2 listopada 2012

Rozdział 1 "Trudne dobrego początki"


     Witam! Po długich poprawkach, dopisywaniu, różnych innych zabiegach, mających na celu ulepszenie tego tekstu, wreszcie jest. Pierwszy rozdział tego opowiadania. Może być nudny, nie mówię, że nie... Ale dopiero się rozkręcam. Muszę tę maszynę wprawić w ruch, żeby wszystko wyszło tak, jak ja tego chcę. Znając życie, pewnie nie będzie tak, jak ja tego pragnę. 
Proszę o opinie i przepraszam, za wszelkie niedoskonałości!
Pozdrawiam!
* * *



     Świat za oknem zdawał się mienić tysiącem barw, pomimo panującej okropnej pogody. Padał gęsty deszcz, mocząc kolorowe liście drzew Zakazanego Lasu. Patrzył na to przez okno Skrzydła Szpitalnego. Harry Potter po raz kolejny znalazł się na szpitalnym łóżku, a to wszystko dzięki nowej znajomej – Hermionie Granger. To właśnie ona – dziewczyna z nieujarzmionymi, brązowymi lokami i orzechowymi oczami, uratowała mu życie.
     On sam pamiętał tylko tyle, że stał oko w oko z młodym Malfoy’em, całkiem bezbronny. Gdy oberwał jakimś zaklęciem, zauważył tylko burzę loków, by zapaść się w ciemność. To ją pierwszą zobaczył po ocknięciu. Później zaprowadziła go do Skrzydła Szpitalnego i opowiedziała pani Pomfrey o całym zajściu. Pielęgniarka zatrzymała go na obserwacji, która właśnie dobiegała końca.
           - No, mój drogi, możesz już iść! – powiedziała pani Pomfrey z lekkim uśmiechem na twarzy. - Miałeś dużo szczęścia, że panna Granger ci pomogła – zauważyła, krzątając się koło jego łóżka. Gdy odeszła, przebrał się w dżinsy i sweter, po czym wyszedł ze Skrzydła Szpitalnego.

*

           - Hermiono! – Usłyszała czyjeś wołanie. – Hermiono, stój! – krzyczała do niej Sophie, jej przyjaciółka – średniego wzrostu, dobrze zbudowana dziewczyna o krótkich, włosach w dwóch kolorach: blond na górze i czarnych na dole; i ciemnych, prawie czarnych oczach. Szybkim krokiem zbliżała się do niej, stukając obcasami szkolnych butów.
           - Co się stało, Sophie? – powiedziała serdecznie Granger.
           - Harry Potter cię szuka! – zapiszczała dziewczyna, podniecona perspektywą spotkania ze sławnym Wybrańcem.
           - I co dalej? – spytała, ponaglając przyjaciółkę wzrokiem.
           - Chce się z tobą zobaczyć. Czy to nie wystarczy? – zapiszczała podekscytowana. Widząc, że przyjaciółka nie podziela jej fascynacji dodała: – Cholera, Hermiono, to niezłe ciacho! Że nie wspomnę o tym, że jest sławny.
     Hermiona wyglądała na rozdrażnioną. Przypomniała sobie scenę z poprzedniego wieczora. Jeśli taką cenę płaci się za bycieniezłym, sławnym ciachem to ona bardzo dziękuję za taką sławę.
           - A nie mówił po co chce się spotkać?
           - Mówił, ze chciałby z tobą porozmawiać – powiedziała rozmarzonym tonem. Hermiona spojrzała na przyjaciółkę z politowaniem, kiedy usłyszała huk za swoimi plecami. Odwróciła się i zobaczyła swojego przyjaciela, Leonarda, który klęczał właśnie na podłodze i zbierał opasłe tomiska. Obie szybko do niego podbiegły.
           - Leo, wszystko w porządku? – spytała zmartwiona. Chłopak poprawił swoje brązowe, przydługie włosy i wyszczerzył zęby.
           - Tak, mała. Zapomniałem, że stoi tu ten posąg – mruknął, wskazując na figurę, stojącą obok. – Spotykamy się wieczorem?
           - Jasne – odpowiedziała radośnie. – Muszę pozałatwiać jeszcze kilka spraw, w tym, załatwić Sophie autograf Pottera, ale wieczór mam wolny – przedrzeźniała się z przyjaciółką, chichocząc cicho.
           - O! Może i mnie załatwiłabyś jeden? – sarknął, patrząc na Sophie. Mrugnął do niej niebieskim okiem zza okularów. Sophie prychnęła, zarzuciła grzywką i odwróciła się na pięcie. Chłopak pokiwał z rozbawieniem głową, uniósł książki i ruszyli do przodu.
           - Daj, pomogę ci – zaoferowała się Granger, biorąc kilka woluminów.
           - Więc, jak to się stało, że nagle masz możliwość załatwiania autografów od Pottera? – spytał. 
           - Uratowałam mu życie – odparła cicho, zakładając kosmyk włosów za ucho. – Malfoy chciał go zabić.
     Chłopak wciągnął powietrze ze świstem i spojrzał na dziewczynę niższą od niego o głowę.
           - O cholera! Miał szczęście, że tam byłaś.
           - Żebyś wiedział. Ta mała gnida potraktowała go najgorszą klątwą tnącą i śmiała się w głos, patrząc, jak Potter powoli umiera – oświadczyła z nutą gniewu w głosie. – Miałam ochotę mu przywalić.
           - I powinnaś była. Nikt nie miałby ci za złe, jeśli byś odrobinę oszpeciła tą jego śliczną twarzyczkę – syknął chłopak, poprawiając naręcze ksiąg.
Hermiona spojrzała na księgi, a później na chłopaka.
           - Znowu je wypożyczasz? Czytałeś je z milion razy – rzuciła od niechcenia.
           - Wiem, ale po prostu bardzo je lubię. Dają mi natchnienie – mruknął rozmarzony. Dziewczyna zaśmiała się, patrząc na swojego przyjaciela.
           - A czy to przypadkiem nie chodzi o eliksiry miłosne, które chciałbyś wypróbować na którymś ze swoim współlokatorów? Na przykład na Jake’u? – podsunęła rozbawiona.
           - Nie, skądże – bąknął z niewinnym uśmieszkiem na twarzy.
           - Och, Leo… - Westchnęła, kręcąc głową z niedowierzaniem.
     Leonard był gejem i wcale się z tym nie krył.

