Hermiona obejrzała się za siebie. Zimny powiew
połaskotał jej kark, a rozum kazał przygotować różdżkę do ataku. W mroku nie
była w stanie niczego dostrzec, ale na wszelki wypadek nasunęła kaptur bardziej
na twarz. Ruszyła ciemną uliczką, oglądając się za siebie i starając się
stawiać kroki jak najciszej. Była w Hogsmeade, tuż obok Hogwartu. Nie mogła się
powstrzymać, by nie zbliżyć się do swojego drugiego domu.
Usłyszała szelest szat, a zimno znów uderzyło w ton.
Zerknęła w górę. Przełknęła ślinę, przypominając sobie najszczęśliwsze chwile.
Przymknęła na chwilę oczy i szepnęła zaklęcie:
- Expecto patronum!
Srebrzysta poświata w kształcie wydry wystrzeliła z jej
różdżki i pomknęła wprost na dementora. Odetchnęła z ulgą i wychyliła głowę
nieznacznie, spoglądając na roziskrzone, strzeliste okna zamku.
Zmrużyła oczy, słysząc za sobą mały hałas. Wiedziała, że już
wiedzą, że ona tam jest. Słyszała, że Ministerstwo upadło, Ministra zabito.
Widziała też listy gończe za Dumbledore'em, jednak czuła, że on tak szybko nie
ustąpi.
Drgnęła, słysząc czyjeś szybkie kroki. Mężczyzna, wysoki,
postawny, zbliża się w jej kierunku praktycznie biegiem. Zaklęła pod nosem na
swoją nieostrożność. Miała jednak przeczucie, że to właśnie w Hogwarcie
znajduję się jeden z horkrusków.
Zamarła ze strachu, kiedy postanowiła ruszyć się z miejsca.
Przed nią stały dwie wysokie postaci, a za nią owy potężny mężczyzna. Zagryzła
wargę, myśląc nad opcją ucieczki. Rozglądała się nerwowo, by w ciemnościach
nocy ujrzeć, że jest w pułapce.
- A dokąd to się panienka wybiera? – mruknął mężczyzna. Miał
dłuższe, sięgające ramion włosy, a głos ochrypły, przepity.
Nie odpowiadała, a mężczyzna stojący za nią zbliżył się do
niej i zawarczał. Jęknęła cicho, wywołując śmiech u swoich oprawców.
- Zabieraj ją! Będzie niezła zabawa! – ryknął inny
mężczyzna, zawracając z łomotem szat.
Starała się wyrwać – kopała i gryzła swojego wroga, jednak
na nic się to zdało. Mężczyzna zdawał się być tym nawet nęcony. Łzy leciały jej
z oczu, a w głowie miała obraz zielonych oczu Pottera.
Potwór zaniósł ją do ciemnego pomieszczenia, które z wyglądu
przypominało mugolskie biuro. Posadził ją na krześle i jednym zaklęciem
przywiązał do niego.
- Teraz tu grzecznie posiedzisz, a my zaraz do ciebie
przyjdziemy – powiedział potężny mężczyzna, śmiejąc się ohydnie i oblizując
usta. Odwróciła głowę, by na to nie patrzeć.
Czuła na karku dławiący odór śmierci, jednak serce ciągle
wysyłało jej impulsy nadziei. Nie mogła się poddać, nie teraz, kiedy była
bliżej zgładzenia Voldemorta niż kiedykolwiek. Za dobrze go rozumiała, żeby
pozwolić sobie umrzeć. Znała jego kroki, przeczuwała kolejne i zdawało jej się,
że myślą podobnie.
Szarpnęła ciałem, sprawdzając stan wiązania. Było tak mocne,
że wrzynało się w jej delikatną skórę nadgarstków. Westchnęła zrezygnowana i
rozejrzała się po pomieszczeniu. Zakurzone biurko stało niedaleko brudnego
okna, przez które sączyło się blade światło księżyca. Skupiła wzrok, starając się
dostrzec coś, co dzieje się poza budynkiem.
Trzech mężczyzn głośno ze sobą rozmawiających i perfidnie
się śmiejących. Widziała, jak wędrują spojrzeniem w stronę biura i rozumiała,
co to oznacza. Nie szukają jeńców. Wszystkich zabijają, choć ich szeregi nie są
już tak trwałe jak niegdyś. Wiedziała, że szukają przyjemności i nagrody
wszędzie, nie licząc się z poleceniami swego Pana.
Potrząsnęła głową, nie rozumiejąc, skąd te myśli. Czuła
obecność innego rozumu, lecz nie potrafiła odczytać, czyj on był.
- Teraz mam zginąć? Teraz, kiedy mogłabym go ocalić? –
szepnęła, patrząc w sufit.
Dzwonek nad drzwiami wydał z siebie oziębły ton, a zaraz za
nim wtoczyło się do pomieszczenia trzech mężczyzn. Przełknęła ślinę, patrząc im
dzielnie w oczy. Nie będzie tchórzyć. Jeśli umrzeć to w chwale! – podpowiedział
jej dziwny, nieznany głos.
Najpotężniejszy z nich rozwiązał ją i rzucił na biurko.
Rozdarł jej ubranie, rozszarpał bieliznę. Zsunął z siebie spodnie i zbliżył się
do niej. Szarpnęła się gwałtownie i splunęła oprawcy w twarz. Pozostałych dwóch
chwyciło jej ręce i odchyliło głowę, tak, by nie mogła się ruszyć.
Poczuła zimne ostrze na swoim brzuchu i drgnęła.
Śmierciożerca przejechał nim po skórze, a po chwili czuła, jak ciepła ciecz
spływa po jej żebrach. Po chwili zrobił to samo, jednak zdecydowanie szybciej,
po drugiej stronie jej brzucha. Jakby zapomniał o ulżeniu swojemu pożądaniu, a
miał chęć do zaspokojenia morderczych pragnień.
Sunął ostrzem po jej brzuchu, rozcinając skórę od mostka po
łono, by przejść na wrażliwe i ukrwione uda. Dźgnął z całej siły, a ona zawyła
z bólu, starając się wyrwać z silnych macek strachu.
Drzwi rozwarły się z łoskotem, a ona myślała, że to jej
definitywny koniec.
- Co tu się, do cholery jasnej, dzieje? – zawarczał
mężczyzna, a jego głos wydawał się być jej znanym.
Słyszała, jak zbliża się do
biurka, a potem widziała jego ciemne oczy wpatrujące się w nią. Zimne,
obojętne, jakby była tylko przedmiotem.
- Czy wam już rozum odbiera?! – ryknął, odpychając zaklęciem
Śmierciożerców. – Ona ma czystą krew, a wy chcieliście ją znieważyć?! Byłaby
idealna dla naszego pana, a nie dla was, brudne psy! – warknął, okrywając
dziewczynę swoją szatą i biorąc ją na ręce. Wyszedł równie głośno, co wszedł,
bluźniąc na czym świat stoi.
Zerknęła na swojego wybawiciela i ze zdziwieniem
stwierdziła, że to Snape.
- Dziękuję – szepnęła, po czym zemdlała.
Obudziła się następnego dnia, obłożona poduszkami i nakryta
kołdrą. Pierwsza osobą, którą ujrzała była jej opiekunka, Minerwa McGonagall.
- Panno Granger – mruknęła kobieta, pochylając się nad nią,
jednak dziewczyna ocknęła się tylko na moment. Już po chwili znów zapadła w
letarg.
Stąpała po ziemi
lekko, bez zmartwień. Uczucie zwycięstwa nad Śmiercią towarzyszyło jej
nieprzerwanie, napawając dziwną euforią. Obok niej wił się wąż – potężny,
ciemny, coś sycząc. Zaśmiała się, słuchając jego słów.
- Tak, Nagini, moja
droga… Nikt nas nie rozdzieli, nikt nas nie zniszczy – odparła radosnym tonem,
jednak jej głos był tak samo syczący jak odgłosy węża.
Wystawiła dłoń i
pogłaskała łeb gada. Nagini zasyczała z przyjemności, a ona uśmiechnęła się
kpiąco.
- Tak, nikt i nic nas
nie zniszczy!
- Panno Granger! – McGonagall wołała ją, delikatnie
ściskając ją za rękę. Jęknęła, budząc się. Przewracała oczami pod wciąż
zamkniętymi powiekami. Kalejdoskop barw docierał do jej ośrodka wzroku, jednak
kiedy uchyliła powieki, nie potrafiła rozpoznać kształtów i osób.
Zamrugała oczami, starając się strącić z nich mgłę.
- Wody… - odparła zachrypniętym głosem.
McGonagall zwilżyła jej usta patyczkiem, po czym podała jej
wody przez słomkę. Hermiona próbowała się podnieść, by spróbować być
samodzielną. Ostry ból przeszedł przez jej ciało, promieniując od mostka, aż po
uda.
