3 czerwca 2013

Rozdział 14 "Pustka"

Witam!
 Po długiej, jak pielgrzymka, przerwie, przybywam z nowym rozdziałem. Nie wiem, co jeszcze napisać, więc przejdę do rozdziału. 
Z ogłoszeń parafialnych: Założyłam fanpejdża. ^^ Jeśli masz ochotę, link znajdziesz po prawej stronie. ;) 

Dziękuję i zapraszam do czytania!
* * *


     Snuł się po korytarzu, starając się odgonić złe myśli. Przecież nie mogła go opuścić. Nie po tym, co mu powiedziała. Kiedy zasypiał z Nią w swoich ramionach, był pewien, że już nigdy go nie opuści. Teraz, kiedy minęły dwa tygodnie, a on nie miał z nią żadnego kontaktu, rósł w nim niepokój. Dyrektor powiedział mu, że jest u rodziny i zajmuje się umierającą babcią. Rozumiał to, jednak dlaczego nie odzywała się do niego?
      Kiedy miał wrócić do wieży Gryffindoru, podszedł do niego jakiś chłopak i przekazał mu kartkę.
      Harry,

      Przyjdź do mojego gabinetu jak najszybciej.

      Albus Dumbledore

      Zmienił kierunek i ruszył szybkim krokiem w stronę gabinetu dyrektora. Chimera była uchylona, a on poczuł ukłucie strachu. Wyjął różdżkę i trzymając ją przed sobą, zaczął wspinać się po schodach.
      Rozejrzał się po gabinecie – był oświetlony jedynie przez skąpe światło dogasającego w kominku ognia. W bladym świetle widać było ślady walki.
      - Dyrektorze? – zawołał w głuchą przestrzeń. Kiedy nikt nie odpowiedział, nawet obrazy wydawały się dziwnie ciche, mruknął pod nosem – Lumos!
      Smuga światła rozświetliła pomieszczenie, a on zobaczył, że obrazy opustoszały. Zmrużył oczy i rozejrzał się ponownie po gabinecie. Przyjrzał się kamiennej podłodze, na której dostrzegł małą kałużę krwi. Niedaleko niej widać było kolejne krople krwi. Pełen złych przeczuć ruszył za śladami.
      Zamek był nienaturalnie cichy, jakby wszystko nagle zamarło. Nie miał pojęcia, co się dzieje. Z rosnącym niepokojem kroczył za szlakiem, aż dotarł do Wieży Astronomicznej. Zarzucił na siebie pelerynę niewidkę, którą miał pod kurtką. Od kiedy odbywał nocne wycieczki, nosił ją zawsze ze sobą.
      Szarpnął drzwi, próbując je otworzyć. Nie ustąpiły, więc wymruczał Alohomora i po chwili wspinał się po schodach. Wstrzymał oddech, kiedy zaczęły docierać do niego głosy. Rozpoznał spokojny, lekko zmęczony głos Dumbledore’a, pozostałych trzech nie potrafił zidentyfikować.
      - Draco, to nie musi się tak skończyć – wychrypiał dyrektor. – Są inne możliwości… Masz ich kilka…
      - Jakie mam możliwości?! – żachnął się Malfoy. – Stoję tutaj z różdżką w ręku… zaraz cię zabiję…
      - Mój drogi chłopcze, przestańmy się oszukiwać. Gdybyś zamierzał mnie zabić, zrobiłbyś to w chwilę po tym, jak mnie rozbroiłeś, nie czekałbyś, żeby sobie najpierw ze mną pogawędzić o sposobach i środkach.
Harry przystanął w zagłębieniu, w którym panował mrok. Spojrzał na swoich wrogów – Zabiniego, Crabbe’a i Goyle’a. Wszyscy czterej mierzyli różdżkami w spokojne oblicze dyrektora, który stał na środku wieży.
      - Nie mam żadnych możliwości wyboru! – krzyknął Malfoy, a jego twarz pobladła nagle tak, jak twarz Dumbledore’a. – Muszę cię zabić! On zabije mnie! Zabije całą moją rodzinę!
      Potter zerknął na swojego mentora i widział, że pomimo bladej twarzy stoi na nogach pewnie i jedynie oczekuje. Na ostatnie słowa Ślizgona usłyszał czyjeś prychnięcie. Zerknął w bok.
      - Sophie?! – odezwał się zduszonym głosem. – Co ty tutaj robisz?!
      Sophie zerknęła w bok, próbując przeszyć wzrokiem ciemność. Potter wyciągnął dłoń spod peleryny i ostrożnie nią skinął, przywołując Sophie. Rozchylił poły peleryny i wciągnął pod nią dziewczynę.
      - Potter! – zdumiała się, bezgłośnie poruszając ustami. – Skąd…
      - Nie teraz! Musimy uratować Dumbledore’a… Wiem, że jesteś dobra w rzucaniu uroków…
      - Nawet wyśmienita! – mruknęła, spoglądając na piątkę ludzi stojącą niedaleko.
      - Skonfunduj Crabbe’a i Goyle’a. Zabinim zajmę się ja…
      - A Malfoy?
      - Sam nie będzie już taki cwany.
    - Może lepszy będzie Imperius? – spytała. Chłopak uniósł brwi i spojrzał na nią ze zdziwieniem. Gryfonka wzruszyła ramionami, nie rozumiejąc jego zaskoczenia. Jeśli chce się zostać dobrym Aurorem, trzeba znać wszystkie techniki, nawet te niewybaczalne.
      - Doceniam trudność położenia, w jakim się znalazłeś. Jak myślisz, dlaczego nie zdemaskowałem cię wcześniej? Ponieważ wiedziałem, że zostaniesz zamordowany, jeśli Voldemort dowie się, że cię podejrzewam.
      Malfoy skrzywił się na dźwięk tego nazwiska, a Sophie prychnęła cicho.