     Poznali się w pociągu do Hogwartu, kiedy nie myślał jeszcze o tych sprawach. Zbliżyło ich to, że oboje pochodzili z rodziny mugoli i oboje nie wiedzieli praktycznie nic o magicznym świecie. Nic, oprócz tego, co wyczytali w Historii Hogwartu. Niestety, Tiara przydzieliła Leonarda Mitchella do Ravenclawu, a ją do Domu Lwa. To jednak nie przeszkodziło ich przyjaźni. Hermiona stała się dla niego siostrą, której nigdy nie miał, a o której marzył. Znała każdy jego sekret i jako pierwsza dowiedziała się o odmiennych upodobaniach seksualnych swojego przyjaciela. Nigdy go nie odtrąciła; zawsze mu pomagała na tyle, na ile mogła. A on jej – oczywiście, jeśli chodziło o sprawy natury uczuciowej, bądź odzieżowej.

           - Naprawdę mógłbyś użyć tego eliksiru? Mógłbyś być z kimś, komu tylko się wydaje, że cię kocha? – spytała zaniepokojona.
           - Jeśli nie eliksir, to może Imperius? – sarknął z rozbawieniem. Dziewczyna spojrzała na niego karcąco.  – Hermiono, oczywiście, że nie. Nie byłbym zdolny do czegoś takiego. Jestem stworzony do wyższych uczuć – mruknął urażony.
           - Wybacz – powiedziała przepraszająco.
           - Spokojnie. Ale ja już nie wiem, co mam robić, Hermiono, żeby Jake zwrócił na mnie uwagę! – rzucił rozdrażniony, kiedy stanęli pod obrazem Grubej Damy.
Granger uśmiechnęła się pobłażliwie i położyła mu rękę na ramieniu.
           - Nie martw się – odparła pokrzepiająco. – Coś wymyślimy. – Posłała mu ciepły uśmiech i pocałowała w policzek, kiedy obraz uchylił się.

