14 grudnia 2015

Rozdział 19 "Tarcza"

Witam! Po tak długim czasie udało mi się spłodzić kolejny rozdział. Za betę dziękuję Kazdze (dawnej Paranoi) - za poświęcony czas i cierpliwość. Postaram się, żeby następne rozdziały były lepsze. ;)
A teraz - zapraszam do czytania. 

***
   Uczta powitalna nie była taka jak zawsze. Większość uczniów nie przybyła, a ci, którzy się pojawili, zachowywali się nadzwyczaj cicho. Wielka Sala nie przypominała już tej z czasów jej świetności. Z zachmurzonego nieba lał deszcz. Za oknami widać było, jak wiatr wygina drzewa Zakazanego Lasu. 
   Przy stole Gryffindoru siedziała największa liczba osób. Większość z nich uczęszczała w wakacje na spotkania Gwardii Dumbledore’a. Harry był z nich dumny. Wszyscy bali się o swoje rodziny, a mimo to postanowili wrócić do Hogwartu. Neville cicho rozmawiał z Ginny, która była wyjątkowo osowiała. Obok Pottera siedziała Sophie, która popijała sok z dyni i co jakiś czas zerkała na stół Ślizgonów.
   Ten dom, o dziwo, był najcichszy. Każdą z osób pochłonęły własne myśli i nie zawracała sobie głowy innymi. Harry spojrzał na Malfoya. Był blady i tępo patrzył w pusty talerz. Potter liczył, że męczą go wyrzuty sumienia – w końcu powiedział o Hermionie, najlepszej przyjaciółce Sophie, Voldemortowi. Potter miał nadzieję, że Dumbledore dobrze zabezpieczył Hermionę i nie pozwoli jej skrzywdzić.
–Moi drodzy! – rozległ się głos dyrektora. – Cieszę się, że choć garstka z was dotarła na kolejny rok nauki w Hogwarcie. Chciałbym wam przypomnieć, że jesteśmy w stanie wojny z Voldemortem i chciałbym, żebyście wiedzieli, że jeśli tylko będziecie chcieli wrócić do domu, ja i grono pedagogiczne postaramy się zapewnić wam bezpieczeństwo. –Zaczerpnął powietrza i oparł dłonie o stół. Teraz, kiedy był taki przygarbiony i blady, wydawał się być starszym, niż kiedykolwiek. Harry rozejrzał się po sali. Każdy z zebranych w skupieniu słuchał tego, co miał do powiedzenia Dumbledore, nawet Ślizgoni. – Jak zawsze, wstęp do Zakazanego Lasu jest surowo zabroniony. Proszę was też, moi drodzy, o wzmożoną ostrożność. Nigdy nie wiadomo, gdzie czai się zło…
   Dumbledore zakończył swoją przemowę, a w sali zapanowała grobowa cisza. Staruszek powoli usiadł na swoim miejscu i powrócił do cichej rozmowy z McGonagall. Nauczyciele siedzieli jak na szpilkach, jedynie profesor Trelawney dygotała i nerwowo popijała sok dyniowy.
Potter wiedział, że ten rok szkolny będzie wyglądał zupełnie inaczej. Miał nadzieję, że następny będzie lepszy dla Hogwartu, a Voldemort dawno będzie gnił w najgłębszym grobie świata, a dni terroru są policzone.
*
   Gdy się ocknęłam, był już późny ranek. Każdy mięsień, każda kość dawała o sobie znać i błagała choćby o kapkę eliksiru leczniczego. Długi sen, który sobie zafundowałam, pozwolił odpocząć mojej psychice, ale moje ciało wciąż pamiętało wczorajsze zdarzenia.
   Miałam nadzieję, że Harry jest cały. W końcu nie po to narażałam życie naszego dziecka, żeby on zginął przez lekkomyślność Dumbledore’a. Skąd wiedziałam, że to jego wina?
   Po prostu… Coś mi mówiło, że Voldemort nie przypadkiem wiedział, że Potter dostanie się w tym roku przez portal. Wiadome było, że im więcej osób wie o planach podróży Wybrańca, tym gorszy jest plan i większe jest prawdopodobieństwo, że coś pójdzie nie tak.
   W tamtym momencie byłam jedynie wdzięczna bogom, że został ocalony.
