Witam!
Po długiej, jak pielgrzymka, przerwie, przybywam z nowym rozdziałem. Nie wiem, co jeszcze napisać, więc przejdę do rozdziału.
Z ogłoszeń parafialnych: Założyłam fanpejdża. ^^ Jeśli masz ochotę, link znajdziesz po prawej stronie. ;)
Dziękuję i zapraszam do czytania!
* * *
Snuł się po korytarzu, starając się
odgonić złe myśli. Przecież nie mogła go opuścić. Nie po tym, co mu powiedziała.
Kiedy zasypiał z Nią w swoich ramionach, był pewien, że już nigdy go nie
opuści. Teraz, kiedy minęły dwa tygodnie, a on nie miał z nią żadnego kontaktu,
rósł w nim niepokój. Dyrektor powiedział mu, że jest u rodziny i zajmuje się
umierającą babcią. Rozumiał to, jednak dlaczego nie odzywała się do niego?
Kiedy miał wrócić do wieży Gryffindoru, podszedł do niego
jakiś chłopak i przekazał mu kartkę.
Harry,
Przyjdź do mojego gabinetu jak najszybciej.
Albus Dumbledore
Zmienił kierunek i ruszył szybkim krokiem w stronę gabinetu
dyrektora. Chimera była uchylona, a on poczuł ukłucie strachu. Wyjął różdżkę i
trzymając ją przed sobą, zaczął wspinać się po schodach.
Rozejrzał się po gabinecie – był oświetlony jedynie przez skąpe
światło dogasającego w kominku ognia. W bladym świetle widać było ślady walki.
- Dyrektorze? – zawołał w głuchą przestrzeń. Kiedy nikt nie
odpowiedział, nawet obrazy wydawały się dziwnie ciche, mruknął pod nosem –
Lumos!
Smuga światła rozświetliła pomieszczenie, a on zobaczył, że
obrazy opustoszały. Zmrużył oczy i rozejrzał się ponownie po gabinecie.
Przyjrzał się kamiennej podłodze, na której dostrzegł małą kałużę krwi.
Niedaleko niej widać było kolejne krople krwi. Pełen złych przeczuć ruszył za śladami.
Zamek był nienaturalnie cichy, jakby wszystko nagle zamarło.
Nie miał pojęcia, co się dzieje. Z rosnącym niepokojem kroczył za szlakiem, aż
dotarł do Wieży Astronomicznej. Zarzucił na siebie pelerynę niewidkę, którą
miał pod kurtką. Od kiedy odbywał nocne wycieczki, nosił ją zawsze ze sobą.
Szarpnął drzwi, próbując je otworzyć. Nie ustąpiły, więc
wymruczał Alohomora i po chwili wspinał się po schodach. Wstrzymał
oddech, kiedy zaczęły docierać do niego głosy. Rozpoznał spokojny, lekko
zmęczony głos Dumbledore’a, pozostałych trzech nie potrafił zidentyfikować.
- Draco, to nie musi się tak skończyć – wychrypiał dyrektor.
– Są inne możliwości… Masz ich kilka…
- Jakie mam możliwości?! – żachnął się Malfoy. – Stoję tutaj
z różdżką w ręku… zaraz cię zabiję…
- Mój drogi chłopcze, przestańmy się oszukiwać. Gdybyś
zamierzał mnie zabić, zrobiłbyś to w chwilę po tym, jak mnie rozbroiłeś, nie
czekałbyś, żeby sobie najpierw ze mną pogawędzić o sposobach i środkach.
Harry przystanął w zagłębieniu, w którym panował mrok.
Spojrzał na swoich wrogów – Zabiniego, Crabbe’a i Goyle’a. Wszyscy czterej
mierzyli różdżkami w spokojne oblicze dyrektora, który stał na środku wieży.
- Nie mam żadnych możliwości wyboru! – krzyknął Malfoy, a
jego twarz pobladła nagle tak, jak twarz Dumbledore’a. – Muszę cię zabić! On
zabije mnie! Zabije całą moją rodzinę!
Potter zerknął na swojego mentora i widział, że pomimo
bladej twarzy stoi na nogach pewnie i jedynie oczekuje. Na ostatnie słowa
Ślizgona usłyszał czyjeś prychnięcie. Zerknął w bok.
- Sophie?! – odezwał się zduszonym głosem. – Co ty tutaj
robisz?!
Sophie zerknęła w bok, próbując przeszyć wzrokiem ciemność.
Potter wyciągnął dłoń spod peleryny i ostrożnie nią skinął, przywołując Sophie.
Rozchylił poły peleryny i wciągnął pod nią dziewczynę.
- Potter! – zdumiała się, bezgłośnie poruszając ustami. –
Skąd…
- Nie teraz! Musimy uratować Dumbledore’a… Wiem, że jesteś
dobra w rzucaniu uroków…
- Nawet wyśmienita! – mruknęła, spoglądając na piątkę ludzi
stojącą niedaleko.
- Skonfunduj Crabbe’a i Goyle’a. Zabinim zajmę się ja…
- A Malfoy?
- Sam nie będzie już taki cwany.
- Może lepszy będzie Imperius? – spytała. Chłopak
uniósł brwi i spojrzał na nią ze zdziwieniem. Gryfonka wzruszyła ramionami, nie
rozumiejąc jego zaskoczenia. Jeśli chce się zostać dobrym Aurorem, trzeba znać
wszystkie techniki, nawet te niewybaczalne.
- Doceniam trudność położenia, w jakim się znalazłeś. Jak
myślisz, dlaczego nie zdemaskowałem cię wcześniej? Ponieważ wiedziałem, że
zostaniesz zamordowany, jeśli Voldemort dowie się, że cię podejrzewam.