*

     Postanowił się przejść i poszukać swej wybawicielki. Musiał jej jeszcze raz podziękować. Przejechał palcami po włosach, poprawił okulary i ruszył do dziury w ścianie. Gdy wychodził spotkał Hermionę, która stała z jakimś Krukonem.
           - O, cześć – powiedział z uśmiechem.
           - Cześć, przystojniaczku – odpowiedział radośnie Krukon. Dziewczyna posłała mu oburzone spojrzenie, po czym zwróciła się do Harry’ego:
           - Witaj, Harry – przywitała się. – To jest Leonard, mój przyjaciel – rzuciła, wskazując na wysokiego chłopaka wpatrzonego w niego maślanymi oczami. - Słyszałam, że mnie szukałeś?
- Tak. Właśnie chciałem cię znaleźć – mruknął z uśmiechem. Krukon wyszczerzył zęby w uśmiechu, obrzucając Hermionę spojrzeniem.
           - Jeśli szukałbyś jej tak, jak znicza, to znalazłbyś ją bardzo szybko. – Harry zaśmiał się serdecznie. Rzeczywiście, był całkiem niezłym szukającym.
           - Myślę, Leo, że na ciebie już pora – wycedziła dziewczyna, patrząc na tamtego chłopaka groźnie i podając mu książki. Tamten cicho zachichotał i odszedł. – Więc, czego ode mnie chciałeś?
           - Może się przejdziemy? – zaproponował.
           - Pewnie, tylko daj mi chwilę. Zdejmę tylko pelerynę – powiedziała, po czym zniknęła za obliczem Grubej Damy.
     Potter czekał, oparty nonszalancko o ścianę, z rękoma w kieszeniach spodni i zmierzwionymi włosami. Po chwili wróciła i uśmiechnęła się do niego delikatnie i dała znać, że jest gotowa. Ruszyli więc, by krążyć po korytarzach. Harry dość długo zbierał się za rozpoczęcie rozmowy, a Hermiona po prostu szła pogrążona w swoich myślach.
           - Wyciągnąłem cię na ten spacer, żeby ci podziękować – zaczął nieśmiało.
           - Och, przestań. Nie masz za co dziękować – rzuciła i machnęła ręką z szerokim uśmiechem. – Po prostu – nie mogłabym patrzeć jak umierasz. Myślę, że każdy normalny człowiek zrobiłby to samo na moim miejscu – powiedziała od niechcenia.
           - Być może, ale to ty mnie uratowałaś… I… Dzięki… - zwrócił się do niej, wyciągając do niej rękę z pudełkiem czekoladek.
           - Nie ma za co, naprawdę. Nie musisz mi dawać za to prezentów – stwierdziła sucho, jednak przyjęła paczkę. – Po prostu nie pakuj się w kłopoty. - Uśmiechnął się do niej na znak zgody.
Wrócili do pokoju wspólnego, w którym panował niezły tłok.
           - Może spotkamy się jeszcze kiedyś? – rzucił luźną propozycję z rękoma w spodniach.
           - Pewnie. Zwłaszcza, że jesteśmy w jednym domu.
     Potter zarumienił się, po czym powiedział krótkie „cześć” i odszedł w stronę foteli pod oknem.

     Patrzyła jak odchodzi z lekkim uśmiechem. No proszę, a więc udało mi się wprawić Wybrańca w zakłopotanie? Zaśmiała się w duchu. Usłyszała swoje imię, tuż przy jej uchu.
           - Hermiono – zaczął bardzo nieśmiało Neville, niegdyś bardzo fajtłapowaty chłopiec, który teraz zmężniał. – Hermiono, proszę, pomożesz mi z eliksirami?
           - Jasne, Neville! – Uśmiechnęła się przyjaźnie, po czym zaczęła wykład na temat Wywaru Żywej Śmierci.
*

     Sophie siedziała właśnie w bibliotece, śledząc tekst jakiejś historycznej powieści. Uwielbiała czytać, a zwłaszcza powieści historyczne. W szkole szło jej dobrze, a najlepiej na eliksirach. Od kiedy nauczycielem został Slughorn zdobywała coraz więcej punktów dla swojego domu. Oprócz tego, była jedną z nielicznych, którzy lubili Historię magii z profesorem Binns’em. Była też dobra z transmutacji.
           - Panno Springsteen, ja już zamykam – mruknęła nieprzyjemnie pani Pince. Dziewczyna jęknęła niezadowolona, ale podniosła się z miejsca i odeszła do pokoju wspólnego.