      - Nie śmiałem z tobą rozmawiać na temat misji, jakiej się podjąłeś, bo bałem się, że użyje wobec ciebie legilimencji – ciągnął Dumbledore. Gryfoni wymienili spojrzenia i skinęli głowami. Potter niepostrzeżenie wyszedł spod peleryny, stapiając się z ciemnym rogiem. Sophie powoli ruszyła w stronę dwóch dobrze zbudowanych chłopaków. – Teraz jednak możemy porozmawiać otwarcie… Nie stało się jeszcze nic złego, nikogo nie skrzywdziłeś, choć miałeś dużo szczęścia, że twoje przypadkowe ofiary przeżyły… Mogę ci pomóc, Draco.
      Harry mrużył oczy, próbując dostrzec jakąś zmianę w zachowaniu Ślizgonów, która świadczyłaby o rzuconym przez Springsteen uroku.
      - Nie, nie możesz – odparł Malfoy, a różdżka w jego dłoni zadrżała – Nikt nie może mi pomóc. Powiedział mi, że jak tego nie zrobię, to mnie zabije. Nie mam wyboru!
      - Przejdź na właściwą stronę, Draco, a ukryjemy cię tak, że nikt cię nie znajdzie, uwierz mi. Co więcej, mogę jeszcze tej nocy wysłać członków Zakonu Feniksa do twojej matki, żeby i ją ukryli. Twój ojciec jest teraz bezpieczny w Azkabanie… Kiedy nadejdzie czas, możemy i jego ochronić… Przejdź na właściwą stronę, Draco… nie jesteś zabójcą…*
      Malfoy wpatrywał się w niego i jakby się wahał.
      - No, dalej, Draco… Zrób to! – zachęcał go Zabini, a Potter uniósł różdżkę i wycelował ją w murzyna.
      Gryfon zaobserwował, jak Crabbe odwraca się na pięcie i zamierza zejść po schodach.
      - Crabbe, a ty dokąd? – warknął Blaise, mierząc go wzrokiem. Potter wymruczał zaklęcie, po czym Zabini stał przyparty do ściany. Malfoy stał naprzeciwko starszego czarodzieja i drżącą ręką mierzył w niego.
      - O co chodzi?! Kto tu jest?! – wrzasnął, okręcając się wokół własnej osi, kiedy i Goyle zaczął staczać się po schodach.
      Sophie jednym ruchem ręki ściągnęła z siebie pelerynę Pottera i stała na wprost chłopaka z opuszczoną różdżką. Patrzyła mu wyzywająco w oczy i czekała.
      - No, zabij, Draco… Zabij mnie! – powiedziała spokojnie. – Przecież potrafisz…
      Potter podszedł do dyrektora, wykorzystując chwilową dezorientację blondyna.
      - Dobrze się pan czuje? – szepnął Harry, podtrzymując mężczyznę na swym ramieniu. Czarodziej chwycił się za bok, z którego powoli sączyła się krew.
      - Avada kedavra!
      Gryfon spojrzał na Malfoya, którego różdżka upadła na ziemie, a on sam wpatrywał się w Sophie. Zielony miecz przeszył powietrze, pędząc w stronę niczego nie spodziewającej się dziewczyny. Zaklęcie Zabini'ego chybiło o centymetr i roztrzaskało się na ścianie.
      - Incarcerous – mruknął Dumbledore resztką sił, a Zabini leżał spętany na zimnej posadzce. - Dziękuję wam, moi drodzy, jednak to było bardzo nieodpowiedzialne z waszej strony – powiedział, kiedy odprowadzali go do Skrzydła Szpitalnego.
      Ślizgonami zajęła się już profesor McGonagall przy pomocy profesora Snape’a.
      - Mój Boże, Dumbledore, co się z tobą stało? – spytała zatroskana pani Pomfrey, cmokając cicho i pochylając się nad raną dyrektora. Mężczyzna uśmiechnął się delikatnie do uczniów, po czym skinieniem głowy pożegnał się z nimi.
      Harry szedł spokojny i zamyślony, wycierając brudne od krwi ręce w szatę. Sophie natomiast mruczała coś pod nosem i pociągała cicho nosem. Nie płakała, kiedy na nią patrzył, jednak dał sobie rękę uciąć, że było jej źle.
      - Cieszę się, że pomogłaś mi go uratować – odparł, przystając na korytarzu. Przez wielkie okno wpadał słaby blask wstającego słońca, a nieboskłon zaczął zabarwiać się na blady róż.
      - Tak, ja też… - szepnęła, strzepując ręce. Spojrzała na ukochanego swojej przyjaciółki i poczuła ukłucie żalu. – Skąd masz tę pelerynę? – spytała, próbując zapomnieć o bladych, szarych oczach Draco, wpatrujących się w nią.
      - Dostałem. Kiedyś należała do mojego ojca… - opowiedział jej całą historię, a kiedy skończył znaleźli się pod portretem Grubej Damy. – Dzięki, że tam byłaś. Bez ciebie bym sobie nie poradził.
      Dziewczyna uśmiechnęła się blado i poklepała go dłonią po ramieniu.
      - Nie ma sprawy. Zawsze możesz na mnie liczyć – mruknęła, po czym wypowiedziała hasło, a kiedy obraz się uchylił, oboje weszli do środka, by udać się do swoich sypialni.
*
      - Nie, nie możesz – odparł Malfoy, a różdżka w jego dłoni zadrżała – Nikt nie może mi pomóc. Powiedział mi, że jak tego nie zrobię, to mnie zabije. Nie mam wyboru.
      Dźwięk tych słów odbijał się od ścian jej umysłu, tylko po to, by za każdym razem brzmieć głośniej i mocniej wbijać się w jej podświadomość.
      Obróciła się na bok i mocniej zacisnęła powieki przez sen, jakby próbując się pozbyć jego widoku, desperacji w jego głosie, drżenia jego ciała…
      - Nie mam żadnych możliwości wyboru!
      Zmieniła pozycję i znów leżała na wznak, a jej klatka piersiowa unosiła się w przyspieszonym tempie. Strużka potu spływała po policzku, by zatopić się w krótkich, platynowych włosach.
