim, jakim bym go widzieć chciała. Niestety, gościu się uparł i lepszym być nie chcę, także przepraszam za wszystkie źle skonstruowane zdania, błędną interpunkcje i wszystkie inne rzeczy, które są nieeleganckie. 
Chciałabym także podziękować za przychylne opinie pod poprzednim rozdziałem. Cieszę się z tego bardzo, bardzo, bardzo!
Zapraszam do czytania.

Pozdrawiam,

Eileen


* * *
    Ostatni dzień przed przerwą świąteczną był dla wszystkich bardzo zabiegany. Oprócz tego, na miejsce mrozu przyszła odwilż, którą niemalże wszyscy przywitali z głośnym jękiem.
            - Jak ja nienawidzę świąt bez śniegu! – mruczała pod nosem Sophie, zbierając książki z całego dormitorium. – Kurde, gdzie jesteś ty mała zarazo?! – warknęła do siebie dziewczyna, schylając się i zaglądając pod łóżko.
            - Tego szukasz? – spytała pogardliwie Hermiona, trzymając Historię Magii uniesioną w górze.
      Blondynka spojrzała na nią i uśmiechnęła się szeroko.
            - Jesteś, moja najmilsza! – wykrzyknęła, wyciągając ręce w stronę tomu. Hermiona spojrzała na nią krzywo, po czym oddała zgubę właścicielce.
           - Powinnaś bardziej dbać o swoje rzeczy, kochana – powiedziała pouczająco Granger, ściągając brwi jak McGonagall, na co Springsteen wybuchła śmiechem.
            - Jesteś taka podobna do Minerwy!
      Granger pokiwała z politowaniem głową, po czym wrzuciła do kufra ostatnią z książek, które chciała zabrać. Stanęła pod oknem z założonymi rękoma na piersi i spoglądała na kapiące z dachu krople wody.
            - Idę się przejść – oświadczyła Hermiona, zarzucając sweter na ramiona i wychodząc z dormitorium.