- Leż, nie wolno ci się podnosić. Rany wciąż się goją –
pouczyła ją nauczycielka, po czym szybkim krokiem opuściła pomieszczenie.
Hermiona rozejrzała się. Zdołała zanotować w myśli, że na pewno nie jest to
Skrzydło Szpitalne. Musi znajdować się w osobnym pokoju, najprawdopodobniej
wydzielonym specjalnie dla niej.
- Panno Granger, jak się pani czuje? – spytała szkolna
pielęgniarka, bez ceregieli odrzucając kołdrę. Odchyliła pasiastą pidżamę i
zdjęła bandaż z brzucha. Zacmokała, oglądając rany cięte.
- Miałaś dużo szczęścia, Hermiono – odezwała się opiekunka.
– Tobie i dziecku już nic nie zagraża, ale nie powinnaś się ruszać. Ostrze było
zatrute…
Hermiona zmrużyła oczy, stopując profesorkę ręką.
- Jak to – dziecku? – Zachłysnęła się powietrzem, słysząc tę
dobrą i jednocześnie złą nowinę.
- Jest pani w ciąży. Nie muszę chyba tłumaczyć, skąd się
biorą dzieci, bo, jak sądzę, zakosztowała już pani tego miodu – mruknęła
pielęgniarka. Hermiona speszyła się, zatapiając się w poduszkach.
- Pani profesor, czy możemy porozmawiać? – spytała, kiedy
pani Pomfrey skończyła oględziny i wlała w nią eliksir wzmacniający. Kobieta
skinęła głową i dyskretnie dała znak pielęgniarce, by wyszła.
- Harry nie może się o tym dowiedzieć. O tym, że tutaj
jestem, że jestem w ciąży. Przynajmniej na razie. Mogę panią prosić o
dyskrecję?
Minerwa ściągnęła usta, które wytworzyły teraz cienką linię.
Po raz kolejny skinęła krótko głową, po czym wyszła z pokoju dziewczyny. Dość
miała tych ciągłych kłamstw i matactw, w które wciągał każdego Albus.
Widziała dokąd zaprowadziło to Granger, jednak miała nadzieję,
że chociaż ona odetnie się od dziwnej i zawiłej strategii Dumbledore’a.
Wierzyła, że Hermiona zakończy tę farsę. Jak długo mogła być u chorej babci,
żeby Potter nie zdołał się zorientować? Jeśli nie wróci na siódmy rok, Potter
domyśli się, że coś jest nie tak. Nie był przecież głupi. Profesorka liczyła,
że do końca sierpnia wiele się zmieni. Być może wreszcie wygrają tę wojnę i
świat wróci do normy.
*
Kiedy skończył się rok szkolny, a
Hermiona wciąż nie dawała znaku życia, Potter zaczął się poważnie martwić.
Zaczęły przychodzić mu do głowy różne dziwne rzeczy.
Snuł teorie spiskowe, jakoby Hermiona nigdy go nie kochała,
a chciała jedynie wykorzystać. Szybko ją jednak odrzucił, by móc delektować się
inną – Hermiona była tylko wytworem jego wyobraźni i nigdy nie istniała.
W końcu jego histerię opanowała Tonks, mówiąc mu dosadnie,
że nie ma wyolbrzymiać i cierpliwie czekać.
- Ale ile można siedzieć u chorej babci?! Przecież chyba ma
chwilę czasu dla siebie… - jęczał co jakiś czas, doprowadzając każdego, kto był
na Grimmauld Place 12, do szału.
- Potter! Nie jesteś pępkiem świata! – warknął na niego
Snape, kiedy usłyszał jego skomlenie już przed wejściem do kuchni. – NIE jesteś
najważniejszy i wszystkich zaczynasz doprowadzać na skraj rozpaczy. Przecież Wybraniec
– wypluł to słowo, jakby było najgorszym bluźnierstwem świata – nie powinien
się tak zachowywać.
Drgnął, rozjuszony przez słowa profesora, ale po chwili
uderzyła go ich prawdziwość. Skinął głową i odszedł do swojego pokoju. Usiadł
przy biurku, zdjął zniszczone okulary i oparł głowę na kciukach. Odetchnął
głęboko, myśląc o tym, jak wyglądałoby jego życie, gdyby nigdy nie spotkał
Hermiony.
Deszcz uderzał rytmicznie o szyby, strącając z nich resztki
popołudniowego kurzu, a przez lekko uchylone dziewiętnastowieczne okno wpadało
świeże, nocne powietrze. W oddali słychać było rozmowy ludzi, jeżdżące
samochody i grzmoty odchodzącej już burzy.
Oddychał powoli, racząc się smakiem lata. Chwile bez niej
były wyjątkowo złe, a sama myśl, że nie wie co się z nią dzieje, niesamowicie
go męczyła.
Kiedy otworzył oczy, zauważył siwą sówkę siedzącą spokojnie
na jego biurku. Do nóżki miała przywiązaną kopertę. Szybko ją odwiązał i
pogłaskał w podziękowaniu sówkę. Ta odfrunęła na żerdź Hedwigi i czekała,
czyszcząc piórka.
Kochany Harry,
Wiem, że strasznie
długo się nie odzywałam. Przepraszam. Z moją babcią jest coraz gorzej i teraz
muszę siedzieć przy niej całymi dniami i nocami. Rodzice pracują, więc ja muszę
przy niej czuwać.
Wybacz, że tak wtedy
uciekłam. Wszystko, co powiedziałam tamtej nocy, było PRAWDĄ. Kocham Cię i chcę
być Twoja. Wrócę, obiecuję.
Na zawsze Twoja,
Hermiona
Przeczytał ten list dziesięć razy, by spić całą słodycz,
jaką zawierał. Uśmiechnięty chwycił kawałek pergaminu i szybko naskrobał kilka
słów. Przywiązał zaadresowaną do dziewczyny kopertę do nóżki siwej sowy,
pocałował ją w czubek dzióbka i wypuścił przez okno. Z radością zauważył, że
deszcz przestał padać, a przez chmury zaczął przebijać księżyc w kształcie rogala.
Nadzieja powróciła i powoli skrapiała sobą myśli Pottera.
Był wyjątkowo szczęśliwy, wiedząc, że ta dziewczyna – inteligentna, błyskotliwa
Gryfonka - kocha go i wciąż o nim pamięta. I, co najważniejsze, chce z nim być.
Na powrót zaczął wierzyć, że wszystko może się ułożyć, że wszystkie te słowa,
które mówiła ponad miesiąc temu, były prawdziwe.
Dni wciąż zlewały się w jedno, Hermiona nie napisała nic
więcej, prócz tamtego listu i nikt o niej nie słyszał. Chłopiec-Który-Przeżył
westchnął przeciągle. Siedział w kuchni, czytając Proroka Codziennego i głaskał
swoją sowę, Hedwigę, pod brodą. W domu był tylko Snape i Lupin, którzy starali
się unikać kontaktu ze sobą. Pani Weasley przyszykowała im jedzenia na kolejny
tydzień, choć miała zjawić się na Grimmauld Place już następnego dnia.
Był 15 lipca, a on tkwił tutaj, zamiast robić coś, co
mogłoby powstrzymać Voldemorta. Dumbledore ciągle mówił, że nie musi się
przejmować, bo plan pokonania go jest już gotowy.
- Więc kiedy go wdrożymy?! – sarknął chłopak poprzedniego
wieczoru.
- Harry, spokojnie…
- Jak mam być spokojny, kiedy ten nędznik wybija każdego po
kolei i nie wiem, czy aby na pewno nie dobrał się jeszcze do Hermiony?!
Profesorze, on przejął ministerstwo! Nowy Minister Magii wystosował list gończy
za panem! Czy pan tego nie widzi?! – ryknął poirytowany.
- Hermiona jest bezpieczna – uciął szybko Dumbledore,
wychodząc z kuchni. Harry warknął ze złości, a Lupin poklepał go pocieszająco
po ramieniu.
- Musisz być posłuszny, Harry. On wie, co robi – wyjaśnił
rzeczowo wilkołak, po czym sam wyszedł z kuchni.
Harry miał dziwne wrażenie, że wszyscy unikają tematu
Hermiony. Kiedy tylko o nią pytał, ludzie robili się spięci i nerwowi, często
opuszczali pomieszczenie. Jedynym, którego nie ruszały te pytania był Snape. Harry
postanowił się wypytać jego.
- Profesorze Snape – zagadnął, a mężczyzna zmierzył go
wzrokiem.
- Potter?
- Co się dzieje z Hermioną? Albo inaczej… Co dzieje się w
ogóle? Tkwimy tutaj, zamiast walczyć z Vol…
- Nie wymawiaj tego imienia, Potter. Zaraz nas wszystkich
znajdą!