Malfoy skrzywił się na dźwięk tego nazwiska, a Sophie
prychnęła cicho.
- Nie śmiałem z tobą rozmawiać na temat misji, jakiej się
podjąłeś, bo bałem się, że użyje wobec ciebie legilimencji – ciągnął
Dumbledore. Gryfoni wymienili spojrzenia i skinęli głowami. Potter
niepostrzeżenie wyszedł spod peleryny, stapiając się z ciemnym rogiem. Sophie
powoli ruszyła w stronę dwóch dobrze zbudowanych chłopaków. – Teraz jednak
możemy porozmawiać otwarcie… Nie stało się jeszcze nic złego, nikogo nie
skrzywdziłeś, choć miałeś dużo szczęścia, że twoje przypadkowe ofiary przeżyły…
Mogę ci pomóc, Draco.
Harry mrużył oczy, próbując dostrzec jakąś zmianę w
zachowaniu Ślizgonów, która świadczyłaby o rzuconym przez Springsteen uroku.
- Nie, nie możesz – odparł Malfoy, a różdżka w jego dłoni
zadrżała – Nikt nie może mi pomóc. Powiedział mi, że jak tego nie zrobię, to
mnie zabije. Nie mam wyboru!
- Przejdź na właściwą stronę, Draco, a ukryjemy cię tak, że
nikt cię nie znajdzie, uwierz mi. Co więcej, mogę jeszcze tej nocy wysłać
członków Zakonu Feniksa do twojej matki, żeby i ją ukryli. Twój ojciec jest
teraz bezpieczny w Azkabanie… Kiedy nadejdzie czas, możemy i jego ochronić…
Przejdź na właściwą stronę, Draco… nie jesteś zabójcą…*
Malfoy wpatrywał się w niego i jakby się wahał.
- No, dalej, Draco… Zrób to! – zachęcał go Zabini, a Potter
uniósł różdżkę i wycelował ją w murzyna.
Gryfon zaobserwował, jak Crabbe odwraca się na pięcie i
zamierza zejść po schodach.
- Crabbe, a ty dokąd? – warknął Blaise, mierząc go wzrokiem.
Potter wymruczał zaklęcie, po czym Zabini stał przyparty do ściany. Malfoy stał
naprzeciwko starszego czarodzieja i drżącą ręką mierzył w niego.
- O co chodzi?! Kto tu jest?! – wrzasnął, okręcając się
wokół własnej osi, kiedy i Goyle zaczął staczać się po schodach.
Sophie jednym ruchem ręki ściągnęła z siebie pelerynę
Pottera i stała na wprost chłopaka z opuszczoną różdżką. Patrzyła mu wyzywająco
w oczy i czekała.
- No, zabij, Draco… Zabij mnie! – powiedziała spokojnie. –
Przecież potrafisz…
Potter podszedł do dyrektora, wykorzystując chwilową
dezorientację blondyna.
- Dobrze się pan czuje? – szepnął Harry, podtrzymując
mężczyznę na swym ramieniu. Czarodziej chwycił się za bok, z którego powoli
sączyła się krew.
- Avada kedavra!
Gryfon spojrzał na Malfoya, którego różdżka upadła na
ziemie, a on sam wpatrywał się w Sophie. Zielony miecz przeszył powietrze,
pędząc w stronę niczego nie spodziewającej się dziewczyny. Zaklęcie Zabini'ego chybiło o
centymetr i roztrzaskało się na ścianie.
- Incarcerous – mruknął Dumbledore resztką sił, a
Zabini leżał spętany na zimnej posadzce. - Dziękuję wam, moi drodzy, jednak to
było bardzo nieodpowiedzialne z waszej strony – powiedział, kiedy odprowadzali
go do Skrzydła Szpitalnego.
Ślizgonami zajęła się już profesor McGonagall przy pomocy
profesora Snape’a.
- Mój Boże, Dumbledore, co się z tobą stało? – spytała
zatroskana pani Pomfrey, cmokając cicho i pochylając się nad raną dyrektora.
Mężczyzna uśmiechnął się delikatnie do uczniów, po czym skinieniem głowy
pożegnał się z nimi.
Harry szedł spokojny i zamyślony, wycierając brudne od krwi
ręce w szatę. Sophie natomiast mruczała coś pod nosem i pociągała cicho nosem.
Nie płakała, kiedy na nią patrzył, jednak dał sobie rękę uciąć, że było jej
źle.
- Cieszę się, że pomogłaś mi go uratować – odparł,
przystając na korytarzu. Przez wielkie okno wpadał słaby blask wstającego
słońca, a nieboskłon zaczął zabarwiać się na blady róż.
- Tak, ja też… - szepnęła, strzepując ręce. Spojrzała na
ukochanego swojej przyjaciółki i poczuła ukłucie żalu. – Skąd masz tę pelerynę?
– spytała, próbując zapomnieć o bladych, szarych oczach Draco, wpatrujących się
w nią.
- Dostałem. Kiedyś należała do mojego ojca… - opowiedział
jej całą historię, a kiedy skończył znaleźli się pod portretem Grubej Damy. –
Dzięki, że tam byłaś. Bez ciebie bym sobie nie poradził.
Dziewczyna uśmiechnęła się blado i poklepała go dłonią po
ramieniu.
- Nie ma sprawy. Zawsze możesz na mnie liczyć – mruknęła, po
czym wypowiedziała hasło, a kiedy obraz się uchylił, oboje weszli do środka, by
udać się do swoich sypialni.