     W drodze do pokoju wspólnego Gryffindoru wciąż była pogrążona w książce. Słabe światło wcale nie przeszkadzało jej w czytaniu. Jedyną przeszkodą byli ludzie, którzy co i rusz mówili jej cześć, zaczepiali, żeby z nią pogadać. Była lubianą dziewczyną, a chłopcy nie rzadko się za nią oglądali; była tego świadoma, ale nie miała głowy do przelotnych związków. Ona marzyła o wielkiej, tętniącej pasją miłości, w której mogłaby się zatracić do samego końca.
     Od książki oderwał ją pełen przerażenia krzyk dziewczyny, dochodzący z opuszczonej klasy, koło której przechodziła. Ściągnęła brwi i w tej chwili była bardzo podobna do McGonagall. Warknęła do siebie, pełna gniewu.
     Wyciągnęła różdżkę i kopnięciem otworzyła drzwi klasy.
           - Czego tu?! – ryknął Draco Malfoy, który w jej oczach był największą gnidą na całym merlinim świecie. Przypierał do ściany jakąś dziewczynę o płomiennorudych włosach. Miała rozdartą koszulę i była cała zapłakana.
           - Malfoy, czy ty się kiedyś nauczysz postępowania z kobietami? – warknęła groźnie. Chłopak zaśmiał się szyderczo.
           - No proszę. Springsteen znów chce zbawić świat – sarknął.
           - Nie. Chcę pozbawić świat takich jak ty. Małych, plugawych śmieci, którzy myślą, że wszystko mogą – wycedziła przez zaciśnięte zęby. – Puść ją, Malfoy – zagroziła mu, wyciągając przed siebie różdżkę. Kiedy zauważyła, że Ślizgon sięga po różdżkę, mruknęła od niechcenia Expelliarmus, Jego różdżka znalazła się w jej dłoni, a ona zwróciła się do dziewczyny; jak się domyśliła, była to młoda Weasley. – Idź. – Dziewczyna szybko wybiegła z klasy, a po chwili na korytarzu słychać było, jak biegnie.
           - Springsteen, pozbawiłaś mnie zabawy – jęknął niezadowolony Malfoy. Podeszła bliżej niego, wciąż celując prosto w jego serce. – I co niby zrobisz? Zabijesz mnie?
     Dziewczyna prychnęła.
           - Nie. Nie zabiła cię Hermiona, to i ja cię nie zabiję – mruknęła cicho. – Ale może potraktuję cię tak, jak ty potraktowałeś wczoraj Pottera? A może zrobię z tobą to, co chciałeś zrobić z Weasley?  - wyliczała na głos propozycje. – Co wybierasz paniczu Malfoy? – warknęła, przyciskając różdżkę do jego piersi. – Chcesz się ciąć czy wyjść pobity i zhańbiony z tej klasy?
     Na twarzy Dracona malował się prawdziwy strach. Podciągnęła rękaw jego koszuli, wciąż mierząc w niego różdżką. Spojrzała na lewe ramię.
           - A więc jednak? – Prychnęła. – Żałosne. Myślałam, że Czarny Pan wybiera tylko ludzi, którzy niczego się nie boją. A tu proszę, takie zaskoczenie – sarknęła z uśmieszkiem. – Powiedz, Malfoy, czyżby już nie miał tylu porządnych sprzymierzeńców, że wybiera takich tchórzy? – Zaśmiała się złowieszczo, mocniej wbijając mu różdżkę w pierś. Mierzyła go wzrokiem pełnym pogardy, w końcu opuściła różdżkę i westchnęła. Tym razem twarz Ślizgona zdobił wyraz ulgi. – Tym razem – podjęła – tym razem będziesz miał szczęście – mruknęła lakonicznie. Jednak, kiedy chłopak chciał odejść, zamachnęła się i wymierzyła mu siarczystego prawego sierpowego, którego nauczyła się od któregoś ze swoich braci.
     Spojrzała na niego z wyższością, po czym rzuciła mu jego różdżkę pod nogi i odeszła, jak gdyby nigdy nic. Malfoy natomiast trzymał się za szczękę, a z rozciętej wargi płynęła cienka strużka krwi. Rozzłoszczony, upokorzony wydał z siebie dziki ryk i uderzył ręką w starą szafę.
           - Pożałujesz tego, ty wstrętna suko!

*

     Sophie weszła do pokoju wspólnego i usiadła obok Hermiony, która wciąż tłumaczyła coś Neville’owi. Spojrzała na chłopaka, który przez ostatnie wakacje zmężniał i wyprzystojniał. Z małego, niezdarnego chłopca stał się mężczyzną. Uśmiechnęła się do niego ciepło, po czym oparła się oparcie kanapy, z rękami założonymi za głową.
     Rozglądała się po pokoju i zobaczyła młodą Weasley. Siedziała obok Pottera, który otulał ją ramieniem. Zmrużyła oczy i zobaczyła, w jaki sposób ten chłopak na nią patrzy. Zmarszczyła brwi i przekrzywiła głowę w prawo, co miała w zwyczaju robić, kiedy myślała. Była dobrą obserwatorką i doskonale znała się na ludziach. Czasem wiedziała o nich więcej, niż oni sami. Właśnie dlatego wróżono jej karierę Aurora.
           - Co jest Sophie? – zagadnęła ją Granger. Pokiwała lekko głową i powoli wstała.
           - Zaraz wrócę – mruknęła w stronę przyjaciółki i odeszła w stronę Weasley’ówny. – Hej – zaczęła cicho, kucając przed nią. – Jak się czujesz?
Ruda dziewczyna spojrzała na nią załzawionymi oczami.
           - Dzięki, że mnie uratowałaś – powiedziała słabo. Springsteen spojrzała na Pottera, który ścisnął właśnie swoją dziewczynę.
           - Nie ma za co. Takie śmiecie jak Malfoy nie powinni chodzić po tym świecie – mruknęła, wykrzywiając usta w grymasie. – Byłaś bardzo dzielna – powiedziała, głaszcząc Ginny po ręce.
     Ta uśmiechnęła się blado, po czym znów wtuliła twarz w ramię Wybrańca. Sophie uśmiechnęła się pokrzepiająco i do niego, po czym odeszła w stronę przyjaciół.
           - Załatwiłaś sobie autograf Pottera i już nie muszę tego robić? – spytała z nadzieją Hermiona z ironicznym uśmiechem na ustach. Sophie wytknęła jej język i rozłożyła się na kanapie.
           - Nauczyłaś już Neville’a? – spytała, przymykając oczy.
           - Tak, czegoś na pewno – odparła Granger. – W każdym razie, mam już wolne. Idziemy do Leo?
           - Dobra, ale najpierw pójdziemy na kolację – mruknęła, ociężale wstając i jęcząc przy tym.
           - Starość nie radość, nie? – sarknęła przyjaciółka.
           - Odczep się! – warknęła Springsteen, po czym obie się zaśmiały i ruszyły w drogę do Wielkiej Sali.