- … z tym idiotą i czekamy, Merlin wie na co! Kiedy
kogokolwiek o coś pytam, wychodzą i nie są łaskawi mi dać żadnej konstruktywnej
odpowiedzi. Oczywiście, nie oczekuję, że powie mi pan coś przydatnego, bo nie
byłby pan wtedy sobą. Chcę wiedzieć, czy ona na pewno jest bezpieczna i czy na
pewno są podejmowane jakieś kroki, żeby go pokonać? – spytał, mrużąc oczy zza
zniszczonych okularów. Profesor mierzył go niechętnym spojrzeniem, a jego twarz
nie wyrażała żadnych emocji.
Mężczyzna zamknął ostentacyjnie gazetę, podniósł się z
kuchennego krzesła i w dwóch krokach znalazł się tuż przed Gryfonem. Ciemne
oczy profesora świdrowały spojrzenie młodego chłopaka, by odnaleźć w nich to,
co sam utracił dawno temu.
- Granger jest bezpieczna, tak jak mówi Dumbledore – mruknął
aksamitnym głosem, zakładając ręce na piersi. – On, wbrew wszystkiemu, wie, co
robić.
Snape wyminął Harry’ego z gracją, pozostawiając za sobą
jedynie odgłos szeleszczących, długich szat. Gryfon westchnął.
Był zmęczony. Zmęczony kłamstwami, matactwami,
przemilczeniami, niedopowiedzeniami. Nikt nie raczył traktować go poważnie, a
on coraz częściej miał wrażenie, że wygranie tej wojny jest niemożliwe.
Sięgnął po butelkę ognistej, która stała na bufecie i nalał
trochę do szklanki. Ciecz rozszerzyła mu naczynia krwionośne, niosąc ze sobą
ciepło i rozluźnienie. Miał nadzieję, że choć na moment zapomni o tym całym,
przeklętym świecie. Chwycił za szyjkę butelki i ruszył do swojego pokoju. Miał
ochotę zamknąć w nim cały swój świat. Przynajmniej na razie.
*
Minerwa McGonagall stała naprzeciw
swojego przyjaciela i dyrektora szkoły, w której nauczała. Oparte na biodrach
ręce, wyzywająca mina i ciskające gromy oczy, mówiły każdemu, że lepiej z nią
teraz nie zadzierać.
- Możesz mi powiedzieć, Albusie, jak długo to wszystko ma
trwać? On musi się dowiedzieć, że ona jest w ciąży, na litość boską! Chyba
zdajesz sobie sprawę z tego, że nie możesz go okłamywać, prawda? Albusie! To
dorosły mężczyzna, ma prawo wiedzieć co dzieje się w jego życiu!
- Minerwo – westchnął mężczyzna, nalewając jej wiśniowej
nalewki do kieliszka - nie mogę mu powiedzieć. On zaraz ruszy za nią, w ten
sposób niszcząc cały plan.
- Tak czy siak ruszy! W końcu się dowie! Kłamstwo ma krótkie
nogi, mój drogi! – krzyknęła opiekunka domu Gryffindora, jakby pouczała ucznia.
– Będzie wściekły, a ty będziesz tym, którego będzie za wszystko obwiniać!
Dumbledore nie odpowiedział, popijając powoli trunek. Po
chwili Minerwa usiadła na fotelu, który znajdował się naprzeciwko siedzenia
Albusa.
- Ona będzie szukać ich dalej, tak? Jak tylko rany dobrze
się zagoją? – spytała słabym głosem, obracając w ręku kieliszek. Nie miała
ochoty spojrzeć przyjacielowi w oczy, bo wiedziała co w nich znajdzie.
- Tak. Taką podjęła decyzję – odparł, wychylając naczynie i
wlewając sobie do gardła całą jego zawartość.
Minerwa odstawiła swój kieliszek na dębowe, dyrektorskie
biurko. W jego wypolerowanej tafli odbijał się zarys ciała Albusa – wychudłego,
starego i słabego. Westchnęła głęboko, okrążając starodawny mebel i znajdując
się za plecami dyrektora. Stała do niego plecami, przeszywając kocimi oczami
ciemną, duszną noc. W oddali było widać drzewa Zakazanego Lasu, muskane
delikatnym powiewem wiatru. Kolejne westchnięcie opuściło jej usta, a ona odwróciła
się do Dumbledore’a.
Położyła mu dłonie na ramionach, starając się tym samym
pocieszyć swego kompana.
- Dlaczego oni wszyscy muszą cierpieć? – spytał słabym
głosem staruszek, opierając się o czerwony fotel, który wyglądał jak tron. Jego
bystre oczy patrzyły przed siebie, zapewne przekraczając grube, zimne mury
szkolnego zamku.
- Nie wiem, Dumbledore, ale może takie jest przeznaczenie
tego pokolenia. Musimy mieć nadzieję, że następnym będzie żyło się lepiej,
dzięki temu cierpieniu…
- Zaczynasz mówić jak ja – mruknął mężczyzna lekko
rozbawiony. McGonagall zgromiła go wzrokiem i szybkim krokiem obeszła biurko,
po czym skierowała kroki do wyjścia.
- Kto z kim przystaje… – nie dokończyła, nie patrząc na
starego druha. Szybko stawiane kroki i szelest zielonych szat zakłóciły ciszę
Hogwartu. Ciemna noc wsączała się w mury, zarażając je strachem i namaszczając
je odorem śmierci, czającej się za nimi.
*
Kiedy
dowiedziałam się, że jestem w ciąży, nie potrafiłam jednoznacznie określić czy
to, co czuję, to szczęście czy smutek. Może w innych okolicznościach, za kilka
lat z mężem u boku… Ale teraz, kiedy mam przed sobą zadanie, które pozwoliłoby
wszystkim żyć w spokoju i nie drżeć na każdym kroku o swoje dzieci… Czułam się
bezsilna.
Leżąc samotnie w
wielkiej komnacie, której okna wychodziły na wschodzące słońce, myślałam co
teraz zrobić. To znaczy – było dla mnie jasne, że jak tylko rany dobrze się
zagoją, a pani Pomfrey skończy moją terapię witaminową i wzmacniającą, wyruszę
dalej na poszukiwanie horkrusków.
Zastanawiałam się
jednak - na czym miał polegać ten przedziwny żart losu? Teraz, kiedy byłam
blisko rozwiązania zagadki, kiedy byłam blisko pozbawienia Voldemorta
nieśmiertelności, to los zsyła mi dziecko. Nie byłam zadowolona, ale o to
mogłam obwiniać tylko siebie. Nie zabezpieczyłam się, więc teraz muszę za
płacić.
Nie byłam szczęśliwa z
powodu tego dziecka, ale nie potrafiłabym go usunąć. W końcu – było owocem
mojej miłości do Harry’ego. Byłam na nie za młoda, za głupia i za bardzo
wpakowana w gówno, żeby móc je wychować. Nie potrafiłam o tym rozmawiać, nie
potrafiłam o tym myśleć. Wiedziałam, że ludzie z mojego otoczenia chętnie mi
pomogą w jego wychowaniu, ale na litość Merlina! Miałam dopiero siedemnaście
lat! Ledwo co sama opuściłam wiek dziecięcy, a miałam wychowywać dziecko?
Tak bardzo żałowałam,
że nie mogę powiedzieć o tym Harry’emu… Jego uczucia pewnie byłyby takie same,
jak moje, ale zawsze bylibyśmy razem. A tak?
Bałam się, tak
cholernie się bałam, że zranię je, zanim się jeszcze urodzi, ale musiałam ruszać
dalej. Musiałam chronić mojego Pottera, bo to jego było moje serce.
Gdy dziś o tym myślę,
kręcę z politowaniem głową nad swoją głupotą. Zawsze byłam przemądrzała i
wydawało mi się, że pozjadałam wszystkie rozumy, ale wtedy nie zrozumiałam
jeszcze, że dziecko nie miało być utrapieniem, ono miało być moją tarczą, moją
ochroną. Ono już wtedy było moim cudem.
* * *
Dziwnym trafem, coraz krótsze są te moje rozdziały. Myślę jednak, że to nie jest takie złe.
Postanowiłam, że swoje ględzenie przeniosę pod rozdział, żeby nie zabierać zbyt wiele czasu. Mam nadzieję, że rozdział się podobał, bo dbałam o każdy jego szczegół. Może nie do końca wyszła mi scena brutalna, ale dopiero się rozkręcam. Rzadko przychodziło mi pisać o brutalności życia, więc wybaczcie.