   Do dziś zastanawiam się, jakim cudem moje dziecko przeżyło tamto zdarzenie, dość niebezpieczne. Wiem jedynie, że to nie był ostatni raz, kiedy moje dziecko było dla mnie zastrzykiem energii. To dzięki niemu miałam przeżyć jeszcze niejedno niebezpieczeństwo.
*
   Sophie stała na szczycie Wierzy Astronomicznej i opierała się o barierkę. Noc była pogodna, zupełnie inna od tych, które królowały w Anglii przez cały sierpień. Gwiazdy leniwie mrugały, a księżyc dumnie odbijał się w tafli jeziora, sprawiając, że noc była jaśniejsza.
         - Wystarczyła chwila, żeby cię znienawidzić i sześć lat, żeby pokochać.
   Dziewczyna zaciągnęła się papierosem – ostatnio poznaną nowością z mugolskiego świata. Zerkała na miejsce, w którym ostatni raz patrzyła w oczy Draco i nie mogła uwierzyć w wydarzenia z zeszłego roku.
      - Powiedział mi, że jak tego nie zrobię, to mnie zabije! Nie mam wyboru!
   Sophie zamknęła gwałtownie oczy.
      - Zabij mnie, Draco… Przecież potrafisz…
      - Avada kedavra!
   Zachłysnęła się powietrzem i otworzyła szeroko oczy. Cały jej świat wirował i gdyby nie czyjeś silne ramiona, upadłaby.
          - Sophie, dobrze się czujesz? – spytał Neville, pochylając się nad dziewczyną.
   Dziewczyna szybko pokiwała głową i uśmiechnęła się nieśmiało. Chłopak pomógł jej usiąść na pobliskiej ławce i poklepał ją po plecach.
         - To tylko wspomnienia, Nev. Tylko i wyłącznie wspomnienia… - szepnęła, ocierając łzy z oczu. Zerknęła na chłopaka, który wciąż był czujny. – Już dobrze, już mi lepiej.
   Przytaknął, rozluźniając mięśnie i rozsiadając się na drewnianej ławeczce. Siedzieli w ciszy, którą przerywał jedynie szelest liści drzew i świst wiatru, hulającego po wieży.
         - Czy wspomnienia muszą boleć, Nev? – spytała cicho, odpalając kolejnego papierosa.
         - Nie wiem… - odparł, zabierając jej truciznę i wyrzucając przez barierkę
         - Tęsknie za nią… I za tym parszywym gnojem też – warknęła przez zęby, pocierając dłońmi o uda. – Och! Czy to wszystko musi być takie trudne?!
   Sophie wstała i podeszła do barierki. Widziała stąd błonia i jezioro, skąpane w srebrnej poświacie księżyca. Nic nie wskazywało na to, że tuż za murami zamku, a nawet w zamku, toczy się wojna czarodziejów.
   Sophie odetchnęła głęboko i odwróciła się do siedzącego za jej plecami Gryfona.
      - Nie powinno cię tutaj być o tej porze – powiedziała pouczającym tonem, ale na jej ustach tańczył uśmiech. – Powinnam odjąć ci punkty…
   Neville zaśmiał się i rozłożył na ławce, akcentując tym samym, że nie zamierza się stąd ruszyć. Dziewczyna pokiwała głową z politowaniem.
         - Od kiedy lekceważysz przepisy, panie Longbottom?
         - Ja ich nie lekceważę, ja je omijam – powiedział chłopak i mrugnął do Gryfonki. – Skoro jestem tutaj z tobą, to jestem pod dobrą opieką, a więc nic mi się nie stanie – wyjaśnił rzeczowo. – Gdyby jednak ktoś nas tu nakrył, na przykład Snape, mogłabyś udać, że na mnie krzyczysz i łajasz mnie prawie tak samo, jak zazwyczaj robiłaś to z Malfoyem. – Neville uśmiechnął się do dziewczyny.
   Sophie zmrużyła oczy i wciągnęła ze świstem powietrze.
         - Powiedziałem coś złego? – zreflektował się Neville.
   Sophie potrząsnęła głową. Starała się wymazać z umysłu wszystkie wspomnienia dotyczące Malfoya, choć nie wychodziło jej to zbyt dobrze. Wiedziała, że Neville nie miał pojęcia o relacjach, jakie łączyły ją i Dracona, więc nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo boli ją choćby dźwięk jego nazwiska.