*

     Siedziały właśnie z Leonardem w Pokoju Życzeń i popijali herbatę, kiedy Sophie opowiadała im, co zaszło między nią, a młodym Malfoy’em w opuszczonej klasie.
           - Co?! – krzyknęli Hermiona i Leo, słuchając opowieści przyjaciółki.
             - Jak to próbował zgwałcić Weasley? – spytała Hermiona.
            - No mówię ci. Miała rozdartą koszulę, a on przypierał ją do muru! – sapnęła wkurzona Sophie. – Ten śmieć jest Śmierciożercą! Widziałam znak Voldemorta na jego ręce! – krzyknęła, chodząc w kółko.
           - To niemożliwe! – Hermiona zasłoniła sobie usta ręką, nie mogąc w to uwierzyć. Leo kręcił z niedowierzaniem głową.
           - A jednak… - mruknęła zdegustowana. – A na koniec oszpeciłam jego przepiękną – sarknęła – buźkę. – Zaśmiała się i usiadła zadowolona w fotelu.
           - Brawo! – ryknął Leonard, klaszcząc w jej stronę. Skinęła głową i uśmiechnęła się triumfalnie.
           - Dobrze mu tak – mruknęła Hermiona rozzłoszczona. – Zasłużył sobie na to.
     Siedzieli w milczeniu, upajając się smakiem herbaty i rozkoszując chwilą zwycięstwa nad wiecznie chełpiącym się Draco Malfoy’em.
     Nagle Hermiona wyprostowała się w swoim fotelu i spojrzała na przyjaciół zdenerwowana:
           - Zauważyliście, że ta parszywa gnida kręci się w pobliżu Pottera? Najpierw zaatakował jego samego, a gdy mu w tym przeszkodziłam, chciał go pozbawić jednej z pewnie ostatnich osób, które go naprawdę kochają! – Tym razem to ona wstała i zaczęła chodzić w kółko po pomieszczeniu. – Podsumujmy – zaczęła – on po prostu chce osłabić Pottera. Chce pozbyć się powodów, dla których Potter mógłby żyć… - skonstatowała.
     Stanęła w miejscu, wwiercając się wzrokiem w przyjaciół.
           - Musimy mu pomóc! – zawyrokowała. – Musimy go chronić – szepnęła.