      - Muszę cię zabić! On zabije mnie! Zabije całą moją rodzinę!
      Wierciła się na łóżku, starając się przegonić te słowa i wyrzucić sprzed oczu jego obraz.
      - Avada kedavra!
      - NIE! – krzyknęła, siadając na łóżku i szybko oddychając. Szeroko otwarte oczy mówiły, że już dzisiaj nie zaśnie.
      Ostatnie noce właśnie tak wyglądały. Wciąż go słyszała, wciąż widziała jak upada, trafiony niewybaczalnym Zabiniego. Westchnęła, strącając z siebie kołdrę. Na wciąż drżących nogach podeszła do swojej szafy, którą zwykle dzieliła z Hermioną. Zerknęła na jej część i zachwiała się, a jej ramiona zatrząsały się ledwo zauważalnie.
      - Gdzie jesteś, Hermiono? – szepnęła w przestrzeń płaczliwym tonem.
      Sophie Springsteen rzadko płakała, a kiedy już to robiła, starała się by nikt o tym nie wiedział. Jedyną osobą, która znała Gryfonkę na wylot, była Hermiona Granger – odwieczna przyjaciółka, która poświęciła się, by pomóc swojemu ukochanemu ocalić świat.
      Pragnęła móc cofnąć czas i wyruszyć razem z nią. Mogłaby ją chronić, strzec jej bezpieczeństwa i odpędzać potwornych ludzi, którzy mogliby jej zagrażać. A co najważniejsze, byłaby teraz pewnie daleko stąd i nigdy nie widziałaby Malfoya, który próbuje zabić dyrektora.
      Sophie Springsteen nie była typem słabej osoby. Znała mugolskie sztuki walki, które potrafiła urozmaicić zaklęciami. Znała na pamięć wszystkie zaklęcia obronne i atakujące, potrafiła rzucić dobrego Imperiusa i nie znała litości, w stosunku do złych osób. Sophie Springsteen była miłośniczką historii magii, która wszystkich usypiała. Ona wyciągała wnioski z każdej wojny, potyczki. Ta niewysoka farbowana, platynowa blondynka miała w sobie siłę lwa i spryt lisa. Potrafiła uwarzyć każdy eliksir, większość z nich miała w zapasie.
      Tyle było powodów, dla których Hermiona mogła chociaż rozważyć możliwość zabrania jej ze sobą. Wiedziała, że Hermiona zapewne tak samo dokładnie potrafi uwarzyć eliksir, rzucać zaklęcia, wysnuwać wnioski, jednak Sophie chciała mieć możliwość niesienia jej pomocy, której zapewne potrzebowała.
      Pewnie siedzi teraz w głuchej puszczy i smętnie przegląda się w kubku gorącej herbaty. A może właśnie walczy ze Śmierciożercami? A może już nie żyje?
      Sophie odgoniła te czarne myśli. Hermiona musiała żyć. MUSIAŁA. Miała przecież chęć walki, miała powody dla których warto było przeżyć. Tutaj czekał na nią Potter, Leo i ona. Chociaż czy ktoś chciałby wracać do takiej wrednej osoby jak ona?
      Po raz kolejny potrząsnęła głową, by zmienić tor swoich myśli.
      Wyciągnęła z szafy szary sweter i parę ciemnych, szkolnych spodni. Czuła, że pierwszy dzień czerwca nie będzie należał do najcieplejszych. Słyszała głośny szum wiatru i stukanie dużych kropel o parapety. Zerknęła na zegarek, by dojrzeć na nim godzinę czwartą.
      Oddychała głęboko, stojąc pod gorącym prysznicem. Tęskniła za Hermioną tak, jak i tęskniła za Draco.
      - Jestem nienormalna! – warknęła na siebie i zabrała się za szorowanie całego ciała. Wdychała opary lawendowego szamponu, którym myła włosy i starała się nie myśleć już o niczym.
      Skierowała swoje kroki na wygodny i ulubiony fotel Hermiony w pokoju wspólnym. Chwyciła książkę od obrony przed czarną magią i postanowiła przypomnieć sobie ostatnie lekcje. Czytając, próbowała przypisać zaklęcia, które powinna znać Hermiona.
      Sophie Springsteen, ta szesnastoletnia Gryfonka, nigdy za nikim nie tęskniła tak bardzo, by instynktownie szukać bliskości z pozostałością, z wspomnieniami po tej osobie. A teraz, kiedy zabrakło jej najlepszej przyjaciółki, kiedy została odtrącona przez Dracona, czuła w sobie nieskończone pokłady smutku, żalu i tęsknoty. Nie potrafiła uporać się z myślą, że już nigdy więcej może ich nie zobaczyć.
      Młodego Ślizgona nie widziała od kilku dni. Bała się, że stała mu się jakaś krzywda, że dopadł go Voldemort, jeszcze wcześniej niż Hermionę.
      Sophie Springsteen po raz pierwszy w życiu się czegoś bała.
*
      Kiedy odgadnęłam, jak prostymi, acz niespotykanymi przedmiotami były horkruksy, dziękowałam bogom, że Dumbledore ocalił ten zmieniacz czasu. Voldemort był podłym człowiekiem i kiedy zagłębiałam się w jego psychikę, potrafiłam wysnuć wnioski.
      Stworzył je wszystkie, bo bał się śmierci. Nie potrafił przyjąć jej z godnością, wolał za to wypowiedzieć wojnę jej i całemu światu. Zrozumiałam, że nigdy nie chodziło o to, by oczyścić świat ze szlam, takich jak ja. On próbował wybudować wokół siebie bastion, w którym nikt nie byłby w stanie mu się przeciwstawić. Tego oczekiwał – władzy nad życiem i śmiercią.