            - Hermiona, zaczekaj! – krzyknął ktoś znajomym głosem. Odwróciła się z uśmiechem, a po chwili była już w ramionach czarującego Puchona. – Chciałem ci życzyć wesołych świąt!
            - Wesołych świąt, Charlie! – odparła, uśmiechając się delikatnie.
      Chłopak ujął  jej twarz w dłonie i złożył na jej ustach pocałunek.
            - Co robisz w święta? – spytał, zakładając jej rękę na ramię i ruszając do przodu.
            - Wyjeżdżam z Harrym do jego domu.
            - Z Harrym? – Zmrużył oczy chłopak, patrząc na Gryfonkę.
            - Z Harrym Potterem, to mój przyjaciel – odparła spokojnie.
      Chłopak zamilkł na chwilę, jakby się nad czymś zastanawiając, po czym powiedział:
            - Moi rodzice wyprawiają bal dwudziestego piątego grudnia. Może byś wpadła razem z Potterem do nas? – zaproponował, stając przed nią i patrząc prosto w jej oczy.
      Dziewczyna zastanowiła się przez chwilę, po czym przytaknęła.
            - Dobrze, ale nic nie obiecuję. Wszystko zależy od Harry’ego.
      Charlie uśmiechnął się delikatnie, przytulając ją do siebie. Kiedy ją puścił, zobaczyła resztkę błysku w oku, którego pochodzenia nie była pewna. Uśmiechnęła się do niego, po czym ruszyli razem na ostatni, krótki spacer po Hogwarcie w tym roku.
*
      Młody mężczyzna ubrany w czarne szaty, kłaniał się przed swym Mistrzem.
            - Panie, Potter wyjeżdża na święta z Hogwartu. Nie wiem dokładnie, gdzie, ale wiem, że prawdopodobnie będzie na corocznym balu charytatywnym.
            - Doskonale – syknął Czarny Pan, uśmiechając się cynicznie. Powietrze zaświstało mu w nosie, a potem w przestronnym, lecz ciemnym pokoju zabrzmiał śmiech; śmiech szaleńca.
            - Wyśmienicie! – ryknął, rozkładając ręce w triumfalnym geście. – Bellatrix! – krzyknął, a po chwili obok młodego mężczyzny, pochylała się również kobieta.
            - Tak, panie? – Schyliła się po kostki, oddając cześć swojemu Panu.
            - Szykuje się świąteczny bal, moja droga! Należy wysłać na niego delegatów, którzy przyprowadzą mi tego parszywca, Pottera.
            - Tak jest, mój panie!
      Po raz kolejny w pokoju rozbrzmiał zimny, szaleńczy śmiech.
*
      Kiedy Hermiona stała przed domem przy Grimmauld Place 12, zaniemówiła z wrażenia.
            - Witaj w moim domu! – zwrócił się do niej Harry, przepuszczając ją w drzwiach. Zdjęła płaszcz, otrzepała go z deszczu i odwiesiła na wieszak. Chciała chwycić walizkę, jednak Potter ubiegł ją, z uśmiechem wskazując schody. Zaczęła się po nich wspinać, w ręce trzymając klatkę ze swoim kocurem.
            - Tylko cicho – szepnął, a kiedy spojrzała na niego zaskoczona, dodał: - Później ci wytłumaczę.
      Kiedy znaleźli się w jej pokoju, w którym unosił się zapach stęchlizny, a po kątach walały się koty z kurzu. Ciężkie zasłony w kolorze burgundu, smętnie zwisały na pojedynczych żabkach, przysłaniając okno.
Zacmokała na widok tego bałaganu i podeszła do okna. Otworzyła je na oścież, a do pokoju wpadło światło dnia.
            - Kiedy się rozpakujesz i zaaklimatyzujesz, zejdź, tylko cicho, na parter, a potem schodami w dół, do kuchni. Będę tam na ciebie czekał z gorącą czekoladą – odparł, uśmiechając się do niej z ciepłym błyskiem w oku. Gryfonka skinęła głową, a kiedy chłopak zamknął za sobą drzwi rozejrzała się krytycznie po pokoju. Westchnęła, podciągnęła rękawy i zaczęła sprzątać.
      Po jakiejś godzinie stan pokoju był na poziomie dostatecznej używalności. Nie cuchnęło tak bardzo stęchlizną, lecz pełnym deszczu powietrzem. Odgarnęła włosy z czoła i spięła je czarną klamrą. Zmieniła ubrania na czyste, po czym zeszła do kuchni.
*
      Harry Potter chodził po swoim domu i przypominał sobie każdą, nawet najkrótszą, chwilę spędzoną w nim z Syriuszem. Odwiedzał gabinety, pokoje, jako swój własny wybrał sobie właśnie pokój swojego ojca chrzestnego. Od dłuższego czasu nie miał czasu, żeby myśleć o tym, co stało się w Ministerstwie Magii.
Usiadł przy starym, kuchennym stole, przy którym zasiadał razem z Weasley’ami i Syriuszem. Przypomniał sobie, jak siedzieli razem w tej właśnie kuchni i czekali na wieści o panu Weasley’u. Wszystkie wspomnienia w tym domu ożywały.
            - Lubisz się zadręczać, czy robisz to mimochodem? – spytała panna Granger, stając w drzwiach. – Nie znam cię długo, nie wiem, czyj to dom, ale widzę, że cię coś trapi.
      Westchnął głęboko, zdjął okulary i przetarł twarz dłońmi.
            - Sam nie wiem. Czasem mam wrażenie, że jestem masochistą – mruknął, zakładając okulary. – Herbaty?
            - Wolę tą gorącą czekoladę, którą mi obiecałeś – odparła z delikatnym uśmiechem, siadając przy stole. Skinął głową i nastawił wodę. – Czy jest szansa Harry, że opowiesz mi do kogo należy ten dom? Bo sądząc po nazwiskach, które widziałam na obrazach, idąc tutaj, nie jest on twoim rodzinnym domem.
      Po raz kolejny skinął głową, sypiąc sproszkowaną czekoladę do kubków.
            - Daj mi trochę czasu, Hermiono – powiedział cicho, odwracając się na chwilę do niej.
Hermiona znów zobaczyła ten niewyobrażalny ból, który widziała na samym początku ich znajomości. Czuła, że to nie będzie przyjemna rozmowa.
            - Przepraszam – odezwała się, spuszczając głowę. – Domyślam się, że to dla ciebie trudne, więc jeśli nie chcesz, nie mów mi tego, Harry.
            - Nie, nie! – Pokręcił szybko głową, lejąc wodę do kubków. – Jesteś moją przyjaciółką. Jedyną przyjaciółką. Musisz wiedzieć.
      Pokiwała głową ze zrozumieniem i czekała, aż Harry sam zacznie mówić. Postawił przed nią upragnioną gorącą czekoladę i usiadł naprzeciwko niej. Oplótł palcami biały kubek i zapatrzył się w toń cieczy.
      Obserwowała go i myślała, jakich rzeczy dowie się, będąc w tym domu.
            - Pamiętasz ucieczkę Syriusza Blacka z Azkabanu, trzy lata temu? – zagadnął, nie patrząc jej w oczy.
            - Tak – odpowiedziała, wwiercając się w krzesło.
            - Syriusz Black był moim ojcem chrzestnym – powiedział drżącym głosem.
            - Co?! – Zakrztusiła się swoją czekoladą.