*
- Nie, nie możesz – odparł Malfoy,
a różdżka w jego dłoni zadrżała – Nikt nie może mi pomóc. Powiedział mi,
że jak tego nie zrobię, to mnie zabije. Nie mam wyboru.
Dźwięk tych słów odbijał się od ścian jej umysłu, tylko po
to, by za każdym razem brzmieć głośniej i mocniej wbijać się w jej
podświadomość.
Obróciła się na bok i mocniej zacisnęła powieki przez sen,
jakby próbując się pozbyć jego widoku, desperacji w jego głosie, drżenia jego
ciała…
- Nie mam żadnych możliwości wyboru!
Zmieniła pozycję i znów leżała na wznak, a jej klatka
piersiowa unosiła się w przyspieszonym tempie. Strużka potu spływała po
policzku, by zatopić się w krótkich, platynowych włosach.
- Muszę cię zabić! On zabije mnie! Zabije całą moją
rodzinę!
Wierciła się na łóżku, starając się przegonić te słowa i
wyrzucić sprzed oczu jego obraz.
- Avada kedavra!
- NIE! – krzyknęła, siadając na łóżku i szybko oddychając.
Szeroko otwarte oczy mówiły, że już dzisiaj nie zaśnie.
Ostatnie noce właśnie tak wyglądały. Wciąż go słyszała,
wciąż widziała jak upada, trafiony niewybaczalnym Zabiniego. Westchnęła,
strącając z siebie kołdrę. Na wciąż drżących nogach podeszła do swojej szafy,
którą zwykle dzieliła z Hermioną. Zerknęła na jej część i zachwiała się, a jej
ramiona zatrząsały się ledwo zauważalnie.
- Gdzie jesteś, Hermiono? – szepnęła w przestrzeń płaczliwym
tonem.
Sophie Springsteen rzadko płakała, a kiedy już to robiła,
starała się by nikt o tym nie wiedział. Jedyną osobą, która znała Gryfonkę na
wylot, była Hermiona Granger – odwieczna przyjaciółka, która poświęciła się, by
pomóc swojemu ukochanemu ocalić świat.
Pragnęła móc cofnąć czas i wyruszyć razem z nią. Mogłaby ją
chronić, strzec jej bezpieczeństwa i odpędzać potwornych ludzi, którzy mogliby
jej zagrażać. A co najważniejsze, byłaby teraz pewnie daleko stąd i nigdy nie
widziałaby Malfoya, który próbuje zabić dyrektora.
Sophie Springsteen nie była typem słabej osoby. Znała
mugolskie sztuki walki, które potrafiła urozmaicić zaklęciami. Znała na pamięć
wszystkie zaklęcia obronne i atakujące, potrafiła rzucić dobrego Imperiusa i
nie znała litości, w stosunku do złych osób. Sophie Springsteen była
miłośniczką historii magii, która wszystkich usypiała. Ona wyciągała wnioski z każdej
wojny, potyczki. Ta niewysoka farbowana, platynowa blondynka miała w sobie siłę
lwa i spryt lisa. Potrafiła uwarzyć każdy eliksir, większość z nich miała w
zapasie.
Tyle było powodów, dla których Hermiona mogła chociaż
rozważyć możliwość zabrania jej ze sobą. Wiedziała, że Hermiona zapewne tak
samo dokładnie potrafi uwarzyć eliksir, rzucać zaklęcia, wysnuwać wnioski,
jednak Sophie chciała mieć możliwość niesienia jej pomocy, której zapewne
potrzebowała.
Pewnie siedzi teraz w głuchej puszczy i smętnie przegląda
się w kubku gorącej herbaty. A może właśnie walczy ze Śmierciożercami? A może
już nie żyje?
Sophie odgoniła te czarne myśli. Hermiona musiała żyć.
MUSIAŁA. Miała przecież chęć walki, miała powody dla których warto było
przeżyć. Tutaj czekał na nią Potter, Leo i ona. Chociaż czy ktoś chciałby
wracać do takiej wrednej osoby jak ona?
Po raz kolejny potrząsnęła głową, by zmienić tor swoich
myśli.
Wyciągnęła z szafy szary sweter i parę ciemnych, szkolnych
spodni. Czuła, że pierwszy dzień czerwca nie będzie należał do najcieplejszych.
Słyszała głośny szum wiatru i stukanie dużych kropel o parapety. Zerknęła na
zegarek, by dojrzeć na nim godzinę czwartą.
Oddychała głęboko, stojąc pod gorącym prysznicem. Tęskniła
za Hermioną tak, jak i tęskniła za Draco.
- Jestem nienormalna! – warknęła na siebie i zabrała się za
szorowanie całego ciała. Wdychała opary lawendowego szamponu, którym myła włosy
i starała się nie myśleć już o niczym.
Skierowała swoje kroki na wygodny i ulubiony fotel Hermiony
w pokoju wspólnym. Chwyciła książkę od obrony przed czarną magią i postanowiła
przypomnieć sobie ostatnie lekcje. Czytając, próbowała przypisać zaklęcia,
które powinna znać Hermiona.
Sophie Springsteen, ta szesnastoletnia Gryfonka, nigdy za
nikim nie tęskniła tak bardzo, by instynktownie szukać bliskości z
pozostałością, z wspomnieniami po tej osobie. A teraz, kiedy zabrakło jej
najlepszej przyjaciółki, kiedy została odtrącona przez Dracona, czuła w sobie
nieskończone pokłady smutku, żalu i tęsknoty. Nie potrafiła uporać się z myślą,
że już nigdy więcej może ich nie zobaczyć.