      Tkwiąc w jednej z małych, zapadłych i zatęchłych od kłamstw i patologii wiosek, starałam się tracić wiary w swoje powodzenie. Wyglądało na to, że Voldemort zmieniał miejsce przebywania jednego z horkrusków i choć widziałam, jak go tworzy, nie mogłam jasno stwierdzić, co nim jest. Postanowiłam odłożyć tę sprawę na późniejszy termin.
      Teraz musiałam zmierzyć się z czymś, czego nie potrafiłam zrozumieć. Szukając diademu Roweny Ravenclaw, miałam odczucie déjà vu.. Zdawało mi się, że już to przeżywałam i doskonale znałam. Widząc, jak Voldemort zabija starszą kobietę, której oczy już kiedyś widziałam, nie potrafiłam oprzeć się wrażeniu, jakoby to moje ręce ją zabijały.
      W chwilach zwątpienia, a tych było niemało, stawał mi przed oczami obraz zadowolonego, śpiącego Pottera – obraz moich wyrzutów sumienia. Dla niego przecież walczyłam, to przecież dla jego bezpieczeństwa uciekłam od niego, by teraz toczyć walki w te niezbyt ciepłe, majowe noce.
      Widziałam obraz Sophie, która wydziera się na mnie i zarzuca mi nieodpowiedzialność, choć sama nią nie grzeszyła, zakochując się w Malfoy’u. Zdawałam sobie sprawę, jak bardzo mnie teraz nienawidzi – zostawiłam ją samą, bez słowa wyjaśnienia. Nie mogłam pozwolić jej na to, żeby ze mną poszła – tutaj, na nieuniknioną śmierć. Wiedziałam, że czyha na mnie na każdym rogu, by móc objąć mnie i wydrzeć szponami moje życie.
      Widziałam Leonarda, który z cierpiętniczą miną, cmoka zatroskany nad moją głupotą i brawurą. Wiedział o wszystkich moich posunięciach, a ja czułam dyskomfort, myśląc o tym, że wciągnęłam go w nie jego grę. Zdecydowanie bardziej lubiłam go, kiedy był beztroski i rozmarzony.
      Moim obowiązkiem i powołaniem było uratować ich wszystkich i zapewnić im cień bezpieczeństwa. Wiedziałam, że już za kilka tygodni opuszczą Hogwart, a wtedy ich życia będą zagrożone. Wyczuwałam, że wojna wisi na włosku. Nie pokładałam zbyt wielkiej nadziei w Dumbledorze – w końcu był stary, nie miał już tyle sił, co kilka lat temu. Wierzyłam jednak, że razem z Harrym obmyślą jakąś taktykę, która pomoże nam pokonać Voldemorta i jego popleczników.
      Patrzyłam w gwiazdy i myślałam, jak czuje się Harry. Czy zna prawdę o moim miejscu przebywania? Nie… Dumbledore nigdy by mu tego nie powiedział. Znał naturę Harry’ego, tak jak i ja. Wściekałby się, ciskał bluźnierstwa i słowa, których potem by żałował. Każdy, kto miał do czynienia z Potterem, wiedział, że jest w gorącej wodzie kąpany i najpierw robi, a myśli dopiero, kiedy wpakuje się w kłopoty.
      Nie, on nie mógł o tym wiedzieć. Tęskniłam. Tak bardzo, że nie mogłam spać, jeść. Jedyne, co mi wychodziło, to myślenie. A robiłam to po prostu, żeby nie myśleć o nim – o jego zielonych oczach, czarnych włosach.
      Wszystko co robiłam było poświęcone jemu. Tęskniłam, ale nie chciałam wracać, nie chciałam go przy sobie.
      Nie chciałam, bo wciąż się bałam. Bałam się tego życia z nim, otoczona jego miłością i oddająca mu pokłady mojej. Byłam głupia. Zdawałam sobie z tego sprawę.
*
      Leonard Mitchell siedział w bibliotece. Próbował zebrać myśli do kupy, aby móc się skupić na eseju z transmutacji. Choć był dobry z tego przedmiotu, nie mógł się dziś nad nim skupić.
      Mimo że od odejścia Hermiony minęły już dwa tygodnie, on nie potrafił zapomnieć ich ostatniej rozmowy.
      - Leo, jeśli by mnie kiedyś zabrakło, kiedyś nie byłoby mnie na miejscu, czy zaopiekujesz się Sophie i Krzywołapem?
      - Hermiona, o czym ty mówisz? – zerknął na nią ze zmrużonymi oczyma, kiedy ślęczeli w jakiejś opuszczonej klasie nad Eliksirem Wielosokowym. – Wiem, że nie miałem zadawać zbędnych pytań, ale ja muszę wiedzieć… Chociaż coś…
      - Chcesz szukać tych horkrusków, tak? – spytał po chwili ciszy, pochylając się nad bulgoczącym leniwie eliksirem.
      Skinęła głową.
      Westchnął ciężko i pokręcił głową z dezaprobatą.
      - Pottera też mam mieć na oku? – spytał, doglądając innego kociołka z eliksirem przeciwbólowym.
      - Gdybyś mógł. Nie masz go śledzić, ale…
      - Wiem, co mam robić, Hermiono! – powiedział twardo, dając jej do zrozumienia, że uważa ten temat za zakończony. – Kiedy?
      Tym razem to ona westchnęła i zapanowała między nimi chwila ciszy. Krukon przelał eliksir wielosokowy do buteleczki i ułożył w małej, drewnianej skrzynce.
      - Myślę, że zaraz po zakończeniu roku – odparła, kontrolując stan swojej skrzynki.
      Gdyby wtedy wiedział, że zrobi to tego samego dnia, nigdy by jej na to nie pozwolił. Powiedziałby Sophie, a ta na pewno by ją zatrzymała. Była tą najsilniejszą w ich trójce.