            - Spokojnie, Hermiono. To dłuższa historia i nie jestem w stanie wyłożyć ci tego w jednym zdaniu, jednego dnia. To wszystko jest dla mnie bardzo trudne, ponieważ Syriusz był moją ostatnią rodziną, a ja pozwoliłem mu umrzeć – powiedział, tępo wpatrując się w naczynie. Poczuł ciężar na swojej dłoni, a kiedy na nią zerknął, zobaczył delikatną dłoń Hermiony. Dodała mu tym odwagi.
      Wziął głęboki oddech i zaczął mówić.
*
      Wtedy dowiedziałam się, że Syriusz Black był ojcem chrzestnym Harry’ego dlatego, że był najlepszym przyjacielem jego ojca, Jamesa. Dowiedziałam się, że był niewinny i jakim cudem trafił do tego okropnego miejsca, Azkabanu. Harry opowiadał mi o tym, jak Black wspierał go w Turnieju Trójmagicznym, kiedy Ronald Weasley odwrócił się od niego.
      Dowiedziałam się też, jak zginął słynny Syriusz Black. Zrozumiałam wtedy, jaki ból musiał odczuwać mój przyjaciel; jak bardzo cierpiał, kiedy stracił w jednej bitwie obydwu przyjaciół. Przytuliłam go wtedy najmocniej jak potrafiłam. Widziałam łzy w jego oczach i czułam, jak bardzo wciska się w moje ramiona.
      Wtedy po raz kolejny poczułam, jak więź między nami zacieśnia się i już wtedy wiedziałam, że ta przyjaźń nie będzie taka prosta. Wiedziałam, że Harry dźwiga ze sobą duży bagaż doświadczeń, a życie miało postawić przed nim jeszcze nie jedno wyzwanie.
      Wiedziałam też, że zawsze będzie mógł na mnie liczyć, ponieważ nie zamierzałam go zostawić w potrzebie. Już wtedy postanowiłam, że za wszelką cenę będę mu pomagać i nigdy nie pozwolę, żeby poczuł się samotny.
*
      Po tej opowieści, choć trudnej i wyniszczającej, oprowadził Hermionę po domu. Opowiadał jej o swoich przyjaciołach – o Ronie (lecz nie wspomniał o jego śmierci), o Remusie Lupinie, Tonks, o Ginny, o rodzinie Weasley’ów.
            - Pani Molly pewnie by cię polubiła – odparł, kiedy schodzili ze strychu. Harry pokazał jej, gdzie Syriusz trzymał hipogryfa.
            - No nie wiem – mruknęła nieprzekonana. – Mało kto mnie lubi.
      Spojrzał na nią uważnie, po czym otworzył usta, jakby chciał coś powiedzieć. Zrezygnował jednak i pokręcił z politowaniem głową.
            - Co chciałeś powiedzieć? – spytała, oglądając obrazy wiszące na ścianach.
      Chłopak westchnął ciężko, po czym powiedział:
            - Że jesteś dla siebie zbyt surowa. Jest wiele osób, które cię lubią, a nawet kochają. Weźmy na przykład Sophie. Jest ci oddana i widać, jak ważna dla niej jesteś.
            - Tak – przytaknęła Hermiona, przystając przy jednej z głów skrzata. – Okrucieństwo – podsumowała, po czym ruszyła do kuchni.
            - A Leonard za tobą wprost szaleje!
            - Leo jest gejem, więc nie może za mną szaleć  - mruknęła, szukając w kredensie talerzy i sztućców. – Czym dysponujemy do zjedzenia?
      Harry podszedł bez słowa do spiżarki i wyciągnął chleb, dwa słoiki dżemu i masło. Gryfonka skinęła głową, układając już kromki chleba na talerzu. Wcześniej nastawiona woda w czajniku, zagotowała się, więc Harry zalał herbatę.
            - A Charlie… On cię wprost uwielbia!
      Hermiona zakrztusiła się i spojrzała zszokowana na Harry’ego.
            - Co myślałaś? Że nie widzę tych maślanych oczu, kiedy patrzysz na stół Puchonów? – stwierdził rozbawiony Potter. – Nie jestem ślepy! Widziałem was, z resztą, kilka razy na korytarzu. I na przyjęciu u Slughorna. Tak, tak, Hermiono. Tego się nie wyprzesz! – Potter pogroził jej palcem i usiadł do stołu. Zapanowała krępująca cisza, która przerywał tylko brzdęk sztućców o naczynia.
            - Skoro już mowa o Charliem – zaczęła Hermiona, spokojnie popijając herbatę. – Mamy zaproszenie na bal do jego rodziców. Czy zechciałbyś pójść?
      Harry przyjrzał się przyjaciółce. Widział te płomyki w jej oczach, proszące, wręcz błagające, by się zgodził. Uśmiechnął się zjadliwie, po czym mruknął:
            - Nie ma sprawy, możemy iść – odparł od niechcenia i posłał jej ironiczny uśmieszek.
Hermiona zdusiła w sobie pisk, jednak kiedy odwróciła się do kredensu po cukier, wykonała rękoma tryumfalny gest.
      Potter spojrzał na swoją przyjaciółkę i cicho się zaśmiał. Widział radość w oczach Granger, kiedy dowiedziała się, że pójdą. Teraz tylko musi to powiedzieć komuś z członków Zakonu.
            - Hermiono, jest jeszcze kilka spraw, o których musze ci powiedzieć, jednak większość z nich może poczekać do jutra. Jest jednak coś, co muszę powiedzieć ci już teraz – zwrócił się do niej, kiedy sprzątali po kolacji.
      Zmrużyła oczy, skupiając się i kończąc wycierać talerz.
            - Co to takiego?
            - Przede wszystkim, nie wolno ci wysyłać zbyt wielu sów z tego miejsca. Po drugie, już za chwilę zjawi się tu Remus Lupin razem z Tonks. Prawdopodobnie wytłumaczą ci oni sprawy, o których powinnaś wiedzieć.
      Kiedy kończył swoją wypowiedź, z korytarza u góry dotarł jakiś hałas.
            - Spokojnie – szepnął Harry, wyciągając z kieszeni różdżkę.
      Słyszeli kroki zbliżające się do kuchni, a Hermiona starała się zachować zimną krew. Harry zrobił krok w kierunku drzwi, a już za chwilę stała w nich młoda kobieta, z bladoróżowymi włosami.
            - Cześć, Harry!
            - Cześć, Tonks!
            - Tonks! – warknął zza niej były profesor obrony przed czarną magią.
            - Profesor Lupin? – odparła cicho Hermiona, mrużąc oczy.
            - Dobry wieczór, panno Granger.
            - Cześć! Jestem Nimfadora Tonks, ale mów mi Tonks – powiedziała dziarsko kobieta, wyciągając rękę w stronę Gryfonki.
            - Dzień dobry – przywitała się Hermiona, lekko speszona.
            - Tonks, co mówiłem o przedwczesnym ujawnianiu się? – warknął Lupin, wyjmując ze spiżarki cztery butelki kremowego piwa. Postawił je na stole i włożył ręce do kieszeni, mierząc wzrokiem rzeczoną Tonks. Hermiona obserwowała ich, nie bardzo rozumiejąc.
            - Oj, Remus, przepraszam – mruknęła kobieta, rozsiadując się na krześle. – Zapomniałam się. Z resztą, przez ten hałas nie ukryli byśmy się za długo.