Młodego Ślizgona nie widziała od kilku dni. Bała się, że
stała mu się jakaś krzywda, że dopadł go Voldemort, jeszcze wcześniej niż
Hermionę.
Sophie Springsteen po raz pierwszy w życiu się czegoś bała.
*
Kiedy odgadnęłam, jak prostymi, acz
niespotykanymi przedmiotami były horkruksy, dziękowałam bogom, że Dumbledore
ocalił ten zmieniacz czasu. Voldemort był podłym człowiekiem i kiedy
zagłębiałam się w jego psychikę, potrafiłam wysnuć wnioski.
Stworzył je wszystkie, bo bał się śmierci. Nie potrafił
przyjąć jej z godnością, wolał za to wypowiedzieć wojnę jej i całemu światu.
Zrozumiałam, że nigdy nie chodziło o to, by oczyścić świat ze szlam, takich jak
ja. On próbował wybudować wokół siebie bastion, w którym nikt nie byłby w
stanie mu się przeciwstawić. Tego oczekiwał – władzy nad życiem i śmiercią.
Tkwiąc w jednej z małych, zapadłych i zatęchłych od
kłamstw i patologii wiosek, starałam się tracić wiary w swoje powodzenie.
Wyglądało na to, że Voldemort zmieniał miejsce przebywania jednego z horkrusków
i choć widziałam, jak go tworzy, nie mogłam jasno stwierdzić, co nim jest.
Postanowiłam odłożyć tę sprawę na późniejszy termin.
Teraz musiałam zmierzyć się z czymś, czego nie potrafiłam
zrozumieć. Szukając diademu Roweny Ravenclaw, miałam odczucie déjà vu.. Zdawało
mi się, że już to przeżywałam i doskonale znałam. Widząc, jak Voldemort zabija
starszą kobietę, której oczy już kiedyś widziałam, nie potrafiłam oprzeć się
wrażeniu, jakoby to moje ręce ją zabijały.
W chwilach zwątpienia, a tych było niemało, stawał mi
przed oczami obraz zadowolonego, śpiącego Pottera – obraz moich wyrzutów
sumienia. Dla niego przecież walczyłam, to przecież dla jego bezpieczeństwa
uciekłam od niego, by teraz toczyć walki w te niezbyt ciepłe, majowe noce.
Widziałam obraz Sophie, która wydziera się na mnie i
zarzuca mi nieodpowiedzialność, choć sama nią nie grzeszyła, zakochując się w
Malfoy’u. Zdawałam sobie sprawę, jak bardzo mnie teraz nienawidzi – zostawiłam
ją samą, bez słowa wyjaśnienia. Nie mogłam pozwolić jej na to, żeby ze mną
poszła – tutaj, na nieuniknioną śmierć. Wiedziałam, że czyha na mnie na każdym
rogu, by móc objąć mnie i wydrzeć szponami moje życie.
Widziałam Leonarda, który z cierpiętniczą miną, cmoka
zatroskany nad moją głupotą i brawurą. Wiedział o wszystkich moich
posunięciach, a ja czułam dyskomfort, myśląc o tym, że wciągnęłam go w nie jego
grę. Zdecydowanie bardziej lubiłam go, kiedy był beztroski i rozmarzony.
Moim obowiązkiem i powołaniem było uratować ich
wszystkich i zapewnić im cień bezpieczeństwa. Wiedziałam, że już za kilka
tygodni opuszczą Hogwart, a wtedy ich życia będą zagrożone. Wyczuwałam, że
wojna wisi na włosku. Nie pokładałam zbyt wielkiej nadziei w Dumbledorze – w
końcu był stary, nie miał już tyle sił, co kilka lat temu. Wierzyłam jednak, że
razem z Harrym obmyślą jakąś taktykę, która pomoże nam pokonać Voldemorta i
jego popleczników.
Patrzyłam w gwiazdy i myślałam, jak czuje się Harry. Czy
zna prawdę o moim miejscu przebywania? Nie… Dumbledore nigdy by mu tego nie
powiedział. Znał naturę Harry’ego, tak jak i ja. Wściekałby się, ciskał
bluźnierstwa i słowa, których potem by żałował. Każdy, kto miał do czynienia z
Potterem, wiedział, że jest w gorącej wodzie kąpany i najpierw robi, a myśli
dopiero, kiedy wpakuje się w kłopoty.
Nie, on nie mógł o tym wiedzieć. Tęskniłam. Tak bardzo,
że nie mogłam spać, jeść. Jedyne, co mi wychodziło, to myślenie. A robiłam to
po prostu, żeby nie myśleć o nim – o jego zielonych oczach, czarnych włosach.
Wszystko co robiłam było poświęcone jemu. Tęskniłam, ale
nie chciałam wracać, nie chciałam go przy sobie.
Nie chciałam, bo wciąż się bałam. Bałam się tego życia z
nim, otoczona jego miłością i oddająca mu pokłady mojej. Byłam głupia. Zdawałam
sobie z tego sprawę.
*
Leonard Mitchell siedział w bibliotece.
Próbował zebrać myśli do kupy, aby móc się skupić na eseju z transmutacji. Choć
był dobry z tego przedmiotu, nie mógł się dziś nad nim skupić.
Mimo że od odejścia Hermiony minęły już dwa tygodnie, on nie
potrafił zapomnieć ich ostatniej rozmowy.
- Leo, jeśli by mnie kiedyś zabrakło, kiedyś nie byłoby
mnie na miejscu, czy zaopiekujesz się Sophie i Krzywołapem?