          - Nie, Neville… - westchnęła. Zwróciła się w kierunku widoków.
   Nie usłyszała, kiedy chłopak wstał z ławeczki i przemierzył odległość między nimi. Oparł się o balustradę i spojrzał w dal.
         - To wygląda tak, jakby świat nie miał pojęcia o całym cierpieniu, które się w nim znajduje, prawda? – spytał, nie odwracając oczu.
         - Wiesz, że o tym samym myślałam? – Uśmiechnęła się i zerknęła na kolegę. W tym momencie ich spojrzenia skrzyżowały się na krótką chwilę. Po ciele Gryfonki przeszły ciarki i szybko odwróciła wzrok.
   Przestraszyła się. Takie ciarki nie wróżyły nic dobrego.
         - Powinniśmy już iść, Nev. Jest już późno, a jutro pierwszy dzień zajęć.
   Gryfon jedynie przytaknął z nikłym uśmiechem. Powoli pokonywali drogę do pokoju wspólnego Gryffindoru, w zupełnej ciszy i skupieniu. Sophie zajęta była swoimi myślami, zaś chłopak po prostu nie chciał jej w tym przeszkadzać.
         - Dobranoc – powiedziała, po czym zniknęła na schodach do dormitorium dziewcząt.
   Kiedy kładła się na łóżku, nie mogła oprzeć się wrażeniu, że coś ciągnie ją do Neville’a. Przestraszyła się. Nie była w stanie pozbyć się tego miłego podniecenia i radości z tych krótkich chwil, które ze sobą przeżyli.
   Potrząsnęła głową. Nie, to niemożliwe. Przecież Sophie Springsteen obiecała sobie, że już nigdy nie zatraci się w czyichś oczach. Sophie Springsteen, Gryfonka i członek Zakonu Feniksa, a także Gwardii Dumbledore’a, nie powinna mieć ciarek, podobnych do tych, które przechodziły przez jej ciało, gdy patrzył na nią Draco w noc balu.
   Wydawało jej się. To skutki uboczne tych papierosów. Tak, na pewno. To musi być to. Niemożliwe, żeby tak szybko otrząsnęła się po Malfoyu. Jak dotąd to on przysłaniał jej myśli.
Tak, musi przestać palić. To jedyny sposób, żeby mieć czysty umysł.
*
   Wrzesień był dla większości uczniów trudnym okresem. Każdy próbował wbić się w rytm nauki, która w tym momencie mogła być jedyną odskocznią od coraz straszniejszych doniesień Proroka Codziennego. Śmierciożercy rozprzestrzenili się na całą Anglię, a w gazecie pojawiały się nawet wzmianki o tym, że były ataki na mugoli w Szkocji, a także w Irlandii.
   Prorok donosił też o napadach na rodziny magiczne, które otwarcie sprzeciwiały się polityce Voldemorta. Jak podawała gazeta, całe rodziny uciekały do innych państw, głównie do Ameryki. Wielu uczniów odeszło już po pierwszym tygodniu nowego roku szkolnego wypisanych na prośbę rodziców. Przez te wszystkie zabiegi Hogwart wydawał się jeszcze pustszy, niż na początku roku.
Harry przechadzał się po pustych błoniach. Zerknął w stronę Zakazanego Lasu i ciarki przeszły mu po plecach. Na wspomnienie zdarzeń z ostatniego dnia wakacji za każdym razem ogarniał go gniew, ale też strach.
   Był zły na siebie, że się nie przygotował. Mógł się lepiej bronić, wiedział o tym. Podejrzewał, że w dużej mierze przyczynił się do tego brak części pamięci. Starał się uczyć i przypominać sobie zaklęcia, i techniki obrony, ale też ataku. Zdawał sobie sprawę, że tylko dzięki solidnym treningom wróci mu cała magiczna sprawność. Pomagał mu w tym głównie Leo, a także Sophie i Neville.
          - Jak myślisz, czy Hermiona jest bezpieczna? – spytał pewnego dnia Leonarda. Ten zatrzymał się w pół ruchu różdżki, a później opuścił ją z westchnięciem. Chwilę zastanawiał się nad jego pytaniem. W końcu westchnął przeciągle i słabym głosem odpowiedział:
          - Oby, bo zabiłbym dyrektora własnymi rękoma, gdyby nie zadbał o jej bezpieczeństwo.