Z ogłoszeń parafialnych, chciałabym zaprosić na Myśli natchnione. To mój drugi blog, na którym możecie znaleźć miniaturki potterowskie, (jak na razie jeden) wytwory mojej wyobraźni i inne tym podobne. Serdecznie zapraszam! Ostatnia miniaturka jest dla wielbicieli Sophie&Draco, ma zabarwienie lekko humorystyczne.
To by było tego tyle, jeśli mnie rozum nie myli...
Pozdrawiam!
Pierwsza!
OdpowiedzUsuńAle mi się udało.
Rozdział mimo że bardzo krótki przeczytałam z zapartym tchem.
Zaskoczyłaś mnie wydarzeniami w tym rozdziale, ale takiej akcji brakowało mi od początku.
Wiadomo że życie nie zawsze jest słodkie i Ty to pokazałaś.
Przez moment naprawdę bałam się o Hermionę.
Ten mężczyzna z nożem mógł jej zrobić nieodwracalną krzywdę.
Na całe szczęście w porę zareagował Snape czym mnie zaskoczył.
No i muszę zgodzić się z Minerwą.
W końcu Harry się dowie a to nie będzie najlepsze dla Dumbledor'a.
No i fakt że Hermiona jest w ciąży.
Zaskoczyłaś mnie ale pozytywnie.
Kibicuje im od początku a dzięki Tobie zaczynam sie przekonywać o tej parze.
Może dlatego że tak świetnie go wykreowałaś.
pozostaje niecierpliwie oczekiwać ciągu dalszego.
pozdrawiam serdecznie!
Brawo! Cieszę się, że znalazłaś dla mnie czas! ;)
UsuńNooo... taki zamysł artysty. :D Wiem, długo się rozwijałam, ale starałam się budować nastrój od początku, choć może nie zawsze mi to wychodziło. Spokojnie - przecież nie zabiję teraz Hermiony. Wcale jej nie zabiję... Chyba... Ale faktycznie, jestem dość zadowolona z tej sceny. Myślałam jednak, że zabrakło w niej tego brutalizmu. W każdym razie - cieszę się, że się podobało. Minerwa zawsze ma rację, a Dumbledore się w końcu o tym dowie. Myślę nawet, że on już to wie.
Ciąża Hermiony - to było w całej koncepcji pewnikiem, jak niewiele innych spraw. Cieszę się, że przekonuję cię do tej parki. Dziękuję za miłe słowa. Staram się jak mogę.
Pozdrawiam! :*
Tym razem nie mam takiego opóźnienia. Ale za to ile mam nadrabiania u innych... no, muszę się streszczać, nie mam całego dnia, a i do siebie rozdział muszę wreszcie ruszyć (stanęłam jakby w martwym punkcie i nie bardzo wiem jak go szturchnąć, żeby nie zaśmierdział).
OdpowiedzUsuńFabuła nabiera tempa, Hermiona została złapana w Hogsmeade i na razie nie zapowiada się na to, by miała zostać uwolniona lub uratowana... cóż się może wydarzyć dalej? Od razu tak podsyciłaś akcję, że nie sposób oderwać się od czytania, tak jestem ciekawa. ;)
Przy okazji, chociaż sama scena jest nieprzyjemna, dostajesz plusa za opisanie tego morderstwa/gwałtu. Nie wyszło obrzydliwie, jak to się często dzieje, ale jednocześnie mniej-więcej zapisałaś to, co chciałaś, a przynajmniej tak to wygląda.
SNAPE WYBAWICIELEM HERMIONY. Już widzę radość na twarzach fanów Sevmione. ;) Ja sama nie jestem zwolenniczką tej pary, ale jeśli jest dobrze opisana, to czemu nie, brak u mnie przeciwwskazań. Wiemy jednak, że to blog o Harmony, a więc nie będzie tu takich wątków... prawda?
Te sceny z Voldemortem wciąż są nieco nieodgadnione. Skąd się wzięły, dlaczego? Trudno sobie wyobrazić, że było tak, jak w Potterze, tyle że Voldemort zmienił sobie cel.
Hermiona w Hogwarcie, obolała, a do tego okazuje się, że jest w ciąży. Sporo czasu minęło, najwyraźniej. Dziwne, że dziecku nic się nie stało, ale dla mnie to lepiej. I zgadłam! Spodziewamy się małego Pottera. ;) Zaskakujące jest jednak to, że Granger tak dobrze to przyjęła. Specjalnie się nie zdziwiła, nie zszokowała... może ja trochę źle to odbieram. Może to szok pourazowy.
Snape pojechał Harry'emu ostro, szkoda, że nie wspomniał, że zachowuje się jak baba w ciąży, wtedy mielibyśmy wspaniałe odniesienie do całej sprawy.
Minerwa jest wściekła, nie dziwię się - w końcu to ona, wrzuca Dumbledore'owi jak należy. Przy okazji zaczyna mówić trochę jak on, ale to też nie dziwne, przebywając w jego obecności i samemu widząc to, co dzieje się wokół.
Końcówka nieco wynagrodziła mi brak uczuć Hermiony co do dziecka, całe te rozterki są interesująco pokazane i zdecydowanie uzupełniają wskazane przeze mnie braki.
Podsumowując historię przedstawioną w całym rozdziale - Voldemort przejął świat magii, Dumbledore jest poszukiwany... kupuję to, jasne, ale w sumie nie mamy pełnego obrazu sytuacji. Jak to się stało, kiedy. Nie oczekuję opisów jak w kanonie, ale jakieś wzmianki by się przydały, bo to nie jest chyba tylko zasługa Draco i zgrai, prawda? To byłoby co najmniej dziwne. Chyba, że coś zapomniałam, przegapiłam. W takim razie proszę o wybaczenie. :D
Pozdrawiam serdecznie!
Zacznę od końca. Spokojnie, spokojnie. Ja to wszystko wyjaśnię, nic nie przeoczyłaś. Ja mam tendencję do gmatwania różnych spraw. ;) ale spokojnie - załatwię to wszystko.
UsuńNie, nie będzie tu żadnych wątków Sevmione, bo nie o tym to opowiadanie. Uwikłałam w to Snape'a, bo jest niejako powiązany z ciemną stroną i jasną. Ma swoje sprawy z Potterem i jego rodzicami, więc postaram się w przyszłości oczyścić jego imię. Podobnie jak Rowling.
Zgadłaś, zgadłaś. Ale chciałam Cię potrzymać trochę w niepewności. Co do czasu... Wydaje mi się, że wspomniałam, że jest środek lipca, więc minęły dwa miesiące od jej zniknięcia i tej pięknej, uroczej, magicznej nocy Pottera i Granger.
Dziękuję za plusa! :3 starałam się ;)
Pozdrawiam! ;)
Tak też sobie pomyślałam, także z niecierpliwością czekam na wyjaśnienia w kolejnych rozdziałach. ;)
UsuńAch, dla mnie to i lepiej, Sevmione to nie jest coś, co lubię czytać. Ale fanki na pewno dojrzałyby tutaj zaraz cały ukryty związek... Hehe. :D
Nie dziwię się, choć w sumie już myślałam, że wcale nie miałam racji i żadnego brzdąca nie będzie, a tu proszę! Czekać tylko, aż się urodzi (o ile się urodzi, ale z końcówki wynika, że chyba tak...).
Nie ma za co, wyszło ci. ;)
Pozdrawiam!
Wiem. Ja sama lubię czasem poczytać dobre Sevmione, ale na prawdę dobre... W każdym razie - najbardziej lubię Harmony.
UsuńMasz nosa, więc ciężko jest mi Cię zagiąć. W następnym rozdziale wszystko pokrótce wyjaśnię, a w kolejnych postaram się ciut rozwinąć ten temat. :)
Jeszcze raz dzięki!
Pozdrawiam!
Żebym przeczytała jakieś Sevmione, to ono naprawdę musi mieć jakieś podstawy. Oczywiście najrealniejszą podstawą byłoby, gdyby Severus i Hermiona stracili pamięć.
UsuńAch, ten czas, kiedy tak kochałam Harmony... teraz nie uwielbiam ich już tak ogromnie, Fremione for the win. ;) Nie zmienia to faktu, że nadal lubię ich razem, dla mnie są realniejsi niż Romione.
Nosa? Po prostu dokładnie przeczytałam, chociaż raz. :)
Nie ma za co.
Pozdrawiam. ;)
hahaha... masz rację! chociaż lubię je głównie z powodu tej nierealności, albowiem są zabawne. Lubię Snape'a w tych wszystkich ff. Jest zawsze taki mężny i taki, eee, zaborczy. a dialogi są zawsze zabawne!
UsuńJest! Nareszcie ktoś, kto uważa, że Romione jest do kitu, bo nierealne! Aj law ju!