            - Co spadło tym razem? – odezwał się Harry, otwierając piwo kremowe i podając Hermionie.
            - Wieszak. Dziwne, że Stara się nie odezwała – odparła, przyglądając się Hermionie. – To twoja nowa dziewczyna? – spytała śmiało.
      Hermiona zarumieniła się, a Harry zaśmiał się cicho, spoglądając na przyjaciółkę.
            - Nie – odparł szybko chłopak, patrząc na czerwoną Hermionę. – Hermiona jest moją przyjaciółką.
            - Tak – potwierdziła szybko Hermiona, próbując ukryć swoje rumieńce.
            - Szkoda – mruknęła Tonks, biorąc porządny łyk piwa. – Ładnie byście razem wyglądali.
            - Słyszałam to nie raz – mruknęła Hermiona, spuszczając wzrok na dłonie.
      Lupin zaśmiał się, spoglądając na Tonks. Nastała cisza, którą przerywał tylko bulgot w rurach.
            - No dobrze – podjął Remus, odstawiając pustą butelkę na stół. – Mam nadzieję, że Harry uprzedził cię, że zjawimy się tutaj i w jakim celu. – Hermiona skinęła krótko głową, uważnie przyglądając się Lupinowi.
            - Kiedy Voldemort poprzednio gromadził swoje siły i próbował przejąć władzę, Dumbledore założył pewne zgromadzenie, niezależne od Ministerstwa, które powołane było do walki z ciemnymi mocami. To zgromadzenie nazywane jest Zakonem Feniksa.
      Hermiona słuchała i starała się zanotować każde słowo w pamięci. Podparła się łokciami o blat stołu i wychyliła do przodu, by być pewną, że wszystko dobrze słyszy i rozumie.
            - Teraz, kiedy Voldemort znów próbuje odbudować swoją armię, Zakon działa ze zdwojoną siłą. Staramy się chronić Harry’ego, bo tylko on może zgładzić Sama-Wiesz-Kogo.
      Hermiona skinęła głową, zerkając to na Harry’ego, który okręcał butelkę w rękach, to na Lupina, który teraz wstał i przechadzał się po ciemnej kuchni.
            - Mam nadzieję, że rozumiesz, że to, co teraz mówię i o czym ci powiem, musi pozostać tajemnicą?
            - Oczywiście, panie profesorze – odpowiedziała Hermiona, prostując się na krześle.
            - Nie musisz tak do mnie mówić. Mów mi Remus lub jeśli wolisz – pan. Byłoby mi miło, gdybyś zwracała się do mnie po imieniu.
            - Może później. Teraz zostanę przy panu – odparła spokojnie, a Tonks cichutko zachichotała.
            - Do mnie możesz mówić Tonks – rzuciła zza pleców Lupina. Gryfonka uśmiechnęła się i skinęła głową. Znów wwierciła się wzrokiem w byłego profesora i czekała. Domyślała się, że to nie koniec.
            - Jak za pewne się domyślasz, Tonks i ja jesteśmy tu, by chronić Harry’ego. Kiedy znajduje się poza Hogwartem i poza swoim domem przy Privet Drive, należy go chronić. Śmierciożercą może być każdy, ale popadać w paranoje też nie można – zamotał się. – Rozumiesz, o co mi chodzi?
      Hermiona znów skinęła głową, ale nie odezwała się.
            - Tak więc, zwracam się do ciebie z prośbą, żebyś w miarę możliwości, nie wysyłała zbyt wielu listów, przynajmniej nie przez Hedwigę. Chciałbym cię także prosić, żebyś miała oko na Harry’ego. Trochę cię znam i wiem, że jesteś odpowiedzialną i rozsądną dziewczyną. Proszę cię także, żebyś nie wychodziła stąd bez ochrony – powiedział, patrząc uważnie na Hermionę. - Ach! Prawie bym zapomniał! – mruknął do siebie, lekko klepiąc się w czoło.
            - O czym? – spytał Harry.
            - O tym, że Dumbledore prosi Hermionę o spotkanie jutro wieczorem.
            - Och… - Hermiona wciągnęła powietrze ze świstem. – Oczywiście. Ale gdzie?
            - Tutaj – odparł Remus, uśmiechając się do niej. – No dobrze, dzieciaki, idźcie spać.
      Harry jęknął niezadowolony, lecz po chwili ruszył za Hermioną.
            - Dlaczego wszyscy uważają, że jesteśmy parą? – spytała Hermiona niezadowolonym tonem. Harry uśmiechnął się pod nosem.
            - Bo prawie nikt nie widział cię z Charliem, za to widują cię ze mną – odparł, wspinając się po schodach.
      Hermiona zarumieniła się delikatnie na wspomnienie Charlie’ego.
            - Wstrętna szlama – usłyszała ciche bąkanie pod nosem. Rozejrzała się.
            - Przeproś ją, Stworku – warknął Harry zduszonym głosem.
      Skrzat stał obok portretu pani Black i z namaszczeniem czyścił ramy innych obrazów. Nie zwrócił uwagi na rozkaz Harry’ego, ale widać było, że toczy wewnętrzną walkę.
            - W porządku, Harry – sapnęła Hermiona speszona, patrząc na skrzata.
            - Nie, Hermiono! Masz ją natychmiast przeprosić – wycedził chłopak w stronę skrzata, jednak ten tylko uśmiechnął się pobłażliwie. – Życzę sobie, żebyś przeprosił Hermionę. W tej chwili – powtórzył Harry spokojnym, opanowanym głosem.
      Skrzat, chcąc nie chcąc, przeprosił Granger, jednak zrobił to z taką miną, że Harry miał ochotę zrzucić go ze schodów. Powstrzymał się jednak i poszli dalej.
            - Harry, czy możemy jeszcze porozmawiać? – spytała nieśmiało Hermiona, stojąc pod drzwiami jej pokoju. – Chyba, że jesteś zmęczony lub nie masz ochoty…
            - Jasne, Hermiono! – odparł szybko, przerywając jej. – Za dziesięć minut będę u ciebie, dobrze?
      Hermiona kiwnęła głową i zniknęła w pokoju. Usiadła na łóżku i czekała na Harry’ego. Pokój był duży, lecz przytłaczały go ciężkie, ciemne meble.
      Bordowe ściany sprawiały, że pokój zdawał się przytłaczać lokatora. Wstała i z założonymi na piersiach rękoma, podeszła do okna. Ulicą mknęły strumyki wody deszczowej, który padał już od kilku dni. Jęknęła, gdy poczuła, jak głowa zaczyna jej pękać. Potarła rękę o drugą, następnie przykładając sobie ciepłe palce do skroni. Przymknęła oczy, oparła się o ścianę i zsunęła się po niej.
            - Hermiona – szepnął Harry, podchodząc do niej. – Wszystko w porządku? Coś ci jest?
      Otworzyła oczy i spojrzała na przyjaciela. Uśmiechnęła się lekko i wróciła na swoje miejsce na łóżku.
            - Hermiona! Odpowiesz?
            - Nic mi nie jest, Harry. Po prostu głowa mnie zabolała, ale już wszystko dobrze – powiedziała raźnie i usiadła po turecku na końcu łóżka. Poklepała swoje wcześniejsze miejsce, zapraszając Harry’ego. Ten spojrzał na nią z niedowierzaniem i usiadł na wskazanym przez nią miejscu.