   Harry skinął głową i wrócili do treningu. Zobaczył wtedy, jak złość uchodzi z Leo. Przed tym pytaniem chłopak był raczej zachowawczy w rzucaniu uroków, ale teraz to on przejął kontrolę nad ich pojedynkiem. Potter nie mógł oprzeć się wrażeniu, że jest coś, jakiś sekret, który wywołuje w Leo frustracje.
   Wybraniec westchnął przeciągle, opierając się o pień drzewa, tuż nad jeziorem. To właśnie tutaj pogodził się z Hermioną i od tego czasu ich relacje wróciły na właściwe tory.
   Nie było dnia, żeby o niej nie myślał. Strach, który ogarniał go na wspomnienie wieczoru trzydziestego pierwszego sierpnia, był właśnie strachem o życie Hermiony. Ten dupek Malfoy wygadał się przed Voldemortem, że coś łączy parę. I bynajmniej nie była to przyjaźń. Harry wiedział, że teraz tym bardziej muszą być ostrożniejsi w rozmowach na korytarzach czy w salach lekcyjnych; nie powinni nawet wspominać o Hermionie w żadnym niezabezpieczonym miejscu. Nigdy nie wiadomo, gdzie czai się wróg. „Stała czujność”, jak mawia Moody.
   Gdy wrócił do zamku, w Sali Wejściowej czekała na niego Sophie. Podeszła do niego szybkim krokiem i, bez słowa, chwyciła za rękę. Pociągnęła go w stronę wejścia do lochów. Chłopak zdziwiony szedł za Gryfonką - był bowiem pewien, że ciągnie go tu nie bez przyczyny. Dotarli pod jedną z opuszczonych klas. Przez szparę między drzwiami a podłogą wylewała się cienka smuga światła.
         - Co jest? – Harry bezdźwięcznie poruszył wargami. Sophie uciszyła go machnięciem ręki i przystawiła ucho do drzwi. Gryfon uczynił to samo.
   W miarę podsłuchiwania, oboje otwierali oczy coraz szerzej.
         - Dobrze wiesz, że Malfoyowie nie liczą się już tak bardzo, jak kiedyś – sarknął ktoś po drugiej stronie. – Czarny Pan już dawno ma ich w głębokim poważaniu. Trzyma ich przy życiu jedynie przez wzgląd na pokrewieństwo między Bellatriks a Narcyzą.
         - Pewnie masz rację, Blaise – mruknął drugi rozmówca. – Szkoda tylko, że to Draco ma za zadanie szpiegować tych głupich Gryfonów, żeby się dowiedzieć, gdzie się podziewa ta szlamowata Granger. – Na te słowa Sophie zmrużyła gniewnie oczy. – Swoją drogą, jaka ta Springsteen jest głupia, że uwierzyła w szczere intencje Draco. Ktoś z jego czystą krwią i pozycją, nigdy nie zainteresowałby się zdrajczynią, jeszcze taką grubą i brzydką.
   Sophie już chciała walnąć z pięści w drzwi, ale Harry zatrzymał ją w ostatniej chwili. Pokiwał głową i uspokoił ją ręką.
          - Wracając do tematu, musisz mu pomóc. W tym roku Springsteen nie jest już tak skora do pomocy naszemu Smokowi. Zresztą pewnie nigdy nie zdradziłaby swojej przyjaciółki. Teraz ty musisz być naszymi uszami i oczami w domu lwa, Drake – powiedział Zabini. – Tobie, jako domownikowi Gryffindoru, szybciej uda się nawiązać nić przyjaźni i zaufania.
          - Ale jak ty to widzisz? Co, mam się przykleić jak rzep psiego ogona do cudownego chłopca i jego wyznawców? – sarknął wspomniany Drake. Harry zaczął przeglądać w myślach imiona wszystkich Gryfonów, jakich znał, ale żaden Drake nie przychodził mu do głowy.
         - Nie, masz po prostu słuchać. Z Draco nikt nie będzie chciał rozmawiać, wiesz, jak go tam traktują. Może uda ci się zbliżyć do tej małej Weasley albo kogoś z bliższego kręgu Pottera.
         - Niech będzie, ale mam nadzieję, że Malfoyowie potrafią się odwdzięczyć – mruknął Drake.