Ale tego o ciąży to chyba nigdzie wcześniej nie napisałam... Chyba... -.-
Ta nierealność jest dobra, jak już ff pójdzie nieco dalej. Na początku zawsze musi być jakieś wyjaśnienie, inaczej nie ma przebacz, czuję się jak podczas czytania opka o Snape'ie i zaginionej siostrze Harry'ego, którą Severus zmusza do seksu. Tak, takie coś było, zostało zanalizowane.
UsuńRomione nie jest do kitu. Nie, nie przesadzajmy. Kiedyś Rona nie lubiłam (no, nie przepadałam, nie że nie lubiłam) i tak myślałam, ale zmieniłam priorytety. Po prostu jest... nierealne. Ron jest słaby w tym... podrywaniu w siódmej części. Nie widzi mi się to po prostu. Poza tym oni zawsze strasznie się ze sobą żarli. Trudno mi sobie wyobrazić ich związek na dłuższą skalę. Rozładowanie napięcia, zakochanie? Tak, czemu nie. Miłość i ślub? I dzieci? I dom, z drzwiami i oknami? Nie, to nie dla nich.
Nie, o ciąży nic nie napisałaś, co nie zmienia faktu, że tak się domyśliłam. ;)
Dobrze, może trochę wyolbrzymiłam. Po prostu tak bardzo się ucieszyłam, że nie do każdego przemawia Ron&Hermiona, że nie zapanowałam nad sobą... ;)
UsuńMam dokładnie takie samo stanowisko jak Ty. Rozumiem, że może się komuś podobać, bo każdy ma takie prawo. Rozumiem, że sobie J.K. Rowling tak to wymyśliła i dobrze, bo przecież bez tego nie byłoby zaskoczenia. W moim przypadku było tak, że od zawsze myślałam, że Hermiona będzie z Harrym i może właśnie dlatego, nie potrafię sobie do dziś wyobrazić jej i Rona. Nie umiem, po prostu. Ciągle go widzę, rzucającego się i marudzącego, nie do końca ogarniętego, potrzebującego ciągłej uwagi i zapewnień o swojej wartości. Pewnie temu nie widzę go z Hermioną. Ona, mimo wszystko była przy Harrym i nigdy go nie odrzuciła, czego o Ronie powiedzieć nie można.
Mówią, że kto się czubi ten się lubi, ale bez przesady!
Właśnie, domyślałaś się i nawet o tym pisałaś. Miałaś więc do tego nosa, prawda? ;>
Oczywiście, że nie do każdego. Do mnie też nie. Ale nie jest do kitu, jeśli ktoś umie to ładnie opisać i wyjaśnić. Rowling... może i chciała to zrobić, ale lepiej wyszłaby na tym, gdyby nagle połączyła Hermionę z... no, kimkolwiek, kogo zna (a podobnież tak miało być, shame - biedny Fred, dlatego umarł!). To byłoby zaskoczenie. Ron i Hermiona? O tym wiedziało się od... jeśli nie od trzeciej, to czwartej części. Kiedy w Czarze Ognia wkraczało to delikatnie, w Zakonie Feniksa praktycznie nic o tym nie było, tak w Księciu Półkrwi zostaliśmy zalani miłością z każdej strony. Fe. To mnie nie przekonało do Hermiony i Rona. Nu, nu, nu. A Insygnia Śmierci tylko mnie w tym utwierdziły. Ron... gdyby nie porady z KSIĄŻKI, w życiu nie poderwałby Hermiony. Moje zdanie jest takie. Dziwne, że została z nim na tyle długo, by wzięli ślub i mieli dzieci. Lubię Rona. Jest zabawny, wiele razy się dzięki niemu śmiałam; na swój sposób uroczy; zazdrosny, a to dobrze, bo nie jest idealny. Ale może poświęcać się dla przyjaciół, choć niekiedy czuje się okropnie, będąc w ich cieniu (Czara Ognia, Insygnia Śmierci). Nie zmienia to faktu, że na Hermionę nie zasłużył. Nie umiał sobie z nią poradzić. Nie potrafił wyznać jej uczuć. Ba, na koniec to już sama inicjatywę przejęła. Biedna.
UsuńDokładnie!
Tak zgadywałam. ;)
No więc właśnie. Ronald jaki był, każdy wie - zły nie był i chyba nie chciałabym go takim widzieć w żadnym ff, ale nie pasował mi do Hermiony od początku. Dlaczego, nie wiem.
UsuńMasz rację, Książę był przepełniony miłością. Jak nie Ron i Hermiona, to Lavender do Rona, Harry do Ginny i tak w kółko... Może gdyby nie to, może gdyby to, że Rowling stopniowo wprowadzała tą chemię między Rona i Hermionę to dziś nie pisałabym o niej i Potterze, a o nich? Zgodzę się z Tobą, że to dziwne, że byli ze sobą AŻ tak długo. Rozumiem - młodzieńcza miłość, te sprawy, hmm, ale nie widzę Rona jako ojca. Może dlatego, że wciąż mam go przed oczami jako takiego chłopaczka? I ten jego uszczypliwy tekst w "19 lat później". No, nie wiem. Poczekam na dobre Romione i sprawdzę! :D
ależ dyskusja...
Naprawdę, Rona wiele osób nie lubi, a później się do niego przekonuje - często patrząc na niego przez pryzmat swoich zachowań. Niekoniecznie jednak sprawia to, że jego związek z Hermioną staje się dzięki temu realniejszy.
UsuńRowling trochę przesadziła. Tak samo, jak Harry i Ginny. Może i Ginny kochała Harry'ego, coś tam przez książki się przewinęło... ale Harry? Najpierw Cho - no, tu jestem w stanie uwierzyć, że się zadurzył, koło dwóch lat mu zajęło, żeby się z nią umówić, choć głupia była - a potem, nagle, jak grom z jasnego nieba... Ginny! Bez sensu. Z jednej strony może to i lepiej, wszystko załatwiło się w jednej części, widać było, że Rowling nie lubi się z tym bawić, ale jak już wprowadza, to niech to się rozłoży na dwa, trzy tomy... zdecydowanie łatwiej byłoby się przyzwyczaić, może nawet polubić daną parę.
Ron jako ojciec? Nie ma opcji. A "19 lat później" to był epilog na odczepnego, nigdy go specjalnie nie polubię. Za idealnie.
Dyskusje dobre są. :D
Zgadzam się z Tobą. Wydaje mi się, że o ile Ron i Hermiona mieli się ku sobie gdzieś tam kiedyś, o tyle Harry do Ginny nie czuł nic, prócz czystej sympatii. A tu nagle - "jebs!" i od razu jest w niej zakochany po uszy... No, nie mówię, że tak nie można, ale serio? To się bardzo rzadko zdarza, więc proszę nie wciskać mi kitu...
UsuńNo raczej! Zwłaszcza te konstruktywne :)
Tym bardziej, że Harry znał Ginny od wielu lat. Wiem, że niekiedy do miłości trzeba dojrzeć, ale on nie widział jej nawet jako... dziewczyny. Zawsze była siostrą Rona, nie więcej jak jedną z wielu przyjaciółek. Ten "kit" wyszedł Rowling wyjątkowo słabo, a uwielbiam jej książki. Zrobiła to trochę na siłę i za to, jak i za wciśnięcie Insygniów Śmierci do ostatniej części, trochę ją znielubiłam.
UsuńNo pewnie, wtedy wiadomo, że dyskusja ma jakiś poziom. ;)
Tak jak mówisz - zawsze była dla niego po prostu Ginny - siostrą najlepszeg przyjaciela. Ktokolwiek, tylko nie ona. Skoro Rowling nie lubi takich wątków, powinna je opuszczać?
UsuńWłaśnie. Rowling koniecznie chciała połączyć Harry'ego z kimś, kto choć trochę przypominał jego matkę - dlaczego więc, do kuropatwy, nie wybrała Hermiony? O wiele bardziej bym się na to złapała. Ginny miała rude włosy i ognisty charakter, ale brakowało jej tego, co Lily jednak w sobie miała - zapału do nauki i ogromnego współczucia dla przyjaciół.
UsuńZdaje się, że Rowling takich wątków nie lubi, albo po prostu nie umie ich odpowiednio ogarnąć... może to nie jej wina, w sumie ostatnie książki wydawała pod dużą presją, ale ja na jej miejscu dopracowywałabym to tak długo, aż coś by mi z tego wyszło...
Dokładnie! Na moje oko, to Hermiona miała w sobie więcej z jego matki, niż Ginny. Tak, jak mówisz.
UsuńJestem w stanie ją zrozumieć - bo presja, bo stresik, ale na grządkę, chyba miała na tyle czasu, żeby to wszystko sobie poukładać, prawda?