      Leonard był dobry w transmutacji, eliksirach i astronomii, całkiem niezły z zaklęć, jednak nie potrafił walczyć. Nie przydałby się jej tam, gdzie teraz była.
      Przetarł oczy i chwycił się za nasadę nosa. Deszcz uderzał w okna, a nieboskłon przecinały błyskawice, niczym ostre sztylety.
      - Cześć. – Rozmyślania przerwał mu melodyjny głos. – Mogę się dosiąść?
      Leonard skinął krótko głową i odsunął dziewczynie krzesło.
      - Dzięki – odparła. – Jesteś Leonard, tak? – spytała, uśmiechając się do niego szeroko.
      - Tak. Wybacz, ale nie wiem, kim ty jesteś – powiedział, spoglądając na dziewczynę. Długie blond włosy były zupełnie mokre, tak jak i cały strój dziewczyny. Delikatna, bladoróżowa sukienka, przykleiła się do jej ciała, a bose nogi odrobinę trzęsły się z zimna.
      - Jestem Luna – przedstawiła się, odgarniając mokre włosy na bok. – Czy ci przeszkadzam?
      - Nie, ale powiedz, dlaczego jesteś mokra? – Chłopak zmrużył oczy i przyglądał jej się uważnie.
      - Byłam na spacerze i złapał mnie deszcz – powiedziała obojętnie, wpatrując się w niego błękitnymi oczami. – Piękna dziś noc. Idealna pora na obserwowanie ględatek niepospolitych. – Jej melodyjny głos i przekonanie, z jakim mówiła, wywołały uśmiech na twarzy młodego Krukona.
      - Przepraszam, co? – spytał i wyciągnął różdżkę. – Poczekaj, wysuszę cię. Przeziębisz się jeszcze. – Mruknął zaklęcie i po chwili dziewczyna była już sucha, a jej drobne stopy przestały się trząść.
      - Dziękuję, jesteś bardzo miły. Dawno nikt mi nie pomógł. Odkąd Harry stracił Hermionę, i on ze mną nie rozmawia… Jesteś drugim chłopakiem po nim, który jest dla mnie miły. To takie cudowne! – Klasnęła w dłonie, wyciągając z torby jakąś gazetę. – Czy mogę tutaj posiedzieć i poczytać? W pokoju wspólnym nikt mi na to nie pozwala…
      Chłopak skinął głową, a dziewczyna zaczęła czytać czasopismo. Trzymała je do góry nogami, a on zrobił zdziwioną minę.
      - Obróć. Trzymasz ją do góry nogami – poradził, wciąż czujnie się w nią wpatrując.
      - Nie szkodzi. Tak się lepiej czyta.
      Leonard wzruszył ramionami. Każdy ma swoje dziwactwa, a kim on był, żeby jej tego zabraniać. Uśmiechnął się delikatnie, a w policzkach pojawiły się małe dołeczki. Pochylił się nad swoim esejem i odkrył, że z niewiadomych przyczyn, zdania same spływały mu do głowy.
      - Nie, nie, Leonardzie. Sendivogius dokonał tej transmutacji. Tatuś mówi, że jako pierwszy we wschodniej Europie. Może jest ci trudno w to uwierzyć, bo światłe umysły zawsze są ograniczone, jednak to on zamienił ołów w złoto.
      - Nie mam ograniczonego umysłu – oburzył się chłopak, a dziewczyna natychmiast chwyciła go za rękę.
      - Ale nie potrafisz pojąć faktu, że coś tak trudnego jest możliwe bez magii!
      - Nie potrafię uwierzyć, że on w ogóle miał kamień filozoficzny. Nie mógł go mieć, bo on nie istnieje! A gdyby istniał, to przecież Sendivogius powinien żyć do dzisiaj! Ja bym skorzystał z takiej możliwości! Mieć eliksir życia i go olać, zamiast tego przemieniać ołów w złoto? – prychnął, odchylając się na krześle.
      Luna zachichotała cicho, a jej niebieskie oczy zamigotały radośnie.
      - Ależ on go wykorzystał! Tatuś opowiadał mi, że kiedyś go spotkał, jak był na wycieczce na Łotwie. Tłumaczył, że jest tam mniej wścibskich spojrzeń – odparła spokojnie, wkładając różdżkę za ucho. – Uwierz w to, w co wierzyć nie można – rzekła wesoło, po czym odeszła od stolika i wyszła z biblioteki, zostawiając Leonarda w osłupieniu.
      Spojrzał za nią - wesoło podskakiwała, żegnając się z panią Pince. Zerknął na zegarek i stwierdził, że czas spać.
      Idąc przez ciemne i chłodne korytarze Hogwartu, myślał o nowej znajomej. Uśmiechnął się na to wspomnienie. Zawsze lubił osoby, które są nietuzinkowe, inne, mają swoje przekonania, w które bezgranicznie wierzą. Widział, że pomimo opowieści o ględatkach jakichś tam i bosych stóp, jest mądrą dziewczyną.
      Westchnął przeciągle, odpowiadając na pytanie zadane przez brązowego orła. Odgarnął z czoła brązowe, falowane włosy, by utwierdzić się w przekonaniu, że boli go głowa. Wszedł do pokoju wspólnego, a po jego drugiej stronie przemknęły mu długie, znane już blond włosy. Klepnął się w głowę, prychając z dezaprobatą.
      Czuł, że gdzieś ją już widział.
      Może przy stole Krukonów, w salonie KRUKONÓW? Hm?!
      Zacmokał i udał się do sypialni chłopców, odprowadzany przez uśmiech młodszej koleżanki.
      - Jake – mruknął niezadowolony, wymijając chłopaka szerokim łukiem.
      - Leonard – prychnął tamten i wsunął się do łóżka, zasuwając kotary.
      Umyty, ubrał się w pidżamę i sam postanowił się położyć. Odetchnął głęboko, by po chwili odpłynąć w krainę snów.