*

     Hermiona była jedną z nielicznych osób, które zostały w pokoju wspólnym. Siedziała w fotelu, blisko kominka, grzejąc się i czytając książkę. Widział to, schodząc na dół po stopniach z dormitorium chłopaków. Zamierzał ugrzać się przy kominku.
           - Jeszcze nie śpisz? – Usłyszał cichy głos dochodzący z fotela.
     Podszedł cicho i usiadł na kanapie obok.
           - Jak widać. Zimno mi – mruknął, wystawiając ręce w kierunku kominka. Obrzuciła go krótkim spojrzeniem, po czym wróciła do książki. – Czy ich świat jest lepszy od naszego? – spytał po chwili ciszy. Spojrzała na niego badawczo. Na jego twarzy nie było widać ironicznego uśmieszku czy nawet zwykłego rozbawienia. Patrzył na ogień, a w oczach malował się… smutek. Nie mogła się pomylić.
           - Zależy – odparła prawie szeptem. – Zależy, jak bardzo wierzysz, że tamten jest prawdziwy. Jeśli myślisz trzeźwo, wiesz, że to tylko fikcja. Fakt, o wiele bezpieczniejsza od rzeczywistości, ale nadal tylko fikcja… - Westchnęła i z szelestem kartek zamknęła książkę.
     Harry oparł się o kanapę i przeniósł wzrok z ognia na Hermionę.
           - Czy tam też jest śmierć? – spytał, udając, że nie ma pojęcia o książkach. A przecież nie był głupi. Wiedział, że nawet w książkach bohaterowie umierają. – A może bardziej – czy tam śmierć boli tak samo, jak tutaj?
     Przebiegła wzrokiem po jego twarzy. Teraz była pewna, że to, co malowało się w jego oczach, na jego buzi było niczym innym, jak wielkim, przerażającym ją, smutkiem.
           - Harry, tamta śmierć nie dotyka nas. Nie boli więc tak bardzo. Tam po prostu jest…
           - Szkoda, że i tutaj, w świecie rzeczywistym, śmierć bliskich osób nie boli… Może potrafiłbym się jakoś ogarnąć i wziąć w garść… - mruknął, bardziej do siebie niż do Hermiony. - Przepraszam, nie powinienem się rozklejać.
     Dziewczyna posłała mu ciepły uśmiech. Pamiętała z Proroka Codziennego, że Harry podczas bitwy w Departamencie Tajemnicy w zeszłym roku stracił swojego najlepszego przyjaciela Rona. Nie widziała jednak, by chłopak chodził smutny, przygnębiony… Śmiał się, widziała go kilka razy z siostrą tego, no, Weasley’a, jak chodzili za rękę, całowali się. Nie, żeby chciała to obserwować, ale po prostu – jako prefekt widzi się więcej, niż trzeba.
           - Harry… – zaczęła spokojnie.
           - Nie wymagam od ciebie, żebyś mnie pocieszała – powiedział. – Nie jesteśmy przyjaciółmi…
           - Ale możemy nimi być – przerwała mu stanowczo. Uśmiechnęła się i spojrzała na niego przyjaźnie. Patrzył na nią niewzruszony. – Oczywiście, jeśli zechcesz. Nie od razu, powoli. Przyjaźń to nie zauroczenie. Przyjaźń buduje się powoli, a nie na podstawie impulsu – odparła, powoli wstając z fotela. – Jeśli będziesz chciał z kimś pogadać, zawsze możesz się zwrócić do mnie.
     Po chwili był sam w pokoju wspólnym. Jak się czuł? Trudno powiedzieć.
     Z jednej strony cieszył się, że zaproponowała przyjaźń, ale… Ostatni jego przyjaciel umarł. Przez niego. Przez to, że ON był Wybrańcem. Przez to, że Ron był przyjacielem Wybrańca.Przeklinał swój los. Życie nigdy nie szczędziło mu cierpień i wiedział, że to nie koniec. W Ministerstwie stracił swego najlepszego przyjaciela i ojca chrzestnego – jedyną rodzinę. Bał się, że jeśli znów się do kogoś zbliży to… Była jeszcze Ginny. Wiedział, że nie może z nią być. Byłby wdzięczny losowi, gdyby znalazła sobie kogoś innego. Lepszego. Kogoś, kto by ją chronił; kto nie byłby zagrożeniem samym w sobie.
     Z milionem myśli w głowie udał się do dormitorium. Po długich staraniach, kilkudziesięciu przewrotach z boku na bok, kilku godzinach wreszcie zasnął. Zasnął, by być nękany przez uporczywie wracające wspomnienia. Wspomnienia upadającego Syriusza; szeroko otwartych, przerażonych oczu Rona i wdzierającego się w umysł śmiechu Bellatriks Lestrange. 

12 komentarzy:

  1. Hej ^^
    Najbardziej spodobało mi się jak Hermiona mówi Harremu o przyjaźni. Która pewnie przerodzi się w miłość ;) Lubię romansidła.
    Moją uwagę też przykuła postać Sophie. Świetnie ją wykreowałaś.
    Czekam na dalsze rozdziały i życzę Ci weny, żebyś mogła szybko je napisać :)
    Masz talent dziewczyno! Potrafisz naprawdę fantastycznie dobierać słowa i wczuć się w daną sytuację.
    Pozdrawiam serdecznie ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo Ci dziękuję za miłe słowa :) Postaram się nie zawieść ;)

      Usuń
  2. Dawno nie czytałam dobrego opowiadania z tym parringiem, a tu nagle BUUUUM! Twoje opowiadanie. Znalazłam je bodajże na jakimś katalogu. Bardzo zachęcający opis, naprawdę!
    Twój pomysł jest bardzo oryginalny. Załamałabym się gdyby nagle przyjaźń pomiędzy Harrym, a Hermioną przerodziła się w miłość.
    Wielkie dzięki!
    Do tego masz bardzo lekki styl, i jak wspomniała osoba w pierwszym komentarzu - wspaniale wychodzi Ci wczuwanie się w daną sytuację.
    Bohaterowie, których wymyśliłaś czyli Sophie i Leonardo od razu wzbudzili moją sympatię, a zwłaszcza Leo! Jest taki uroczy :3
    Końcówka podobała mi się najbardziej gdyż była po prostu magiczna.