Bo ja, szczerze ci przyznam, kiedyś to sobie przemyślałam jak czytałam szóstą część (styczeń 2006, wspomnienia) i zauważyłam to, co Rowling próbowała zrobić... i tak sobie pomyślałam... dlaczego nie Hermiona? Od początku kreowała ją na taką mądrą, pomocną i współczującą, ale też taką, która nie do końca łapie kawały Weasleyów (coś jak zgrzyty na linii Lily-James-Syriusz). Ginny była najpierw małą, niepozorną siostrą najlepszego przyjaciela, głupio zakochaną w Wybrańcu, potem nagle otrzymała trochę więcej charakteru, a w szóstej części to w ogóle... z jakiegoś powodu Harry nie widział poza nią świata. Nagle. O, bo zobaczył ją w domu Weasleyów i obudził się w nim potwór. Ha ha, NIE.
UsuńZgadzam się! Na pewno miała wszystko ładnie zaplanowane... może te wątki miłosne miały zapchać jakieś luki w treści, czy coś... ech, to już nawet jej nie tłumaczy... ROWLING, ZEPSUŁAŚ TO.
Bardzo dobre spostrzeżenie. Ja nie miałam takich grubych rozkmin - moja intuicja podpowiadała mi, że do siebie pasują. Może w jakiś dziwny, pokręcony sposób, ale na pewno o wiele bardziej niż Ginny i Harry.
UsuńI dokładnie - wielkie NIE dla Hinny, Garry czy jak tam inaczej się to zowie...
Tak jest! Sknociła te chwile...
Ja początkowo też nie, ale jak zobaczyłam Hinny (tak to się podobno zwie) to miałam ochotę rzucić książką przez okno. W konsekwencji, chociaż jest w twardej oprawie, nie wygląda zachęcająco (klejona książka to i się łatwo zaczęła rozpadać, no co ^^). I sobie rozmyślałam podczas przeglądania momentów Harry-Ginny, jak to jest z tymi parami w HP... tak samo Neville i Luna. Niektórzy widzą ich razem, w tym ja, tak samo ewidentnie mieli twórcy filmów. Rowling dała Neville'owi i Lunie całkiem innych ludzi. xD
UsuńNiestety, nie wyszło jej to. Nie poradzimy niestety.
Ja byłam taka zawiedziona i zrozpaczona, kiedy zobaczyłam tą parkę, że normalnie - ogień. Hinny (mówisz? bo Garry też ładnie ^^) nie przemawia do mnie i zgodzę się z Tobą, że chciało się wtedy rzucać książką. I oczywiście - książki mają to do siebie, że się rozlatują.. ;)
UsuńTeż bardzo lubię Neville'a i Lunę. Chociaż - kiedyś czytałam bardzo fajną miniaturkę o Lunie i Rolfie.
Na szczęście pozostaje nam wyobraźnie i pisanie własnych wyobrażeń o parach z HP. Zawsze coś, nie? ;>
Fakt, Garry też ładnie. :) Szkoda, ta para kompletnie nie pasuje do całokształtu... na szczęście w siódemce nie było jej tak dużo, więc całościowo nie zostaliśmy aż tak mocno przygnieceni.
UsuńJa też kiedyś czytałam coś fajnego o Lunie i Rolfie, ale już nawet nie pamiętam... nie mam jak polubić Rolfa, więc Luna i Neville pozostaną na zawsze w moim sercu. :D
Zgadzam się. Ty Harmony, jak Fremione. Jakoś to poleci. Jeszcze u siebie może wplotę mały wątek Dumbledore/McGonagall, jak matkę kocham muszą się u mnie pojawić. Już dawniej próbowałam ich połączyć, ale zawiesiłam historię. ^^
3 raz odpowiadam na ten komentarz. Nie lubię tych internetów...
UsuńNa całe szczęście! I dobrze też, że nie zalało nas morze miłości.
Moje serce zawsze będzie z Luną i Nevillem. Oboje mi do siebie tak pasują, jak nie wiem co. ;)
Całe szczęście, że każdy może coś znaleźć w świecie Pottera. Można nawet lubić Bellatrix&Voldemort, bo dlaczego nie? Taka mroczna miłość.
Ach, też ich widzę razem :3 Chciałam u siebie też ich połączyć, ale jakoś zwątpiłam... No, zobaczę. ;) Czekam na Twoją wersję. ;)
Zgadzam się w stu procentach i podpisuję się pod tym rękami i nogami. Morze miłości byłoby straszne. Kiedyś może i bym to polubiła, ale minęły lata od tego momentu, priorytety mi się troszkę zmieniły. :<
UsuńPewnie, że tak. Luna i Neville - niby nic, troszkę dziwne dzieciaki, na koniec okazały się okropnie pomocne. Do tego jeszcze początkowo się nie lubili, a to tylko wzmaga mój apetyt na nich. :)
Bellatriks i Voldemort, hah, uwierzysz mi, jak ci powiem, że też ich razem uwielbiam? Oczywiście młody Tom Riddle to już inna sprawa... (aż mi szkoda, że Christian Coulson nie grał w szóstce - jego Tom był najlepszy!).
Czy połączyć... pojawi się wątek. Lubię ich razem, ale nie wiem, jak bym miała opisywać ich związek. Zresztą, są relacje, o których się wie, mimo że para wcale tego nie okazuje, albo wcale nie wyznała sobie uczuć. Trudno mi to wytłumaczyć... Masz dwie osoby. Znają się od bardzo dawna, niemal od dziecka (McGonagall), ich drogi się rozchodzą, na krótko, a potem zaczynają się przyjaźnić. Ich uczucia dojrzewają, poznają siebie, uczą się swoich zachowań i reakcji. Zawsze są blisko siebie, gotowi, by rzucić się na śmierć, jedno zamiast drugiego. Myślę, że takie osoby wiedzą, że się kochają i sądzę, że ich relacja wcale nie potrzebuje głębokiego okazywania sobie uczuć. Oczywiście mogą zdarzyć się takie rozmowy, ale są one tylko formalnością. Ufff, mam nadzieję, że łapiesz, o co mi chodzi. :D Po prostu nie umiem sobie wyobrazić, że Dumbledore i McGonagall, ludzie po przeżyciach, zawsze blisko siebie, nie byliby świadomi swoich uczuć. Dlatego, jeśli ich do siebie wplotę, nie będzie to wyglądało jak historia nastolatków. ^^
Taaa... U mnie te czasy też minęły, ale nie wiem czy to dobrze, czy źle.
UsuńWłaśnie. Z pozoru Luna to dziwaczka, a Neville to zwykły, nieco fajtłapowaty chłopak, których praktycznie nic nie łączy. Ale lubię tą subtelną chemię, którą oboje tworzą. Uważam, że Matthew i Evanna idealnie wpasowali się w swoje role. Uwielbiam ich razem oglądać! Niestety, obmyśliłam dla Luny i Nevilla nieco inne przeznaczenie w swojej historii...
Tak! Christian był przeboski w tej roli i to on jakoś budził we mnie te emocje, o których pisała Rowling. Jeśli już ktoś miałby oddać spryt Voldzia w samych gestach, w samym stylu bycia - to tylko on. Ja może nie uwielbiam, jakoś pomimo mego czarnego charakteru, jestem po jasnej stronie, ale podoba mi się to pomieszanie tych dwóch, iście diabelskich charakterów. Widzę to pożądanie, te iskry i rządze, która łączy Bellę i Voldka.
Rozumiem. McGonagall i Albus są wspaniałymi przyjaciółmi i doskonale wiem, o co Ci chodzi. Żyją obok siebie, wspierają się, rozmawiają i martwią razem. Oboje są inteligentni, a więc nie jest to żadna głupiutka miłość. To jest dojrzała, prawdziwa i łagodna miłość, choć nie pozbawiona drobnych czułości. Tak to zawsze widziałam - drobne gesty świadczące o oddaniu, a nie wielkie słowa, mówiące jak są puste...
Myślę, że to... całkiem dobrze.
UsuńTak, oni razem są genialni. Szkoda, że Rowling ich rozdzieliła, ale film, który mnie odrzuca, daje nam subtelne wzmianki, że oni coś do siebie czuli, więc...
Neville i Luna, i inne przeznaczenie... szkoda, ale znając ciebie będzie ciekawie. ;)
Zgadzam się. Tak wczuł się w rolę, że kiedyś myślałam, że to zakonspirowany Tom Riddle. Oczywiście część szósta zepsuła moje marzenia na ponowne ujrzenie Christiana w akcji... szkoda... że za stary był, dlatego go nie wzięli. Co z tego, magia telewizji potrafi zdziałać cuda.
Cieszę się, że zrozumiałaś. Są rzeczy, których nie potrafię wyjaśnić, a tobie to wyszło znakomicie. ;) Albus i Minerwa to byłaby naprawdę wspaniała para, szkoda, że Rowling zdecydowała inaczej (Dumbledore-gej, akurat! I McGonagall, przez kilka krótkich lat żona jakiegoś czarodzieja... a przedtem podkochiwała się w mugolu).