______
* Sendivogius - Michał Sędziwój
* W rozdziale wykorzystano fragmenty książki "Harry Potter i Książe Półkrwi" autorstwa J.K. Rowling

19 komentarzy:

  1. Cieszę się, że wreszcie napisałaś. Niezwykle wciągające jest Twoje opowiadanie :)
    Chciałabym Cię też zaprosić na trochę mojej prozy i poezji ;) zapraszam:
    www.noccciemna.blogspot.com
    www.noccciemna-ksiazka-wampir.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo ;)
      Przy czasie postaram się wpaść, dobrze? ;> Jak sądzę, mój czas nadejdzie tak za 3 tygodnie. ;)
      Pozdrawiam,
      Eileen

      Usuń
  2. Naprawdę świetny rozdział. Bardzo podobała mi się scena na Wieży Astronomicznej. Czułam się jakbym tam była ! Każde Twoje słowo, pobudza moją wyobraźnię ;) Szkoda mi tylko biednej Sophie ;( Oddała serce Draconowi i teraz za to płaci.
    Dziwne, że Leo nie dostrzegł Luny. W końcu to taka niecodzienna postać. Wzruszył mnie wpis, rodem z pamiętnika Hermiony. Aż czuć, co dziewczyna przeżywa...
    Pozdrawiam,
    Mad.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za miłe słowa. Sądzę, że to dzięki twórczości pani Rowling ta scena wyszła mi tak dobrze. Również uważam, że jest dobra. ;)
      Leo również jest nietuzinkowy - roztrzepany, nieogarnięty, to koniec końców facet. ;) To dlatego nie widział Luny.
      Staram się przelać te uczucia. Próbuję wczuć się w sytuację Hermiony ( nie jest to dla mnie trudne), więc może dlatego. ;)
      Pozdrawiam! ;)

      Usuń
  3. Aj kochana już zaczęłam się o Ciebie martwić!
    Nie masz pojęcia jak bardzo się cieszę, że pojawił się w końcu u Ciebie.
    Ta dramatyczna sytuacja w wieży wyszła CI genialnie.
    Byłam ciekawa jak ją rozwiniesz i nie zawiodłaś mnie.
    I powiem Ci że naprawdę warto było czekać.
    Spodobał mi się sam wątek Luny, zwłaszcza iż to jedna z najciekawszych postaci w opowiadaniu.
    Nie licząc oczywiście Sopchie.
    Jestem ciekawa czy po tym wszystkim ona i Draco mają jeszcze szansę aby być razem.
    Naprawdę bardzo im kibicuje.
    Oby na następny rozdział nie trzeba było czekać tak długo!

    pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spokojnie, spokojnie! Ze mną wszystko dobrze, tylko czasu brak.
      Dziękuję, starałam się jak mogłam, żeby choć trochę zbliżyć się do geniuszu naszej królowej - J.K. Rowling. ;)
      Lubię Lunę, można powiedzieć, że jest moją ulubioną postacią, więc musiała ona u mnie zaistnieć!
      A różnie to się będzie dziać między Sophie i Draconem, ale na pewno nie będzie im łatwo. Zwłaszcza Sophie, która nie potrafi wybaczać.
      Ja i Apocalypsis staramy się jak możemy, jednak inne sprawy zabierają nam czas.
      Pozdrawiam,
      Eileen ;)