    Byłabym wdzięczna, gdybyś zgodziła się mnie informować :3

    Pozdrawiam, i życzę dużo weny!

    analise-must-die.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej :) Ostatnio zrobiłam sobie wolne, wiec dopiero dzisiaj zajrzałam na swojego bloga i kiedy tylko zobaczyłam, że reklamujesz swojego bloga o Harrym i Hermionie, od razu weszłam ^^. Bardzo się cieszę, że jeszcze istnieją takie blogi :).
    Bardzo ciekawie i lekko piszesz, dzięki czemu przyjemnie się czyta. Interesujące jest to, że Harry i Miona poznali się dopiero na 6 roku. Czuję, że zapowiada się naprawdę ciekawie, więc mam nadzieję, że poinformujesz mnie o nn? :)

    Pozdrawiam!

    [przekleta-prawda]

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja tu jestem zupełnie z innej beczki, ale znalazłam ten adres, więc stwierdziłam, że chyba w porządku będzie, jeśli przeczytam i skomentuję, prawda?
    Dawno już nie czytałam nic potterowskiego. Przykre, bo to całe moje dzieciństwo, ale wydaje mi się, że po prostu trzymam się "klasyki" i czytanie fanfic'ków nie bawi mnie już tak jak kiedyś. Mimo to, pokusiłam się o przeczytanie tego rozdziału.
    Śmierć Rona, poznanie Miony dopiero na szóstym roku, Malfoy bliski dokonania gwałtu na młodej Weasley... Wydaje się być przygnębiające. Co Harry porabiał do tego czasu?! Ostro zaczynasz, zważywszy na rozwój wypadków. Wydawałoby się, że będzie z górki, ale coś mi się wydaje, że los się do Pottera nie uśmiecha, tak, jak on zakłada. Jedno jest autentycznym faktem książkowym - Hermiona ratująca z opresji, hahaha. Całkiem przyjazna w odróżnieniu od zarozumialca z oryginalnej wersji, ale to przecież twoja historia. (;
    Mam nadzieję, że doczekam się drugiego rozdziału i to niebawem.

    / orchardofhearts.blogspot.com
    / notre-erreur.blogspot.com

    Tacos rule,

    OdpowiedzUsuń
  5. Serdecznie zapraszam na nowy rozdział 006 „Na rozstaju” na mojego bloga: www.niewolnicy-przeznaczenia.blogspot.com . serdecznie zapraszam do czytania i komentowania.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ojej... właściwie znalazłam twojego bloga zupełnie przez przypadek. Jakoś nigdy nie kręciły mnie opowiadania o miłości Harry'ego i Hermiony, ale przeczytałam pierwszy rozdział i puff - zakochałam się *.* Świetne! Bardzo fajny pomysł z tym, że poznali się dopiero na szóstym roku. Szkoda tylko, że uśmierciłaś Rona ;C Z niecierpliwością czekam na kolejne notki.

    Pozdrawiam :***

    OdpowiedzUsuń
  7. Oryginalny pomysł na te opowiadanie. Takiej wersji tego paringu jeszcze nie czytałam.
    Pozdrawiam.

    [siostryriddle]
    [ginevrariddle]

    OdpowiedzUsuń
  8. Musze Ci pogratulować pomysłu. Jest kilka opowiadań o tematyce Harry-Hermiona, ale Twoje przebija wszystko. Mimo, że to dopiero pierwszy rozdział skradłaś moje serce.
    Dziwnie mi z myślą,że Ron nie żyje. Z rozdziału wynika, że obwinia się za śmierć rudzielca. Może nasza Hermiona mu pomoże zapomnieć? Kto wie.
    Możesz mnie informować o nowych rozdziałach na blogu http://should-be-together.blogspot.com/ na którego zapraszam i dodaję Cie do linków.
    Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
  9. "Padał gęsty deszcz, mocząc kolorowe liście drzew Zakazanego Lasu. Patrzył na to przez okno Skrzydła Szpitalnego. "
    Deszcz patrzył przez okno? ;)
    "Gdy oberwał jakimś zaklęciem, zauważył tylko burzę loków, by zapaść się w ciemność."
    Lepiej by już było "nim zapadł w ciemność/zapadła ciemność". A jeszcze lepiej - nim zemdlał.
    Poza tym jak on zobaczył jej włosy, skoro ukrywała się w cieniu - a później 5 sekund minęło i był nieprzytomny?
    "To ją pierwszą zobaczył po ocknięciu. Później zaprowadziła go do Skrzydła Szpitalnego i opowiedziała pani Pomfrey o całym zajściu."
    To brzmi tak jakby cały czas robiła to burza loków.
    "krzyczała do niej Sophie, jej przyjaciółka – średniego wzrostu, dobrze zbudowana dziewczyna o krótkich, włosach w dwóch kolorach: blond na górze i czarnych na dole; i ciemnych, prawie czarnych oczach."
    Może spróbowałabyś rozbić to zdanie? Poza tym przecinek po "krótkich" zbędny.
    "bycieniezłym, sławnym ciachem"
    skleiło ci słowo
    "Zapomniałem, że stoi tu ten posąg – mruknął, wskazując na figurę, stojącą obok."
    Powtórzenie.
    " A on jej – oczywiście, jeśli chodziło o sprawy natury uczuciowej, bądź odzieżowej."
    Dlaczego jak gej, to zaraz musi znać się na ciuchach? :( to takie steoretypowe.
    " - Pewnie. Zwłaszcza, że jesteśmy w jednym domu."
    To zdanie mi się spodobało :D Harry czasami jest strasznie nierozgarnięty.
    " Sophie siedziała właśnie w bibliotece, śledząc tekst jakiejś historycznej powieści. Uwielbiała czytać, a zwłaszcza powieści historyczne."
    Powtórzenie.
    "[...] odeszła do pokoju wspólnego.
    W drodze do pokoju wspólnego [...]"
    Tu też.
    "nie rzadko"
    Razem.
    "Teraz była pewna, że to, co malowało się w jego oczach, na jego buzi było niczym innym, jak wielkim, przerażającym ją, smutkiem."
    Na buzi? Oo