- Hermiona, o czym ty mówisz? – zerknął na nią ze
zmrużonymi oczyma, kiedy ślęczeli w jakiejś opuszczonej klasie nad Eliksirem
Wielosokowym. – Wiem, że nie miałem zadawać zbędnych pytań, ale ja muszę
wiedzieć… Chociaż coś…
- Chcesz szukać tych horkrusków, tak? – spytał po chwili
ciszy, pochylając się nad bulgoczącym leniwie eliksirem.
Skinęła głową.
Westchnął ciężko i pokręcił głową z dezaprobatą.
- Pottera też mam mieć na oku? – spytał, doglądając
innego kociołka z eliksirem przeciwbólowym.
- Gdybyś mógł. Nie masz go śledzić, ale…
- Wiem, co mam robić, Hermiono! – powiedział twardo,
dając jej do zrozumienia, że uważa ten temat za zakończony. – Kiedy?
Tym razem to ona westchnęła i zapanowała między nimi
chwila ciszy. Krukon przelał eliksir wielosokowy do buteleczki i ułożył w
małej, drewnianej skrzynce.
- Myślę, że zaraz po zakończeniu roku – odparła,
kontrolując stan swojej skrzynki.
Gdyby wtedy wiedział, że zrobi to tego samego dnia, nigdy by
jej na to nie pozwolił. Powiedziałby Sophie, a ta na pewno by ją zatrzymała.
Była tą najsilniejszą w ich trójce.
Leonard był dobry w transmutacji, eliksirach i astronomii,
całkiem niezły z zaklęć, jednak nie potrafił walczyć. Nie przydałby się jej
tam, gdzie teraz była.
Przetarł oczy i chwycił się za nasadę nosa. Deszcz uderzał w
okna, a nieboskłon przecinały błyskawice, niczym ostre sztylety.
- Cześć. – Rozmyślania przerwał mu melodyjny głos. – Mogę
się dosiąść?
Leonard skinął krótko głową i odsunął dziewczynie krzesło.
- Dzięki – odparła. – Jesteś Leonard, tak? – spytała,
uśmiechając się do niego szeroko.
- Tak. Wybacz, ale nie wiem, kim ty jesteś – powiedział,
spoglądając na dziewczynę. Długie blond włosy były zupełnie mokre, tak jak i
cały strój dziewczyny. Delikatna, bladoróżowa sukienka, przykleiła się do jej
ciała, a bose nogi odrobinę trzęsły się z zimna.
- Jestem Luna – przedstawiła się, odgarniając mokre włosy na
bok. – Czy ci przeszkadzam?
- Nie, ale powiedz, dlaczego jesteś mokra? – Chłopak zmrużył
oczy i przyglądał jej się uważnie.
- Byłam na spacerze i złapał mnie deszcz – powiedziała
obojętnie, wpatrując się w niego błękitnymi oczami. – Piękna dziś noc. Idealna
pora na obserwowanie ględatek niepospolitych. – Jej melodyjny głos i
przekonanie, z jakim mówiła, wywołały uśmiech na twarzy młodego Krukona.
- Przepraszam, co? – spytał i wyciągnął różdżkę. – Poczekaj,
wysuszę cię. Przeziębisz się jeszcze. – Mruknął zaklęcie i po chwili dziewczyna
była już sucha, a jej drobne stopy przestały się trząść.
- Dziękuję, jesteś bardzo miły. Dawno nikt mi nie pomógł.
Odkąd Harry stracił Hermionę, i on ze mną nie rozmawia… Jesteś drugim
chłopakiem po nim, który jest dla mnie miły. To takie cudowne! – Klasnęła w
dłonie, wyciągając z torby jakąś gazetę. – Czy mogę tutaj posiedzieć i
poczytać? W pokoju wspólnym nikt mi na to nie pozwala…
Chłopak skinął głową, a dziewczyna zaczęła czytać
czasopismo. Trzymała je do góry nogami, a on zrobił zdziwioną minę.
- Obróć. Trzymasz ją do góry nogami – poradził, wciąż
czujnie się w nią wpatrując.
- Nie szkodzi. Tak się lepiej czyta.
Leonard wzruszył ramionami. Każdy ma swoje dziwactwa, a kim
on był, żeby jej tego zabraniać. Uśmiechnął się delikatnie, a w policzkach
pojawiły się małe dołeczki. Pochylił się nad swoim esejem i odkrył, że z
niewiadomych przyczyn, zdania same spływały mu do głowy.
- Nie, nie, Leonardzie. Sendivogius dokonał tej
transmutacji. Tatuś mówi, że jako pierwszy we wschodniej Europie. Może jest ci
trudno w to uwierzyć, bo światłe umysły zawsze są ograniczone, jednak to on
zamienił ołów w złoto.
- Nie mam ograniczonego umysłu – oburzył się chłopak, a
dziewczyna natychmiast chwyciła go za rękę.
- Ale nie potrafisz pojąć faktu, że coś tak trudnego jest
możliwe bez magii!
- Nie potrafię uwierzyć, że on w ogóle miał kamień
filozoficzny. Nie mógł go mieć, bo on nie istnieje! A gdyby istniał, to
przecież Sendivogius powinien żyć do dzisiaj! Ja bym skorzystał z takiej
możliwości! Mieć eliksir życia i go olać, zamiast tego przemieniać ołów w
złoto? – prychnął, odchylając się na krześle.
Luna zachichotała cicho, a jej niebieskie oczy zamigotały
radośnie.