      Usuń
  4. Wpadam pięć dni po opublikowaniu rozdziału... jak na totalne urwanie głowy, które mam od kilku dni - nie jest źle ;). O rany, mam taki mętlik w głowie i w dodatku jest taak gorąco, że z góry przepraszam za chaotyczny komentarz ;).
    Cholernie spodobała mi się scena na Wieży Astronomicznej. Bardzo dobrze ją opisałaś i czułam się tak jakbym niemal tam była. Dobrze, że Harry pomógł Sophie uratować Albusa... a co będzie dalej z Draco? I jak to będzie pomiędzy nim a Sophie? Jejku, tyle pytań i czuję, że nieprędko otrzymam na nie odpowiedzi ;p.
    Podobało mi się bardzo to, co opisałaś z punktu widzenia Hermiony. Widać, że potrafisz się w nią dobrze wczuć... Aż się nie mogę doczekać, kiedy pojawi się scena z nią... a widząc zwiastun, domyślam się, że już w następnym rozdziale :).
    Wgl, kiedy ona się spotka z Harry'm?
    Ooo, i jest Luna <33. Boże, jak ja ją kocham. Cieszę się, że nie opuściłaś jej w swojej historii, bo bez niej to nie byłby Harry Potter ;p.
    Ogólnie, rozdział mi się cholernie podobał, tylko szkoda, że niewiele w nim Hermiony, bo podoba mi się Twoja krecja jej :).
    No cóż, tylko tyle z siebie dziś wycisnęłam, następnym razem obiecuję się poprawić! :D
    Pozdrawiam! ^.^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma sprawy! Ja też jestem w wirze, więc wszystko rozumiem. ;D
      Dziękuję. To wszystko dzięki J.K. Rowling, to ona nadała temu składu i ładu, ja dodałam tam tylko trochę swoich udziwnień. Poprawka - to Sophie pomogła Harry'emu uratować Dumbledore'a! Nie umniejszajmy zasług naszemu drogiemu Złotemu Chłopcu! ;) Draco też w nią nie celował, zrobił to Zabini. ;D tak dla ścisłości. Ale to szczegół...
      Tak, staram się w nią wczuć. Muszę łączyć cechy, które nadała jej Rowling, z tymi, które sama jej dopisuję. Hermiona będzie się pojawiać i to coraz częściej, bo jest w końcu główną bohaterką i to jej perypetie tutaj opisuję!
      I tak Cię podziwiam. Duchota na dworze, nawet o tej godzinie, nawet otwarte okno nie pomaga. Także ze spokojem! ;D
      Pozdrawiam,
      Eileen :*

      Usuń
  5. Scenę na wieży opisałaś bardzo ciekawie. Byłam zaskoczona, że Draco nieomal nie trafił Sophie. Swoją drogą czekam na jakieś wyjaśnienie, co w związku z tym z nimi będzie. Szkoda mi Hermiony i Harry'ego, bo nie mogą być razem, ale miejmy nadzieję, że tylko póki co. Pozdrawiam i czekam na ciąg dalszy!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! ;) Draco nie próbował zabić Hermiony. Zrobił to Zabini - widze, że chyba niedokładnie się wyraziłam. Biegnę i poprawiam!
      E... Historia związku Sophie i Draco będzie tak skomplikowana, jak Pottera i Granger, więc uprasza się o cierpliwość i wyrozumiałość dla autora tak zawiłych związków ;D
      Pozdrawiam, Eileen! ;3

      Usuń
  6. Witaj! Tak dawno Cię nie odwiedzałam ;P

    Muszę Ci powiedzieć, że podoba mi się zmiana w twoim stylu. Może to przez to że dawno nie czytałam albo naprawdę robisz postępy. Momentami czuję się jakbym była w twoim opowiadaniu, jakbym była jednym z bohaterów :D
    O dziwo twoja bohaterka nie była w tym rozdziale częstym gościem, ale przynajmniej była Luna, a tu już coś :P Takie małe zastępstwo. Wgl kiedy Herma i Harry się zobaczą, pogadają i kto wie co jeszcze? :)
    Przepraszam, że tak długo mnie nie było.
    Pozdrawiam, Leire ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak się cieszę, że zawitałaś!;*
      Dziękuję za uznanie. Rumienię się i nie wiem, co mam z tym zrobić. ;)
      Moja bohaterka stwierdziła, że musi dać odpocząć ludziom od siebie i na trochę zniknąć z piedestału. ;) Teraz stawiamy z Hermioną na Harry'ego i innych, których kochamy. ;)
      Hermiona i Harry nie prędko się zobaczą.
      Mam nadzieję, że już będziesz częściej na blogsferze! Muszę zobaczyć, czy coś dodałaś!
      Pozdrawiam! <3

      Usuń
  7. Dawno mnie tu nie było, ale co poradzić - taki mały Sloth ze mnie. ;) Ale dzisiaj tak sobie zaczęłam myśleć, że może skończę rozdział na Fremione (Dorcas zawieszona - jak dostanę jakieś godne umieszczenia pomysły, na pewno wrzucę coś nowego), to wypadałoby nadrobić zaległości. Oto jestem.
    Rozdział nie jest jakoś specjalnie długi, ale na pewno mnie zadowoli. Poczekaj chwilę, zaraz go skonsumuję i dam jakiś długaśny, pełen przemyśleń komentarz.
    Zaczynasz w dość mocnym momencie, bowiem Harry dostaje wiadomość od Dumbledore'a. I tutaj zaczyna się mała zmiana względem fabuły - Draco atakuje Dumbledore'a, a do tego w towarzystwie Zabiniego, Crabbe'a i Goyle'a. Nie tego się spodziewałam po nowości, ale może i lepiej, że akcja zaczęła brnąć naprzód. Scenka z kanonu, fajnie, miła, przyjemna i pasująca wstawka. Walka z tymi "osiłkami" całkiem fajna, ale trochę krótka, strasznie łatwo im wszystko poszło. Myślałam, że z tego wszystkiego wyjdzie coś więcej, jak w "Księciu Półkrwi", ale... no trudno.
    Przemyślenia Sophie bardzo długie, ale treściwe i uzasadnione. Nie dość, że Draco robi złe rzeczy, na które pozornie nie ma usprawiedliwienia, to jeszcze Hermiona bawi się w bohatera i podróżuje w czasie. Ciekawi mnie ogromnie, co ona tam robi, czy przypadkiem poznała Toma... Może spleciesz przeszłość z przyszłością? Może w przyszłości pojawią się jakieś zmiany, których dokona Hermiona w przeszłości, może to stanie się widoczne? Ach, tyle niewiadomych!
    No i mam chciany kawałek, ale... same przemyślenia, Hermiona tęskni, nie dziwię się. Też bym tęskniła, łażąc za jakimś chłopakiem tworzącym sobie horkruksy, który być może wie już o mojej obecności i wykorzystuje ją na swoją korzyść.
    Ostatni fragment naprawdę fajny. Leonard poznał Lunę, czyżby to coś oznaczało? Przeznaczenie, haha. Nie, w to nie wierzę. Ale... zobaczymy, co pokaże przyszłość.
    Pozdrawiam serdecznie!