    Meksykańskie więzienie. To była naprawdę pierwsza myśl, jaka przyszła mi do głowy w czasie czytania rodziału. Może troche absurladna, ale nadal się mnie trzyma.
    Malfoy jak na razie ma już na koncie próbę morderstwa i gwałtu (a ze słów Sophie wynika, że z innymi dziewczynami postępuje ponownie) - jak na razie został za to dwa razy rozbrojony i oberwał w twarz. Poza tym trochę pomarudzili. Znaczy się - pewnie nic nowego...
    To brzmi strasznie nienaturalnie - Hermiona/Sophie nie zgłosiła tego nauczycielowi, dyrektorowi? Nie zrobiła tego pielęgniarka? (Potter był w Skrzydle)
    Co tam - w szkole wprowadzono program eksterminacji uczniów? :D
    I czemu Harry nie poszedł przylać Draco? To w końcu Gryfon jest...
    Scena tego niby gwałtu wyszła tak sobie - w sumie to wygląda, jakby Draco znalazł się w t r o c h ę niezręcznej sytuacji i tyle. Mniej więcej takiej jakby beknął w towarzystwie - przynajmniej ja tak to odczułam, biorąc pod uwagę reakcję Sophie. Później Ginny przytula się do Harry'ego i to też wydaje się dziwne - nie powinna stronić od dotyku? (chociaż tu się nie upieram - różni ludzie, reakcje różne)
    Ale jeśli przyjmiemy, że taka konwencja - to romowa o książkach, umieraniu i przyjaźni wypada bardzo dziecinnie. Harry swoje już przeżył, duży chłopak jest - a to są rozważania na poziomie dziesięciolatków (i jeszcze ta buzia nieszczęsna).

    Co na plus?
    Uważam, że masz bardzo przyjemne pióro. Czasami zdarzają ci się niezręczności, ale jest dobrze. Ładnie też wykreowałaś Sophie i Leonarda, czuć w nich życie. Właściwie podobają mi się bardziej niż bohaterowie kanoniczni.

    OdpowiedzUsuń
  10. Ach, wkręciłam się już w Twoją historię! Bardzo podoba mi się postać, Leo, od razu go polubiłam... a potem sprawdziłam w INFO, że obsadziłaś Ezrę i jestem w siódmym niebie! :) super, iż Hermiona znalazła kogoś, kto jest tak do niej podobny - też mugol, kocha książki, itp. itd. bo myślę, że w oryginale trochę kogoś takiego jej brakowało. Jeszcze te jego żarciki~

    O, proszę jaki ten Draco tutaj. Mam nadzieję, że kiedy Sophie szła, myśląc o wielkiej miłości i na niego wpadła nie była sugestią, że on się jej spodoba :O ach, Sophie. Już ją polubiłam. Tworzą razem fajne drugie "Golden Trio" haha.

    Wow, kiedy już miałam się zacząć zastanawiać, co u Rona, okazuje się, że umarł. No cóż, nigdy nie przepadałam za nim, ale z pewnością ma to znaczenie w Twojej historii.

    Cóż, lecę czytać dalej!

    Pozdrawiam
    Nagmerrie

    OdpowiedzUsuń
  11. fajne. Na serio wow. Piszesz fajne opowiadania i zatrzymujesz w dobrych momentach:)

    OdpowiedzUsuń