Ta, po dłuższym zastanowieniu też tak myślę. ;)
UsuńDzięki, ale jak już kiedyś mówiłam, dosyć mam słodkości i muszę trochę popracować nad gorszą, bardziej mroczną i gorzką stroną tego opowiadania. W końcu to jest wojna!
No, dokładnie. A byłby idealnym Tomem Riddlem! Ach, marzenia, marzenia...
Albus i Minerwa byliby bardzo ładnym ukoronowaniem całej powieści pod względem miłości. ;D Ja też nie przepadam za tym gejostwem Ala, ale co zrobić?
Wojna się zaczyna, masz okazję do "mroczności". ^^
UsuńChristian powinien sam jakiegoś spin-offa zrobić, miałybyśmy radochę. ^^
Niestety, nic nie da rady. Albus-gej... to Rowling wpadła.
Cudny rozdział :) Czekam na następne ;)
OdpowiedzUsuńDzięki wielkie! ;)
UsuńFakt, że Hermiona jest w ciąży zniechęcił mnie do dalszego czytania tego opowiadania. Po prostu na wielu blogach ten motyw jest powielany i wydaje mi się to nierealne aby dojrzali ludzie nie myśleli o zabezpieczaniu się (no i nie darzę sympatią dzieci! :)). Mimo to uważam, że masz wspaniały talent do pisania, rozwijaj go :) Trzymaj się, życzę Ci wytrwałości :) /Iluzjonista
OdpowiedzUsuńMam tego świadomość, jednak mimo to chcę z tym spróbować. Może uda mi się pokazać coś innego?
UsuńDziękuję za opinię ;)
Pozdrawiam serdecznie!
Wkurzyłam się. Napisałam fajny komentarz, ale net mi ostatnio wariuje i go straciłam -.-' Więc, mam nadzieję, że mi wybaczysz, jeśli ten będzie za krótki albo nieco chaotyczny ;p.
OdpowiedzUsuńW każdym razie, bardzo zaskoczyłaś mnie tym dzieckiem. Jednak pomimo tego, że podobne rzeczy dzieją się na innych podobnych opowiadaniach, poczekam i zobaczę, co Ty wymyślisz z tym wątkiem. Mam jednak nadzieję, że dziecku nic się nie stanie.
Tak się zastanawiam nad tymi wątkami, tj. tymi przebłyskami z Voldkiem, Nagini... czyżby z Mioną działo się to, co z Harrym w piątej części?
Co do sceny gwałtu. Według mnie wyszła Ci w porządku, nie przesadziłaś z niczym, a więc nie było to obrzydliwe, ani nic z tych rzeczy ;p. I jeszcze Snape wybawicielem! Kto by pomyślał? :D
Szkoda mi Harry'ego. Nikt nic mu nie mówi, wszyscy mają tajemnice... nic dziwnego, że powoli wpada w szał. W sumie, rozumiem go, bo sama niedawno byłam w podobnej sytuacji, więc... zastanawiam się, jaki cudem jeszcze udaje mu się trzymać nerwy na wodzy. Ale przynajmniej dobrze, że Hermiona do niego napisała ;).
Hmm, no i ogólnie rozdział bardzo mi się podoba i jak już wspomniałam, jestem nim mile zaskoczona ;p. Poza tym, zastanawiam się, jak rozwiniesz niektóre wątki, a więc... pisz! I oczywiście życzę weny ;*
Och, te internety ;) Oczywiście, że wybaczę zwłaszcza, że nie jest taki tragiczny.
UsuńSama nie mogłam się do tego przekonać właśnie dlatego, że ten motyw przeplata się w wielu opowiadaniach. Ale śniło mi się nawet po nocach i mówiło "weź mnie do opowiadania"... No to je wzięłam!
Powiedzmy, jest z nią podobnie, a może nawet tak samo? ;>
Dziękuję. Chciałam, żeby wyszło prawdziwe, ale bez obrzydliwości. A no... Lubię Snape'a i jego mroczną przeszłość. Lubię też jego rolę w Potterze. Oczyszczono jego imię i zabito. Zastanawiam się nad jego życiem, ale wiem, że oczyszczę jego imię przed Harrym. ;)
Dziękuję, już wkrótce części dalsze, na które już teraz serdecznie zapraszam! :D
Nie czytałam poprzednich komentarzy ,więc wybacz jeśli będę się po kimś powtarzać ;)
OdpowiedzUsuńNo to tak. Rozdział kompletnie mnie zaskoczył. Świetny. Żadnej słodyczy tylko ciężkie chwile dla każdego. Voldek bliski przejęcia panowania nad światem (co już właściwie zrobił). Jezu... Snape <3 jestem chora psychicznie i zdarza mi się ,że kocham te osoby z czarnymi charakterami ,być może sama taki mam :D ale on jest przecudowny. ♥ wiedziałam ,ze będą z niego ludzie :D
chociaż tak szczerze powiedziawszy troszkę się zawiodłam tym początkiem. Myślałam ,że Hermiona będzie musiała się trochę potrudzić ,żeby się wydostać ,a tu przyleciał Severusek i ją uratował. no cóż, tak też może być ;)
rozdział genialny. GE-NIAL-NY!!! oprócz początku jest naprawdę świetny. Biedny Harry... mogliby mu powiedzieć o dziecku ,bo później będzie zadyma :D
Czekam na next ;3
Wybacz za ten chaotyczny i głupi komentarz ,zle nie mam weny ,a sama musze wymyślić jakieś nowe opowiadanie....
Pozdrawiam i życzę udanych wakacyj :D ;*
Lightning
Snape mym bogiem! <3 również go uwielbiam.
UsuńJak już wspominałam, nie potrafię jeszcze pisać takich scen zbyt dobrze. Staram się, jak mogę, ale nie zawsze mi wychodzi. Też czuję, że za szybko jej poszło, ale nie mogłam dać jej zabić.
I takk będzie! Harry + niedopowiedzenia = ZADYMA, lubię w nim to :3
Dziękuję, choć mam ich w tym roku znacznie mniej, niż zazwyczaj!
Pozdrawiam i dziękuję za miłe słowa!
Eileen! Przepraszam za moją długą nieobecność, musiałam się ogarnąć, ale wracam i z zapartym tchem śledzę dalsze losy naszych bohaterów ^^ Najbardziej wprawiło mnie w osłupienie jeden fragment z tego rozdziału, ale to później!
OdpowiedzUsuńTak mnie wkręciło opowiadanie o Sophie i Draco, zaraz przejdę do Myśli Natchnionych, tylko tu pozostawię po sobie ślad, że nie dostrzegłam delikatnego a zarazem bojowego charakteru Hermiony. Podziwiam ją w Twoim wykonaniu, dzielnie przeciwstawia się złu, jest moim autorytetem :) Ostatnio przeczytałam od początku tę historię i muszę stwierdzić, że Hermiona i Harry idealnie do siebie pasują, nie wiem po co pani Rowling wysilała się z Ginny ;)
Ci parszywi śmierciożercy na prawdę nie musieli popisywać się taką brutalnością. Dobrze, że Snape wkroczył w odpowiednim momencie, bo nie wiadomo, co jeszcze gorszego by ja spotkało. Bardzo podobało mi się przedstawienie ich morderczych instynktów. O wiele bardziej od romansów lubię czytać o psychice bohaterów ^^
Dobra, doszłam do tego fragmentu! Hermiona jest w ciąży? Jestem pozytywnie zaskoczona, ale mam nadzieję, że nie zbliżamy się do końca opowiadania?
Na miejscu Harry'ego sama bym chodziła z kąta w kąt i nie robiła nic innego jak tylko myślała o ukochanej osobie. To trochę przerażające, że Hermiona tak się naraża na niebezpieczeństwo w tym stanie, ale wierzę, że jej to w późniejszych latach wynagrodzisz ;)
Snape w Twoim opowiadaniu jest tak apetycznie stanowczy, że nic tylko czekać, aż dasz się namówić na napisanie mniaturki z nim. Nie wiem, jak Ty to robisz, że od każdej postaci bije taka prawdziwość? Idealnie się wpasowujesz w każdego bohatera.
Przemyślenia Hermiony... Wydaje mi się, że tak by myślała każda nastolatka w jej sytuacji. Za młoda na zakładanie rodziny, za stara na cofanie się w dzieciństwo. Podziwiam Hermionę, jest tak twarda i widać, że dałaby się pokroić za Pottera :)
Czekam na dalsze losy i niezmiernie przepraszam za te moje opuszczanie! Przepraszam!
Całuję,
Liley
Cieszę się, że jesteś!