    PS He, he, he. Polski alchemik. Ach, idę znowu oglądać FMA. <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, cieszę się - będę mieć co czytać w wakacje! ^^
      Starałam się, jak mogłam, żeby urozmaicić walkę, ale wyszło mi okropnie, więc zrezygnowałam. ;)
      Tak, postanowiłam dać Sophie trochę ludzkich uczuć, tak przed tym wszystkim, co dla niej planuję ^^ A planuję dla niej wiele! muahaha! A przygody Hermiony zostawmy na osobny temat. ;) Ale coraz lepiej idzie Ci nie hejtowanie jej. Szacun :D
      Tak! to coś oznacza i tak, to jest przeznaczenie! :D
      Pozdrawiam!
      Ps strasznie dużo emotek użyłam w tym komentarzu... A co do alchemika... no, tak jakoś mi wyszło. ;D

      Usuń
    2. Mam nadzieję, że będziesz. Okropny leń ze mnie, okropny. :<
      No trudno, może w przyszłości będzie lepiej. ;)
      A co do hejtowania Hermiony... jakoś tu nie miałam powodów.

      PS Ale alchemik dobry, dobry. Lubię alchemików. Ciekawe, czy rysował okręgi i próbował równorzędnej wymiany... Hehe: D

      Usuń
    3. Nie wiem czy to dobrze czy źle, że nie masz powodów. Zawsze mogłam się trochę pośmiać z Twoich pocisków w jej stronę... Ach!

      PS Cieszę się! Kto wie, kto wie. ;D

      Usuń
    4. Może w przyszłości Hermiona znowu mnie zdenerwuje tak, że trochę po niej pocisnę. :D

      PS A może otworzył bramę, może widział Prawdę! O kurczę, tyle możliwości!

      Usuń
  8. JA u Ciebie z opóźnieniem i to nie małym. W sumie jak u wszystkich.To ja tak od końca zacznę. Coś mi się zdaje, że ten nasz Michał Sędziwój może mieć coś wspólnego z całą twoją akcją ;) i bardzo zainteresowała mnie ta rozmowa z Luną. Może Leo zmieni swoją orientację? ;>
    Cały rozdział mi się podobał./ Przedstawiłaś tutaj charakter każdej z postaci i ich reakcję na zniknięcie Hermiony. Każdy jest inny i ja najbardziej chyba pasuje do Sophie. Wkurzyłabym się, że moja najlepsza przyjaciółka mnie zostawiła i nie chciała mojej pomocy. Z drugiej strony wspierałabym tak jak Leo, ale też wolałbym ją zatrzymać tak jak on. Współczuję Harry'emu. rozumiem czemu nic mu nie powiedzieli, ale przez to on bardziej cierpi. Ona miała go nie zostawiać, kochać, a ona się po prostu boi, a z drugiej strony zrobi dla niego wszystko. Pójdzie na pewną śmierć. Z drugiej jednak nie boi się Voldemorta, a miłości tak. Ah te kobiety!
    Cieszę się, że nie uśmierciłaś Dumbledore'a, a z drugiej martwię sie o Dracona. Za łatwo to on teraz nie ma.
    Wybacz, że tak krótko, ale twoim rozdziałem próbuję powoli wrócić do blogowego świata i trochę wyszłam już z prawy. I tak czekają mnie jeszcze ciężkie 2 tygodnie. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ze spokojem! ;)
      Nie, to nie ma za dużego znaczenia w tej historii. ;) po prostu - taki ukłon w stosunku do historii Polski. nic więcej. ;) No i potrzebny był na rzecz rozmowy Luny i Leo (swoją drogą L&L, fajny skrót ;D Lunardo! :D)
      Cieszę się, że przypadł Ci do gustu. Miałam dużą nadzieję na to, że każdego ogarnę. :) Ja też bym się wkurzała i wyzywałabym na swoją przyjaciółkę, ale doceniałabym też to, że dba o moje bezpieczeństwo.
      Ale kto by o to dbał? Harry ma swoje za uszami i niestety, pewne sprawy trzeba przemilczeć "dla dobra ogółu".
      Kobieta to dziwny stwór, wiem po sobie ;p ;)
      Nie uśmiercam Albusa, bo jest mi potrzebny do roli tego złego, po dobrej stronie. ;) proszę tego źle nie odebrać, chodzi o to, że ktoś musi być winny, nie?
      Spokojnie! ;) Ja wszystko rozumiem i widziałam już Twoje przeprosiny. Powodzenia w takim razie! ;)
      Pozdrawiam! <3

      Usuń