            - To o czym chciałaś porozmawiać?
      Dziewczyna wzruszyła ramionami, jednak odwróciła wzrok.
            - Wiesz, chciałabym wiedzieć… - zaczęła niepewnie, wyginając palce dłoni na wszystkie strony. – Chciałabym wiedzieć, jak… Jak wyglądał Sam-Wiesz-Kto kiedy się odrodził?
      Harry wyglądał na zaskoczonego. Nie pomyślał, że Hermiona zada mu akurat to pytanie. Spodziewał się, że spyta o Rona.
            - Odrażająco. Zamiast nosa miał dwie dziurki, oczy czerwone, a skórę bladą jak u trupa. To, że był nagi, wcale nie zmieniło moich odczuć – zażartował. Hermiona wytrzeszczyła na niego oczy, a po chwili delikatnie się uśmiechnęła.
            - Naprawdę? – odparła po chwili, zdegustowanym tonem. – Gdybym to ja miała szansę na nowe życie, stworzyłabym siebie na nowo. Będąc tak potężnym czarodziejem, wybrałabym postać wzbudzającą szacunek, a zarazem strach. Wiesz, jak w tych filmach o włoskiej mafii.
      Harry wybuchnął śmiechem.
            - Gdyby tak było, Hermiono, byłby tylko śmiertelnikiem. Zwykłym mugolem – odparł, kiedy się w końcu uspokoił. – Voldemort nienawidzi mugoli i wszystkiego, co z tym związane. Gdyby był mafiosem, mógłbym go zabić jednym ruchem różdżki.
      Hermiona zarumieniona skinęła głową i mruknęła pod nosem „głupia idiotka”, by po chwili paść na poduszki pod wpływem łaskotek Harry’ego. Śmiała się głośno, jednocześnie próbując zrzucić z siebie kapitana drużyny quidditch’a. Harry jednak nie odpuszczał.
            - Wciąż jesteś głupia? – spytał, łaskocząc ją po brzuchu.
            - Nie! Aaa! Harry! Proszę! – skomlała, śmiejąc się głośno.
            - Obiecaj, że już nigdy tak nie powiesz!
            - Ale…
            - Obiecaj! – powtórzył, a jego łaskotki przybrały na sile, powodując głośniejszy wybuch śmiechu.
            - Hej! Co tu się dzieję?! – krzyknęła Tonks z ironicznym uśmiechem na twarzy, stojąc w drzwiach.
            - Nic – odpowiedział niewinnie Harry, wstrzymując na chwilę swoje działania, jednak wciąż przytrzymując dziewczynę. – Staram się wytłumaczyć koleżance, że nie jest głupia.
            - Aha. Może ci pomóc? – spytała, podciągając rękawy. Harry pokiwał głową, Tonks wskoczyła na łóżko, a Hermiona zapiszczała.
      Po kolejnych minutach tortur, Granger w końcu się poddała, obiecując solennie, że już nigdy nie nazwie siebie głupią. Tonks i Harry przybili sobie piątkę, a kolor włosów Tonks stał się wyrazistszy.
            - Pani ma różowe włosy od dziecka czy farbowane? – spytała Hermiona, biorąc do ust kawałek czekolady, którą przyniosła Tonks.
            - Mówiłam ci, że masz mówić mi Tonks – mruknęła, patrząc z uśmiechem na dziewczynę. – Tak, jestem metamorfomagiem. Taki dar! – odpowiedziała obojętnie, wzruszając ramionami.
           - To wspaniale!
            - Kiedy ją poznałem, miała malinowe włosy – odparł Potter. Kobieta uśmiechnęła się blado, kolor jej włosów zbladł, a Granger pisnęła ojej! – Właśnie… Tonks, ja wiem, że cierpisz z powodu śmierci Syriusza, ja też, ale… ale to mu nie pomoże. Musimy być silni. Wiesz, co by nam zrobił, gdyby nas zobaczył smutnych?
           - Skrzyczałby nas, bo się mazgaimy – odparła smętnie, wodząc palcem po przykryciu łóżka.
            - No, właśnie! Dlatego Tonks, musisz wziąć się w garść. Ja też muszę.
            - Uważam, że Harry ma rację – zauważyła Hermiona. – Skoro pan Black był dla was taki ważny, to sądzę, że najgorszym co moglibyście teraz robić, to siedzieć i umartwiać się. On odszedł. Za szybko, ale odszedł. Każdego z nas to spotka…
      Tonks zmierzyła wzrokiem dziewczynę i uśmiechnęła się blado.
            - Remus miał rację. Jesteś mądra. Dlatego, Harry, nie rozumiem, jak możesz o nią nie zabiegać!
      Tym razem Hermiona zaśmiała się głośno, przyglądając się kobiecie. Ta uniosła jedną brew i zaskoczono spojrzała na Harry’ego; wzruszył ramionami.
            - Proszę, Tonks, ja i Harry?
            - No, a czemu nie? – niezrozumiała.
            - Właśnie, dlaczego nie? – Harry dołączył się do pytania.
      Hermiona spojrzała na nich z politowaniem, po czym wskazała na siebie.
            - Nie pasujemy do siebie. Harry zasługuje na kogoś fajnego, a ja taka nie jestem. Jestem inteligentna, całkiem nieźle radzę sobie ze szkołą, ale kiedy idzie o inne sprawy to jestem gł… To nie umiem sobie z nimi radzić – dodała pospiesznie, widząc miny towarzyszy.
            - Moim zdaniem, pasujecie do siebie i tyle! – zakończyła Tonks, po czym zebrała się z łóżka. – Idźcie już spać. Już pierwsza w nocy! Harry, jeśli chcesz tu zostać to obiecaj, że nie zostanę ciocią! – rzuciła zgryźliwie, jednak z uśmiechem na twarzy. Harry chwycił poduszkę i rzucił w kobietę, jednak ta zdążyła zamknąć drzwi. – Swoją drogą, za to, że nazwałaś Syriusza „panem” też byś od niego oderwała! – dodała, wychylając się na chwilę zza drzwi.
      Zapanowała krótka cisza. Hermiona patrzyła na Harry’ego, który aktualnie leżał na łóżku, podpierając głowę na dłoni.
           - Idę do siebie – rzekł Harry, podnosząc się pospiesznie.
            - Szkoda, fajnie się z tobą rozmawia. Można powiedzieć, że na poziomie.
            - A co z Sophie i Leonardem? – mruknął, opierając się o kolumny łóżka.
      Hermiona przewróciła teatralnie oczami.
            - Leonard jest tak pochłonięty Jake’iem, że tylko o nim opowiada. Sophie była ostatnio jakaś nieswoja, ale nie mogę z niej niczego wyciągnąć. Kiedy już się do mnie odzywała, była dość wredna, nawet jak na nią. Ty natomiast nie marudzisz o niepokornym – tu Hermiona zapiszczała jak Leo, kiedy wymawia te słowo – chłoptasiu, ani nie marudzisz pod nosem.
            - Spoko, nie ma sprawy! – Uśmiechnął się, stojąc obok drzwi.
            - Tak w ogóle, to dziękuję, że mnie zaprosiłeś. Gdyby nie ty, siedziałabym teraz i czytała po raz setny te same książki.
            - Nie ma sprawy – powtórzył i nonszalancko przeczesał włosy palcami. – Dobranoc!
      Hermiona patrzyła przez chwilę na zamykające się drzwi i w ostatniej chwili rzuciła:
            - Dobranoc, Harry! 