- Ależ on go wykorzystał! Tatuś opowiadał mi, że kiedyś go
spotkał, jak był na wycieczce na Łotwie. Tłumaczył, że jest tam mniej
wścibskich spojrzeń – odparła spokojnie, wkładając różdżkę za ucho. – Uwierz w
to, w co wierzyć nie można – rzekła wesoło, po czym odeszła od stolika i wyszła
z biblioteki, zostawiając Leonarda w osłupieniu.
Spojrzał za nią - wesoło podskakiwała, żegnając się z panią
Pince. Zerknął na zegarek i stwierdził, że czas spać.
Idąc przez ciemne i chłodne korytarze Hogwartu, myślał o
nowej znajomej. Uśmiechnął się na to wspomnienie. Zawsze lubił osoby, które są
nietuzinkowe, inne, mają swoje przekonania, w które bezgranicznie wierzą.
Widział, że pomimo opowieści o ględatkach jakichś tam i bosych stóp, jest mądrą
dziewczyną.
Westchnął przeciągle, odpowiadając na pytanie zadane przez
brązowego orła. Odgarnął z czoła brązowe, falowane włosy, by utwierdzić się w
przekonaniu, że boli go głowa. Wszedł do pokoju wspólnego, a po jego drugiej
stronie przemknęły mu długie, znane już blond włosy. Klepnął się w głowę,
prychając z dezaprobatą.
Czuł, że gdzieś ją już widział.
Może przy stole Krukonów, w salonie KRUKONÓW? Hm?!
Zacmokał i udał się do sypialni chłopców, odprowadzany przez
uśmiech młodszej koleżanki.
- Jake – mruknął niezadowolony, wymijając chłopaka szerokim
łukiem.
- Leonard – prychnął tamten i wsunął się do łóżka, zasuwając
kotary.
Umyty, ubrał się w pidżamę i sam postanowił się położyć.
Odetchnął głęboko, by po chwili odpłynąć w krainę snów.
______
* Sendivogius - Michał Sędziwój
* W rozdziale wykorzystano fragmenty książki "Harry Potter i Książe Półkrwi" autorstwa J.K. Rowling
Cieszę się, że wreszcie napisałaś. Niezwykle wciągające jest Twoje opowiadanie :)
OdpowiedzUsuńChciałabym Cię też zaprosić na trochę mojej prozy i poezji ;) zapraszam:
www.noccciemna.blogspot.com
www.noccciemna-ksiazka-wampir.blogspot.com
Dziękuję bardzo ;)
UsuńPrzy czasie postaram się wpaść, dobrze? ;> Jak sądzę, mój czas nadejdzie tak za 3 tygodnie. ;)
Pozdrawiam,
Eileen
Naprawdę świetny rozdział. Bardzo podobała mi się scena na Wieży Astronomicznej. Czułam się jakbym tam była ! Każde Twoje słowo, pobudza moją wyobraźnię ;) Szkoda mi tylko biednej Sophie ;( Oddała serce Draconowi i teraz za to płaci.
OdpowiedzUsuńDziwne, że Leo nie dostrzegł Luny. W końcu to taka niecodzienna postać. Wzruszył mnie wpis, rodem z pamiętnika Hermiony. Aż czuć, co dziewczyna przeżywa...
Pozdrawiam,
Mad.
Dziękuję za miłe słowa. Sądzę, że to dzięki twórczości pani Rowling ta scena wyszła mi tak dobrze. Również uważam, że jest dobra. ;)
UsuńLeo również jest nietuzinkowy - roztrzepany, nieogarnięty, to koniec końców facet. ;) To dlatego nie widział Luny.
Staram się przelać te uczucia. Próbuję wczuć się w sytuację Hermiony ( nie jest to dla mnie trudne), więc może dlatego. ;)
Pozdrawiam! ;)
Aj kochana już zaczęłam się o Ciebie martwić!
OdpowiedzUsuńNie masz pojęcia jak bardzo się cieszę, że pojawił się w końcu u Ciebie.
Ta dramatyczna sytuacja w wieży wyszła CI genialnie.
Byłam ciekawa jak ją rozwiniesz i nie zawiodłaś mnie.
I powiem Ci że naprawdę warto było czekać.
Spodobał mi się sam wątek Luny, zwłaszcza iż to jedna z najciekawszych postaci w opowiadaniu.
Nie licząc oczywiście Sopchie.
Jestem ciekawa czy po tym wszystkim ona i Draco mają jeszcze szansę aby być razem.
Naprawdę bardzo im kibicuje.
Oby na następny rozdział nie trzeba było czekać tak długo!
pozdrawiam serdecznie!
Spokojnie, spokojnie! Ze mną wszystko dobrze, tylko czasu brak.
UsuńDziękuję, starałam się jak mogłam, żeby choć trochę zbliżyć się do geniuszu naszej królowej - J.K. Rowling. ;)
Lubię Lunę, można powiedzieć, że jest moją ulubioną postacią, więc musiała ona u mnie zaistnieć!
A różnie to się będzie dziać między Sophie i Draconem, ale na pewno nie będzie im łatwo. Zwłaszcza Sophie, która nie potrafi wybaczać.
Ja i Apocalypsis staramy się jak możemy, jednak inne sprawy zabierają nam czas.
Pozdrawiam,
Eileen ;)
Wpadam pięć dni po opublikowaniu rozdziału... jak na totalne urwanie głowy, które mam od kilku dni - nie jest źle ;). O rany, mam taki mętlik w głowie i w dodatku jest taak gorąco, że z góry przepraszam za chaotyczny komentarz ;).