   Sophie pociągnęła Pottera za rękę i szybkim krokiem ruszyli w stronę sali wejściowej. Przez całą drogę starali się unikać głównych korytarzy, choć pewnie i tak nikogo na nich nie było. Kiedy zatrzymali się przed Pokojem Życzeń, jak na zawołanie pojawiły się przed nimi drzwi do ich tajnej sali treningowej.
         - Zwołałam spotkanie, ponieważ musimy pomnożyć nasze treningi. Dobrze wiesz, Harry, że wojna jest blisko. Coraz więcej ludzi ginie i to coraz bliżej nas. To już nie są jakieś tam osoby, ale to rodziny naszych znajomych – powiedziała Gryfonka rzeczowym tonem, kiedy wchodzili przez drzwi. – Ale to za chwilę… Do spotkania mamy jeszcze 10 minut.
   Harry kiwnął głową na znak, że rozumie.
         - Skąd wiedziałaś, że Blaise i ten cały… jak mu tam… Drake będą w tamtej sali? – spytał, chwytając dwie butelki kremowego piwa, które zawisły w powietrzu. Otworzył obie i jedną podał dziewczynie, a drugą kilkoma łykami opróżnił.
   Sophie zerknęła na niego z politowaniem, po czym oparła się o stojący za nią stół. Wzięła łyka na uspokojenie, po czym zaczęła mówić.
         - Schodziłam ze schodów, bo chciałam iść po ciebie na błonia. Miałam cię zawiadomić o spotkaniu, kiedy zobaczyłam Drake’a, który wchodził w korytarz prowadzący do lochów. – Widząc minę Pottera, wyjaśniła: - Drake jest w piątej klasie. To mój dalszy kuzyn. Nigdy nie przepadałam za nim i jego rodziną, ale teraz dopiero wiem, dlaczego. To sługusy Sam-Wiesz-Kogo. – Popiła piwo i ciągnęła dalej. – Widywałam Drake dość często w pobliżu Slytherinu, ale nigdy nie widziałam, żeby zadawał się z kimś takim jak Zabini. – Wzięła kolejny łyk. – Rodzice Drake od zawsze raczej budzili niechęć familii, ale wszyscy brali to na karb tego, że są po prostu chciwi. Zawsze kręcili się koło zacnych rodów, bogatych i posiadających koneksje w wielu urzędach. Dzięki temu oni sami również mają całkiem spory majątek.
   Gryfonka wzięła potężny łyk kremowego piwa i spojrzała na Pottera.
         - Malfoy powiedział coś Sam-Wiesz-Komu o Hermionie? – spytała, spuszczając wzrok na palce, skubiące nalepkę na butelce.
   Harry westchnął ciężko i przeczesał palcami włosy.
         - Nic ci nie mówiłem, bo nie chciałem, żebyś zrobiła mu jakąś krzywdę – zaczął Potter. – Wiem, że powinienem już wcześniej o tym powiedzieć, ale na samo wspomnienie tamtego wieczoru budzi się we mnie rządza mordu. – Chłopak przełknął ślinę i powiedział: – Kiedy byłem transportowany do Hogwartu z Grimmauld Place, coś poszło nie tak, za sprawą Toma, i znalazłem się w Zakazanym Lesie. Tam zostałem bardzo ciepło przywitany – sarknął – przez Bellatriks, Greybacka i Sama-Wiesz-Kogo we własnej osobie. Kiedy Tom upajał się chwilą triumfu, tak na osłodę, przywołał Malfoya, który pochwalił się, że wie o mnie i o Hermionie. Matka Malfoyaa ubłagała Sama-Wiesz-Kogo, żeby darował mu życie. Ten wielkodusznie się zgodził, a nasz „Smok” dostał za zadanie wydrzeć z nas informacje, gdzie jest Hermiona. – Potter nerwowo chodził po pokoju.
   Sophie spojrzała na niego wzburzona.
         - I ty mówisz mi o tym dopiero teraz?! – warknęła. Harry spojrzał na nią i zobaczył ogniki gniewu w jej oczach.
         - A kiedy miałem ci to powiedzieć? – mruknął. – W Wielkiej Sali czy na korytarzu? A może na lekcji ze Snapem? – spytał ironicznie. -  Bo nigdzie indziej się nie widujemy.