16 komentarzy:

  1. Cudowny rozdział, jak każdy. Cieszę się, że umieściłaś tu moją kochana Tonks. No cóż .. nawet nie wiem co moge jeszcze napisac. Przyczepić nie mam się do czego, nie sprawdzałam czy są jakieś błędy, bo byłam za bardzo pochłonięta czytaniem. Wiec, jedyne co mogę jeszcze dodać to "pisz dalej!"

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo :) Może i lepiej, że nie zauważyłaś tych błędów, bo spaliłabym się ze wstydu ;)
      nie ma sprawy, postaram się pisać jak najwięcej i skończyć tą historię tak, jak chcę ją skończyć ;)

      Usuń
  2. Podobają mi się te literki na początku każdego akapitu, naprawdę dodają uroku! A szablon - mogłabyś trochę przesunąć tekst w prawo, bo zasłania Hermionę. ;)
    Było kilka błędów, jednak nieznacznych i na pewno je wyłapiesz, bo ja już, niestety, pozapominałam (czytałam to wczoraj, dziś komentuję).
    Tonks jest genialna, i chyba dzięki Tobie w końcu ją polubię. W tym rozdziale było jej dużo, więc mogłam ją lepiej poznać, i podobała mi się jej wesołość i bezpośredniość. Haha, może wreszcie uświadomi tej dwójce, że do siebie pasują?
    Rozkręcasz "mroczny" wątek, czyli Voldemorta. Nie mogę się doczekać, co stanie się na tym balu. Mam nadzieję, że nie zrobisz z Charliego śmierciożercy, bo chyba się popłaczę, bo go lubię. ^^
    ps.możesz usunąć weryfikację obrazkową?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że podoba Ci się Tonks! Chciałam nadać jej trochę koloru i zrobić z niej tą wielobarwną postać, jaką widzę, kiedy o niej pomyślę. Być może Tonks naprowadzi ich, jednak to nie będzie tak do końca. ;) Kurczę, teraz mam dylemat co do "mrocznej" strony mojego opowiadania... Lubię Charliego, ale co z nim będzie... Czas pokaże. ;)
      Mam nadzieję, że znajdę te wredne małpy i zniszczę!
      Pozdrawiam!