OdpowiedzUsuńCholernie spodobała mi się scena na Wieży Astronomicznej. Bardzo dobrze ją opisałaś i czułam się tak jakbym niemal tam była. Dobrze, że Harry pomógł Sophie uratować Albusa... a co będzie dalej z Draco? I jak to będzie pomiędzy nim a Sophie? Jejku, tyle pytań i czuję, że nieprędko otrzymam na nie odpowiedzi ;p.
Podobało mi się bardzo to, co opisałaś z punktu widzenia Hermiony. Widać, że potrafisz się w nią dobrze wczuć... Aż się nie mogę doczekać, kiedy pojawi się scena z nią... a widząc zwiastun, domyślam się, że już w następnym rozdziale :).
Wgl, kiedy ona się spotka z Harry'm?
Ooo, i jest Luna <33. Boże, jak ja ją kocham. Cieszę się, że nie opuściłaś jej w swojej historii, bo bez niej to nie byłby Harry Potter ;p.
Ogólnie, rozdział mi się cholernie podobał, tylko szkoda, że niewiele w nim Hermiony, bo podoba mi się Twoja krecja jej :).
No cóż, tylko tyle z siebie dziś wycisnęłam, następnym razem obiecuję się poprawić! :D
Pozdrawiam! ^.^
Nie ma sprawy! Ja też jestem w wirze, więc wszystko rozumiem. ;D
UsuńDziękuję. To wszystko dzięki J.K. Rowling, to ona nadała temu składu i ładu, ja dodałam tam tylko trochę swoich udziwnień. Poprawka - to Sophie pomogła Harry'emu uratować Dumbledore'a! Nie umniejszajmy zasług naszemu drogiemu Złotemu Chłopcu! ;) Draco też w nią nie celował, zrobił to Zabini. ;D tak dla ścisłości. Ale to szczegół...
Tak, staram się w nią wczuć. Muszę łączyć cechy, które nadała jej Rowling, z tymi, które sama jej dopisuję. Hermiona będzie się pojawiać i to coraz częściej, bo jest w końcu główną bohaterką i to jej perypetie tutaj opisuję!
I tak Cię podziwiam. Duchota na dworze, nawet o tej godzinie, nawet otwarte okno nie pomaga. Także ze spokojem! ;D
Pozdrawiam,
Eileen :*
Scenę na wieży opisałaś bardzo ciekawie. Byłam zaskoczona, że Draco nieomal nie trafił Sophie. Swoją drogą czekam na jakieś wyjaśnienie, co w związku z tym z nimi będzie. Szkoda mi Hermiony i Harry'ego, bo nie mogą być razem, ale miejmy nadzieję, że tylko póki co. Pozdrawiam i czekam na ciąg dalszy!
OdpowiedzUsuńDziękuję! ;) Draco nie próbował zabić Hermiony. Zrobił to Zabini - widze, że chyba niedokładnie się wyraziłam. Biegnę i poprawiam!
UsuńE... Historia związku Sophie i Draco będzie tak skomplikowana, jak Pottera i Granger, więc uprasza się o cierpliwość i wyrozumiałość dla autora tak zawiłych związków ;D
Pozdrawiam, Eileen! ;3
Witaj! Tak dawno Cię nie odwiedzałam ;P
OdpowiedzUsuńMuszę Ci powiedzieć, że podoba mi się zmiana w twoim stylu. Może to przez to że dawno nie czytałam albo naprawdę robisz postępy. Momentami czuję się jakbym była w twoim opowiadaniu, jakbym była jednym z bohaterów :D
O dziwo twoja bohaterka nie była w tym rozdziale częstym gościem, ale przynajmniej była Luna, a tu już coś :P Takie małe zastępstwo. Wgl kiedy Herma i Harry się zobaczą, pogadają i kto wie co jeszcze? :)
Przepraszam, że tak długo mnie nie było.
Pozdrawiam, Leire ;*
Tak się cieszę, że zawitałaś!;*
UsuńDziękuję za uznanie. Rumienię się i nie wiem, co mam z tym zrobić. ;)
Moja bohaterka stwierdziła, że musi dać odpocząć ludziom od siebie i na trochę zniknąć z piedestału. ;) Teraz stawiamy z Hermioną na Harry'ego i innych, których kochamy. ;)
Hermiona i Harry nie prędko się zobaczą.
Mam nadzieję, że już będziesz częściej na blogsferze! Muszę zobaczyć, czy coś dodałaś!
Pozdrawiam! <3
Dawno mnie tu nie było, ale co poradzić - taki mały Sloth ze mnie. ;) Ale dzisiaj tak sobie zaczęłam myśleć, że może skończę rozdział na Fremione (Dorcas zawieszona - jak dostanę jakieś godne umieszczenia pomysły, na pewno wrzucę coś nowego), to wypadałoby nadrobić zaległości. Oto jestem.
OdpowiedzUsuńRozdział nie jest jakoś specjalnie długi, ale na pewno mnie zadowoli. Poczekaj chwilę, zaraz go skonsumuję i dam jakiś długaśny, pełen przemyśleń komentarz.
Zaczynasz w dość mocnym momencie, bowiem Harry dostaje wiadomość od Dumbledore'a. I tutaj zaczyna się mała zmiana względem fabuły - Draco atakuje Dumbledore'a, a do tego w towarzystwie Zabiniego, Crabbe'a i Goyle'a. Nie tego się spodziewałam po nowości, ale może i lepiej, że akcja zaczęła brnąć naprzód. Scenka z kanonu, fajnie, miła, przyjemna i pasująca wstawka. Walka z tymi "osiłkami" całkiem fajna, ale trochę krótka, strasznie łatwo im wszystko poszło. Myślałam, że z tego wszystkiego wyjdzie coś więcej, jak w "Księciu Półkrwi", ale... no trudno.