Sophie westchnęła głęboko i uniosła oczy ku górze. Za szybko się zdenerwowała, to fakt, ale Potter nie powinien zatajać przed nią takich wiadomości.
         - Może masz rację, ale musimy współpracować! – powiedziała dobitnie. – W pojedynkę nic nie zdziałamy… Harry, wybacz, że się uniosłam, ale wiesz dobrze, że kocham Hermionę jak siostrę. Muszę wiedzieć o niej wszystko, bo wtedy czuję się bardziej potrzebna. Wtedy, kiedy mogę ją chronić… – Sophie zawiesiła głos i otarła policzki z pojedynczych łez.
   Chłopak odstawił butelkę piwa na stół pełen różnych magicznych przedmiotów. Podszedł do dziewczyny i położył jej dłoń na ramieniu.
         - Wiem, Sophie. Wybacz, że ci nie powiedziałem, ale czasu nie cofniemy – przeprosił i odsunął się od Sophie. – Tak jak mówiłaś, musimy teraz zewrzeć szeregi i jeszcze więcej trenować. Trzeba też wymyślić bardziej tajny sposób na przekazywanie informacji o GD.
   Sophie przytaknęła i odetchnęła głęboko na uspokojenie, po czym zerknęła na zegarek.
         - Zaraz powinni tu być – powiedziała rzeczowo. Harry przytaknął i uśmiechnął się do niej pocieszająco. - Harry… - zaczęła.
   Gryfon spojrzał na nią pytająco.
         - Nie pozwolę, żeby ktokolwiek dowiedział się o niej czegokolwiek, a jeśli Drake będzie wtykał swój krzywy nos w sprawy dorosłych – zaśmiała się – uwierz mi, nie zawaham się użyć Cruciatusa, żeby szczeniaka postraszyć.
   Potter zachichotał, ale wiedział, że Springsteen nie rzuca słów na wiatr. Zgodził się i przywitał pierwszą osobą, która weszła do Pokoju Życzeń.
         - Cześć, Luna!
*
   Październikowe słońce schylało się ku zachodowi, kiedy Hermiona stanęła przed zniszczonym domem w Dolinie Godryka. Rozejrzała się niespokojnie, czując, jak czarna magia przyciąga ją do siebie.
   Słońce wydłużało cienie wielkich drzew, których liście chybotały się ostatkiem sił. Silny wiatr wył między murami, a obdrapane okiennice trzaskały przy każdym powiewie. W starej, omszałej fontannie szumiała woda, napędzana jakimś magicznym zaklęciem, którego nikt nie zdjął.
   Wszystko to potęgowało samotność Hermiony i wpędzało ją w ponury nastrój. Miała nadzieję, że znajdzie tutaj kolejnego horkruksa, co zbliży ją do końca wędrówki. Trzymając różdżkę w pogotowiu, ruszyła przed siebie.
   Drzwi zaskrzypiały złowieszczo, kiedy je popchnęła.
         - Lumos! – szepnęła i różdżka rozjaśniała.
   Powoli stawiała kroki, badając, czy ma stabilny grunt. Drewno pod jej stopami skrzypiało, ale było dosyć mocne. Po lewej stronie od drzwi był salon, a raczej to, co z niego zostało - czerwona kanapa porwana w strzępy, a wszystkie meble poprzewracane.
         - Pole bitwy – mruknęła do siebie, wchodząc do pokoju.
   Na kominku stała ramka ze zdjęciem, które przedstawiało lokatorów tego domu. Młoda kobieta z rudymi włosami, trzymająca niemowlę, uśmiechała się do obiektywu, a obok niej stał  wysoki, chudy mężczyzna z kruczoczarnymi, rozczochranymi włosami. Wpatrywał się czule w kobietę i dziecko.
         - Harry… - sapnęła Granger i delikatnie dotknęła miejsca na zdjęciu.
   Hermiona podskoczyła, słysząc hałas dochodzący gdzieś z górnej części ruiny. Dziewczyna wytężyła słuch, ale znów zapanowała cisza. Zmrużyła oczy i powoli zakradła się do schodów. Starała się dotrzeć na piętro bezszelestnie i kiedy już prawie była na miejscu, ostatni stopień jęknął. Granger nie oddychając, rozejrzała się po górnej części domu.        