      Usuń
  3. Witaj :)

    Odnośnie szablonu - cudo!

    Odnośnie rozdziału - naprawdę nie mogłam się go doczekać. Błędów niema a i z interpunkcją nie poszło Ci tak źle ^^ Kocham Grimmuald Place, mimo, iż zakurzone oraz opuszczone, to wiążące się z miłymi wspomnieniami dla Harry'ego.
    Nimfadora w tym rozdziale była bardzo bezpośrednia jak na nią, to wyszły Ci jej kwestie bardzo naturalnie :)

    Pozdrawiam i czekam na nowość,
    Liley

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zostałaś nominowana do Liebster Awards :)

      http://lileyna-durand.blogspot.com/2013/01/liebster-awards-trzy-razy.html

      Pozdrawiam ;*

      Usuń
    2. Ciesze się, że jest OK :D Ja do Grimmauld również mam sentyment, więc powiedzmy - odegra tu kluczową rolę, choć może nie teraz. :)
      Bo Nimf ma właśnie taka być, tak ją sobie zawsze wyobrażam;)
      Pozdrawiam!

      Usuń
  4. Jestem, może nie pierwsza, jednakże przybywam, aby przeczytać piąty rozdział!
    Lubię relacje Harry = Hermiona, rozumiem, że prędzej czy później będą razem, ale kochana autorko!! Czy mogłabyś to przyśpieszyć? Nie, nie naciskam, nie zwracaj na mnie uwagi ;D Za dużo nauki i szkoły i dlatego mi się w głowie przewraca.. Wracając do rozdziału, bardzo pomysłowe wetknięcie w opowiadanie Remusa i Tonks, rozumiem, że oni też dyskretnie zaczną do siebie coś czuć? ;> No mam nadzieję! Zastanawiam się, po co dyrektor chce do nich wpaść? Czekam na następny rozdział, aaa i zapomniałabym! Spotkanie z Czarnym Panem ^^ Wyszło Ci nieziemsko i tajemniczo, kim jest ten mężczyzna? Czyżby to Draco ;>?

    Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za nominację, ale zabiorę się za to jak będę miała więcej czasu :)

    Pozdrawiam!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wybacz mi taką ociężałość, jeśli idzie o "Harmony", ja także chciałabym, widzieć ich najlepiej przed ołtarzem, ale do tego daleka, daleka, daleka droga... ;)
      To na pewno. Nie poświęcę im osobnej części tego opowiadania, lecz ich losy będą się przeplatać z moimi głównymi bohaterami! :D
      Nie, to nie był Draco. ;) choć nie zamierzam robić z niego najlepszego człowieka na świecie i nawracać go na jedyną i słuszną drogę ;)
      Ops, ale się wygadałam... Za dużo paplam!