Przemyślenia Sophie bardzo długie, ale treściwe i uzasadnione. Nie dość, że Draco robi złe rzeczy, na które pozornie nie ma usprawiedliwienia, to jeszcze Hermiona bawi się w bohatera i podróżuje w czasie. Ciekawi mnie ogromnie, co ona tam robi, czy przypadkiem poznała Toma... Może spleciesz przeszłość z przyszłością? Może w przyszłości pojawią się jakieś zmiany, których dokona Hermiona w przeszłości, może to stanie się widoczne? Ach, tyle niewiadomych!
No i mam chciany kawałek, ale... same przemyślenia, Hermiona tęskni, nie dziwię się. Też bym tęskniła, łażąc za jakimś chłopakiem tworzącym sobie horkruksy, który być może wie już o mojej obecności i wykorzystuje ją na swoją korzyść.
Ostatni fragment naprawdę fajny. Leonard poznał Lunę, czyżby to coś oznaczało? Przeznaczenie, haha. Nie, w to nie wierzę. Ale... zobaczymy, co pokaże przyszłość.
Pozdrawiam serdecznie!
PS He, he, he. Polski alchemik. Ach, idę znowu oglądać FMA. <3
No, cieszę się - będę mieć co czytać w wakacje! ^^
UsuńStarałam się, jak mogłam, żeby urozmaicić walkę, ale wyszło mi okropnie, więc zrezygnowałam. ;)
Tak, postanowiłam dać Sophie trochę ludzkich uczuć, tak przed tym wszystkim, co dla niej planuję ^^ A planuję dla niej wiele! muahaha! A przygody Hermiony zostawmy na osobny temat. ;) Ale coraz lepiej idzie Ci nie hejtowanie jej. Szacun :D
Tak! to coś oznacza i tak, to jest przeznaczenie! :D
Pozdrawiam!
Ps strasznie dużo emotek użyłam w tym komentarzu... A co do alchemika... no, tak jakoś mi wyszło. ;D
Mam nadzieję, że będziesz. Okropny leń ze mnie, okropny. :<
UsuńNo trudno, może w przyszłości będzie lepiej. ;)
A co do hejtowania Hermiony... jakoś tu nie miałam powodów.
PS Ale alchemik dobry, dobry. Lubię alchemików. Ciekawe, czy rysował okręgi i próbował równorzędnej wymiany... Hehe: D
Nie wiem czy to dobrze czy źle, że nie masz powodów. Zawsze mogłam się trochę pośmiać z Twoich pocisków w jej stronę... Ach!
UsuńPS Cieszę się! Kto wie, kto wie. ;D
Może w przyszłości Hermiona znowu mnie zdenerwuje tak, że trochę po niej pocisnę. :D
UsuńPS A może otworzył bramę, może widział Prawdę! O kurczę, tyle możliwości!
JA u Ciebie z opóźnieniem i to nie małym. W sumie jak u wszystkich.To ja tak od końca zacznę. Coś mi się zdaje, że ten nasz Michał Sędziwój może mieć coś wspólnego z całą twoją akcją ;) i bardzo zainteresowała mnie ta rozmowa z Luną. Może Leo zmieni swoją orientację? ;>
OdpowiedzUsuńCały rozdział mi się podobał./ Przedstawiłaś tutaj charakter każdej z postaci i ich reakcję na zniknięcie Hermiony. Każdy jest inny i ja najbardziej chyba pasuje do Sophie. Wkurzyłabym się, że moja najlepsza przyjaciółka mnie zostawiła i nie chciała mojej pomocy. Z drugiej strony wspierałabym tak jak Leo, ale też wolałbym ją zatrzymać tak jak on. Współczuję Harry'emu. rozumiem czemu nic mu nie powiedzieli, ale przez to on bardziej cierpi. Ona miała go nie zostawiać, kochać, a ona się po prostu boi, a z drugiej strony zrobi dla niego wszystko. Pójdzie na pewną śmierć. Z drugiej jednak nie boi się Voldemorta, a miłości tak. Ah te kobiety!
Cieszę się, że nie uśmierciłaś Dumbledore'a, a z drugiej martwię sie o Dracona. Za łatwo to on teraz nie ma.
Wybacz, że tak krótko, ale twoim rozdziałem próbuję powoli wrócić do blogowego świata i trochę wyszłam już z prawy. I tak czekają mnie jeszcze ciężkie 2 tygodnie. Pozdrawiam.
ze spokojem! ;)
UsuńNie, to nie ma za dużego znaczenia w tej historii. ;) po prostu - taki ukłon w stosunku do historii Polski. nic więcej. ;) No i potrzebny był na rzecz rozmowy Luny i Leo (swoją drogą L&L, fajny skrót ;D Lunardo! :D)
Cieszę się, że przypadł Ci do gustu. Miałam dużą nadzieję na to, że każdego ogarnę. :) Ja też bym się wkurzała i wyzywałabym na swoją przyjaciółkę, ale doceniałabym też to, że dba o moje bezpieczeństwo.
Ale kto by o to dbał? Harry ma swoje za uszami i niestety, pewne sprawy trzeba przemilczeć "dla dobra ogółu".
Kobieta to dziwny stwór, wiem po sobie ;p ;)
Nie uśmiercam Albusa, bo jest mi potrzebny do roli tego złego, po dobrej stronie. ;) proszę tego źle nie odebrać, chodzi o to, że ktoś musi być winny, nie?
Spokojnie! ;) Ja wszystko rozumiem i widziałam już Twoje przeprosiny. Powodzenia w takim razie! ;)
Pozdrawiam! <3