   Wszędzie panował bałagan – szyby w oknach były wybite, na podłodze walały się odłamki drewna i tynku, który odpadał ze ścian, a to wszystko pokryte grubą warstwą kurzu. Rozejrzała się uważnie. Na piętrze znajdowały trzy pokoje i łazienka, a w każdym pomieszczeniu dominował taki sam chaos.
Na drżących nogach podeszła do najbliższych drzwi. Jęknęła, kiedy zobaczyła połamane łóżeczko. Omiotła wzrokiem cały pokój. Ze ścian, dawniej pomalowanych na niebiesko, schodziła farba. Białe firanki tańczyły na wietrze, który wpadał przez rozbite okno. Wszędzie pełno było śladów walki. Na podłodze leżały maskotki, okurzone i wilgotne.
   Hermiona dziwiła się, że nikt tego nie sprzątnął. Podniosła brązowego misia z podłogi i przytuliła do piersi. Serce biło jej jak oszalałe, a myśli kłębiły się w głowie. Odczuwała coś, na kształt olbrzymiego zawodu, jakby pewne sprawy są niedokończone.
   Coś zaszeleściło za jej plecami. Natychmiast się obróciła, trzymając różdżkę w pogotowiu i oświetlając nią korytarz. Odgłos szurania dobiegał z dołu. Hermiona odrzuciła włosy na plecy, po czym odetchnąwszy, zeszła powoli po schodach. Wiedziała, że nie jest tutaj same, ale nie miała pojęcia, czego mogłaby się spodziewać. Za oknami było ciemno, a w domu panował mrok. Dziewczyna świeciła sobie światłem z różdżki, lecz nie było w stanie rozproszyć mroku tego tragicznego miejsca.
   W salonie skrzypnęła podłoga i Hermiona już wiedziała, że prawdopodobnie czeka ją walka. Wzięła głęboki oddech i z duszą na ramieniu weszła do salonu. Zbadała wnętrze wzrokiem, jednak z początku nie dostrzegła niczego.
   Po chwili jednak coś poruszyło się za kanapą.
         - Pokaż się! – rozkazała Hermiona.
   Kiedy oświetlała sobie kolejne kąty pokoju, nagle ukazał jej się łeb wielkiego węża. Hermiona pisnęła, ale już w następnej sekundzie była gotowa do walki.
   Wąż zaatakował ją tak szybko, że nie zdążyła uskoczyć w bok. Poczuła, jak piecze ją skóra na ramieniu. Nie miała jednak czasu długo się nad tym zastanawiać, bo wąż znów ruszył do ataku. Chciał uderzyć ją ogonem w brzuch, ale odskoczyła w tył, wpadając na komodę stojącą pod ścianą. Ogon przejechał jej po udach.
   Gad nie dał za wygraną i natarł na nią potężnym cielskiem. Hermiona zeskoczyła z komody, ale nie miała możliwości się obronić przed ciosem w brzuch. Było ono tak mocne, że upadła na kolana. Była pewna, że dziecko tego nie przeżyje. Ledwo łapiąc oddech, uskoczyła przed kolejnym atakiem, a wąż wpadł na stary stół, który roztrzaskał się na kawałki.
   W Hermionie rozlała się rozpacz. Czując, że straciła dziecko, straciła sens życia, natarła na węża tysiącem zaklęć. Wszystkie odbijały się od niego, lecz dezorientowały go , spowalniając ruchy. Dziewczyna, będąca w ferworze walki, szybko obmyślała sposoby, by uciec z potrzasku. Wiedziała, że to właśnie wąż ją tutaj przyciągał, że to coś, co było w nim. Musiała skupić myśli, które rozpraszała dziwna, obca troska o gada. Zablokowała natłok niepotrzebnych myśli, które z całą pewnością nie należały do niej.
   Rzucając zaklęcia, robiła kilka kroków w stronę okna. Było najbliższą drogą ucieczki. Kiedy znalazła się już przy nim, rzuciła ostatnie, oszałamiające zaklęcie i szybko wyskoczyła przez okno. Biegła, ile sił w nogach, z dala od domu Potterów, a gdzieś pomiędzy zagajnikiem i cmentarzem teleportowała się z cichym trzaskiem.
*
   Wylądowałam przy swojej nowej kryjówce. Starym młynie, który znajdował się gdzieś w północnej Anglii. Jak tylko tam weszłam, rzuciłam się na łóżko, zalewając się łzami. Jedynymi myślami, które błądziły wtedy w mojej głowie, były te, że straciłam dziecko.