      Pozdrawiam! ;)

      Usuń
  5. Uwielbiam Twoich Harr'yego i Hermione.
    Sprawiasz że naprawdę są niesamowici i podoba mi się to najbardziej.
    A co z moim drugim opowiadaniem ulubionym?
    Mam nadzieję, że pojawi się wkrótce coś nowego.
    uwielbiam również Twoje szablony, które są naprawdę niezwłykłe.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. Staram się, jak mogę, pokazać ich w sposób, jaki ja to widzę.
      A jeśli idzie o drugi, to się chyba jakoś zacięłam, bo niby pomysły są i w ogóle, ale nie mogę ich spisać. Przykro mi, że musisz tyle czekać.
      Dziękuję, cieszę się, że Ci się podobają:)
      Pozdrawiam!

      Usuń
  6. Ach, jak ja długo szukałam tej strony? (Chociaż nie byłam tego świadoma.)
    Trafiłam na twego wspaniałego bloga przez przypadek, oczywiście. Zachęciła mnie tematyka (Harmione <3), rozpoczęłam czytania i jednym tchem pochłonęłam całe 5 (+ prolog) rozdziałów. Poczułam się dokładnie tak, jak wtedy, kiedy zaczynałam czytać blogi w ogóle (a zaczynałam właśnie od HH). Miło jest powspominać.
    Co do samego "wnętrza" (bo mam dziwne wrażenie, że powyższa część tegoż komentarza jest moim smętnym i troszeczkę za słodkim monologiem). Szablon jest ładny. Ani brzydki, ani jakiś super zachwycający (to mówi Zusan, której największym osiągnięciem jest ruchomy button), lecz miły dla oka. Co mnie zraziło: zmieniasz czcionki w postach, kochana (nie chodzi o ten post, a o poprzednie). Wiem, że czasem blogger świruje z nimi, ale warto się postarać, nawet jeśli oznaczałoby to przepisywanie całego akapitu. W innym wypadku wzrok skupia się na tej drobnej zmianie, a nie na tekście. Wyrównałabym też do lewej i do prawej, uwierz, dużo łatwiej się czyta. Czepiam się? Może troszeczkę, ale to dla dobra bloga.
    Zaciekawiły mnie inspiracje. To coś rzadko spotykam na blogach, a przecież jest fajnym urozmaiceniem i, moim skromnym zdaniem, przypatrzeniem się bliżej autorce. Jak najbardziej na plus :) Kolejność linków minimalnie zmieniłabym na twoim miejscu (spam na koniec).
    Fabuła mnie zaciekawiła, tak już na starcie. Chociaż chwilami , wybacz, nudziło mi się. A może to ja taka jestem? Władca Pierścieni też mnie czasami nudzi, a przecież wszyscy się nim zachwycają. Ach, ta ja :D
    Piszesz lekko, prosto, czytanie twoich rozdziałów jest samą przyjemnością. Wprowadzasz „prozę życia” , chodzi mi o łaskotki Harry'ego i wypowiedzi Tonks.
    Zaciekawił mnie Charlie. A właściwie ta scena z Voldemortem. Czyżby to był on? Zgadłam?
    Dodaję „Zostań ze mną” do obserwowanych i mogę Cię zapewnić, że jestem tu nieostatni raz:)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za miłe słowa i postaram się naprawić wszystkie niedoskonałości :) Dziękuję też za konstruktywną krytykę,której każdy od czasu do czasu potrzebuje, żeby nie obrosnąć w piórka. :) Wiadomo, każdy lubi czytać miłe słowa, ale dobrze jest, kiedy ktoś raz po raz ściągnie nas na ziemię.
      Wiem, że czasem może się nudzić, ale niestety... Czasem tak musi być! Nie chcę niczego na siłę przyspieszać, chociaż staram się jak mogę. :)
      Ano, zgadłaś. Choć to też nie jest taka znów prosta sprawa, ale to się wyjaśni już wkrótce:)
      Ponownie - dziękuję i zabieram się do roboty! :)
      Pozdrawiam!

      Usuń
  7. W twoim wykonaniu Harry i Hermiona są do schrupania :D Świetnie ukazujesz ich relacje, choć z mojego punktu widzenia Panna Granger jest trochę za bardzo zakompleksiona, już nie tyle co skromna, bo to dobra cecha, co niedowartościowana. A to z lekka przykre.
    Bardzo podobało mi się też wpadnięcie Tonks i Lupina, choć momentami ziennowłosa wydawała mi się koszmarnie dziecinna xD
    A i wracając jeszcze do Puchona. Nie mogę całkowicie rozgryźć tego chłopaka, czy on dobry, czy on zły.
    I scenka z Sam-Wiesz-Kim - on coś knuje, co zapewne skończy się źle, hmm? :)
    Pozdrawiam, L. ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, Hermiona czasem wymyka się i staje się - no cóż, mną... ale spokojnie, utemperuję ją! :D
      Charlie, Charlie... wszystko już wkrótce się wyjaśni, obiecuję!
      Vold zawsze coś knuje, taki już jest. :)
      Pozdrawiam,
      Eileen!

      Usuń
  8. Tak mi się podoba i Twój styl pisania, i kreacje bohaterów, i to wszystko! ♥ a czyżby Charlie miał konszachty z Czarnym Panem? Ach, to trochę się pokomplikuje...

    Przepraszam za coraz krótsze komentarze, ale czytam i czytam, a moja ciekawość nie pozwala mi przerywać :D

    Pozdrawiam
    Nagmerrie

    OdpowiedzUsuń