   Nie potrafiłam znieść tego bólu. Nie miałam ochoty już dalej walczyć, bo nie miałam już o co. Jak dotąd walczyłam o lepszy świat dla mojego dziecka i dla nas – dla mnie i Harry’ego. Teraz, kiedy dziecko umarło, czułam, że nie ma już dla mnie przyszłości.
   Mimo wszystko, wiedziałam jednak, że muszę jutro znów wstać i walczyć. W końcu, kiedy wyruszałam w tą podróż, nie wiedziałam, że jestem w ciąży z Harrym. Narażałam życie przez kilka tygodni głównie dla niego, po to, żeby go ocalić. Czułam, że byłam naiwna, myśląc, że zbawię świat i pozbawię Voldemorta siły.
   Leżałam i łkałam w poduszkę, obwiniając siebie o tę stratę. W końcu nie byłam pewna, że w Dolinie Godryka znajdę horkruksa, a mimo to poszłam tam. Uśpiłam swoją czujność, rozczulając się nad zdjęciami małego Harry’ego i jego rodziców, nad jego smutnym losem. Do tamtego wieczoru, bałam się, że z naszym dzieckiem będzie tak samo. Nie chciałam, żeby zostało samo na świecie, tak jak mój ukochany. Kiedy uciekałam przed szmalcownikami i śmierciożercami, a nawet przed swoimi przyjaciółmi i Harrym, ciągle wmawiałam sobie, że to właśnie dla dobra mojego dziecka.
   Cały czas wspominałam rozmowę z Leo, kiedy mówił, że powinnam rzucić to w cholerę i zająć się sobą i dzieckiem. Wiedziałam wtedy, że byłam bardzo głupia i nie było wtedy ze mnie nic z Wiem-To-Wszystko-Granger.
   I kiedy tak rozprawiałam nad swoją głupotą i bezmyślnością, poczułam kopnięcie, a po chwili następne. Usiadłam z wrażenia i chwyciłam się za brzuch. To było niemożliwe, ale dziecko poruszało się leniwie w moim brzuchu, próbując poszerzyć swoje terytorium. Wtedy już w ogóle się rozkleiłam. To był pierwszy raz w ogóle, kiedy moje maleństwo dało namacalny znak życia. Pogłaskałam się po brzuchu i wygodnie ułożyłam. W tamtym momencie nie było nic, co mogłoby mi zagrozić. W swojej euforii czułam,  że pokonałabym wtedy każdego.
   Moje maleństwo znów uratowało mi życie, a przy okazji uratowało moją misję. Dziękowałam Bogu, że dał mi ten dar tamtej majowej nocy…


4 komentarze:

  1. Świetne, czytałam z zapartym tchem :) Już czekam na kolejny rozdział ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Kiedy byłam na może czwartej części twojego opowiadania zobaczyłam, że pisałaś go w 2013 roku, ale ta historia tak mnie wciągnęła, że nie było możliwości nie doczytania jej. Później na trafiłam na,,Wróciłam''pierwsze co zrobiłam to sprawdziłam datę 2015 rok! Po przeczytaniu notki i mojej małej euforii zaczęła 19 rozdział, kończę czytać z zadowoleniem chcę przerzucić na kolejny, a nie mogę, bo go nie ma i tu moje wielkie rozczarowanie, mam OGROMNĄ nadzieję, że powrocisz drugi raz! Ja będę czekać i co jakiś czas sprawdzać czy coś dodałaś, obiecuję!

    Pozdrawiam :D/hope

    OdpowiedzUsuń
  3. Opowiadania świetne, czekam na więcej i mam nadzieję że pomimo przeciwności losu skończysz swoje dzieło. Proszę o odpowiedź czy opowiadanie będzie nadal kontynuowane. Pozdrawiam i ślicznie dziękuję za dostarczenie mi kilku godzin rozrywki. / Bartek

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo za pochwałę ;) a co do kontynuacji - ciągle tego bardzo chcę i ciągle staram się, żeby zebrać ty... i dokończyć to opowiadanie. Także - módlmy się do wszystkich gremlinów, aby uwolniły mój potencjał pisarski i pozwoliło mi dokończyć te moje wypociny. :)
      Pozdrawiam

      Usuń