UsuńHermiona zawsze mi się taka wydawała. W końcu - była inteligenta, choć może nie przepadała za walką, to postawiona prze faktem umiała dawać z siebie wszystko. Ojej, miło mi, że poświęciłaś swój czas, żeby czytać od początku moje wypociny. Widocznie J.K. miała lepszy pomysł na nich i widziała tamtą parę? No, nie wiem...
Ach! Śmierciożercy zawsze budzili we mnie właśnie takie uczucia. Odbierałam ich jako wygłodniałe sępy, czekające na odpowiednią chwilę i możliwość ataku.
Zbliżamy się nieuchronnie do końca I części tego opowiadania... Moje palce nie chcą tego dokonać, więc ciężko mi idzie z nowym rozdziałem. A Hermiona miała być w ciąży od samego początku tego opowiadania. Wynagrodzę jej wszystkie cierpienia, obiecuję! Na samym końcu!
Apetycznie stanowczy, mówisz? Albowiem Snape jest moim bogiem i oddaję mu hołd. Nie mówione, że nie. Lubię go, jako bohatera więc może coś się ukaże...
Dziękuję za poświęcony czas!
Całuję!
Jestem! W końcu! Alleluja! Mam nadzieję, że się cieszysz? ;)
OdpowiedzUsuńNadrobiłam opowiadanie. Tak. I mam pytanie? Ile planujesz tutaj rozdziałów, co? Wygląda na to, że mój Trup zostanie tasiemcem - blogową wersją Mody na sukces.
Wydaje mi się, że więcej było tych rozdziałów ni tylko piętnaście... No nie wiem, pewnie to jakieś zaklęcie zwodzące.
Bardzo pozytywnie zmienił ci się styl, chociaż do perfekcji (albo do stylu, który byłby istnym miodem na moje serce rozdzierane przez wszystkich profanatorów HP (nie chodzi o ciebie, oczywiście, zwyczajnie musiałam trochę ubarwić to zdanie)) jeszcze sporo ci brakuje.
Już mówiłam, że beta się sprawdziła i moje zapewnienia o tym, że jest ci niesamowicie potrzebna też, prawda?
Hermiona jest w ciąży... Moja pierwsza myśl po przeczytaniu tego rozdziału była absurdalna: ciekawe czy będzie chłopiec czy dziewczynka? Rozumiesz! Z całego wpisu to zaciekawiło mnie najbardziej! Jestem nienormalna... Ale w sumie jak tak sobie teraz myślę, to mogłaby być parka - bliźniaki;) (A już jak dziewczynka PRZYPADKOWO dostałaby imię... no dajmy na ten przykład... Zusanna lub też Susanna albo coś w ten deseń... NIE ŚMIEJ SIĘ!... to naprawdę bym się nie obraziła (a może pojawiłaby się jakaś taka postać podobna do Sama-Wiesz-Kogo (czytaj: do mnie)?).
Wracając do bycia poważnym (i łączących się z tym trudności, bo przecież mamy wakacje po najcięższym roku szkolnym, jaki przyszło mi przeżyć, więc moja głupawka (Boże, chciałam to napisać przez "ó" -.-") i leń dają o sobie znać, ale zadziwiająco dobrze mi z tym).
Podobała mi się scena Dumbledore - McGonagall. Co prawda w moim guście, są oni (w szczególności McGonagall) coraz mniej kanoniczni, lecz na upartego dałoby się to wytłumaczyć całkowicie normalnym odmiennym zachowaniem w stosunku do uczniów. Z tą McGonagall zdziwiło mnie zwłaszcza to, że nie była oburzona nastoletnią ciążą Hermiony, a bardzo byłoby to do niej podobne. Za to Albus - Merlinie, jaki on jest przebiegły! Jak nie Dumbledore! Ale patrząc na kanon - on też kiedyś był "tym złym", przynajmniej na tyle, na ile pozwalała mu na to jego "albusowatość".
Plus dla ciebie za ostatni akapit przemyśleń Hermiony, może trochę za emocjonalny, ale bardzo typowy dla jej postaci. Myślała, jak prawdziwa młoda - dorosła (zabrzmiało jak w Simsach, matko...) kobieta.
Kończąc, Harry będzie musiał dorosnąć w trybie natychmiastowym, a może jeszcze szybszym. W takiej postaci nie nadaje się na ODPOWIEDZIALNEGO ojca, bo z pewnością i tak pokocha to dziecko. W sumie nie dziwię się, że Dumbledore ma taki tok rozumowania - chyba faktycznie, gdyby Harry dowiedział się o ciąży Hermiony, przestałby logicznie myśleć. Nie czuję Snape'a w tym opowiadaniu. I przydałoby się więcej Weasleyów. Mimo śmierci Rona, uważam, że dla Harry'ego nadal byli ważną częścią jego życia. To prawda, były o nich wzmianki (pani Weasley), ale przydałaby się jakaś rozmowa... Może z bliźniakiem albo Ginny?
A tak już na marginesie, zobaczyłam, że wstawiłaś link Trup na swoją podstronę. Bardzo jestem z tego powodu zadowolona.
Pozdrawiam, Zusan
PS Co to za fajny znaczek obok twojego profilu i jak się go robi? ;>
Bardzo się cieszę! :D
UsuńMoim marzeniem jest zamknąć pierwszą część tego opowiadania w 20 rozdziałach, góra 25. Natomiast drugą część planuje na jakieś 10, może 15. Dodatkowo jakiś zgrabny, ładny i inteligentny epilog by się przydał, ale to się pomyśli.
Och... dziękuję za miłe słowa. Oczywiście, ciągle się staram i ciągle próbuję. A nóż, widelec, bo łyżeczka uda mi się Cię zadowolić?
Tak, mówiłaś i bardzo się cieszę, że znalazłam Apocalypsis. A raczej to ona znalazła mnie(?).
Może to nie Ty jesteś nienormalna, tylko ten wpis był aż taki nudny, że nic ciekawszego nie było? Chociaż zdradzę Ci, że będzie to dziewczynka - Lily. Imię już dawno wymyśliłam, więc przepraszam. Ale zastanowię się, może jakąś Zusanna czy Susanna wrzucę. Wolisz być po ciemnej czy po jasnej stronie? I proszę Cię, z czego tu się śmiać? :D W życiu! Nie mogłabym śmiać się z Ciebie.
No, może kanoniczność nie bardzo mi wychodzi, ale na szczęście nie jest aż tak tragicznie. Ja jakoś od 5 części miałam Albusa za "szczwanego lisa". Wydawało mi się, że pomimo tej jego dobroduszności i tak ma swoje za uszami. No i miał. Więc tu ujawniają się te jego cechy z lat młodości.
Próbowałam się wczuć w jej postać. Mogłam sobie wyobrazić co bym zrobiła w takiej sytuacji.
No, Harry dojrzeje w trybie natychmiastowym, a przedtem jeszcze trochę poświruje. To w końcu Potter.
No, zastanowię się nad Weasleyami, bo pewnie masz rację.
Pozdrawiam!
PS. ten fajny znaczek to po prostu obrazek. Śniąca na "tajemniczym ogrodzie" wyjaśnia jak takie coś wstawić. Znajdziesz to pod nazwą "ikona obok nicku w komentarzu". ;)
Wolałabym Zusannę;) Jakąś Francuskę albo lepiej: Amerykankę polskiego pochodzenia :D Niby wredną zołzę (może by się zakręciła obok Harry'ego albo Draco ^^), która ostatecznie okazałaby się dobra. I tak teraz mi przyszło do głowy, że mogłaby mieć jakiś romans z Charliem, co ty na to? :D A wcześniej była kochanką jakiego śmierciożercy... Avery'ego lub też Notta... Matko świrują -.-" XD
UsuńW sprawie dalszych konsultacji odnośnie mojej (?) postaci proszę kontaktować się poprzez majl.
PS Możesz nie potraktować serio tej odpowiedzi.
No, nie ma sprawy. Przemyślę Twoją kandydaturę, choć nie wiem, czy znajdę jeszcze miejsce. Rozumiesz?
UsuńMoże w drugiej części coś dla Ciebie znajdę! Aaaa! Już mam! Będziesz idealnie złym charakterem, co Ty na to? Prześlij jakieś zdjęcie aktorki/modelki/po prostu dziewczyny lub opis wyglądu Twojej postaci. Mój mail znasz, więc zapraszam :D
PS. Lubię odpowiedzi "nie serio" :D
Zapłodniłaś naszą Hermionkę? Tego się nie spodziewałam :D Pokomplikowałaś znacznie sprawę i mam nadzieję, że swoją wyprawą nie spowoduje straty swojego cudu. Bo ona wtedy tego nie przeżyje.
OdpowiedzUsuńPo torturowałaś ją swoją drogą naprawdę boleśnie. Jak mogłaś jej to zrobić?
Z drugiej strony nie wiem czy te podróże w czasie nie mają wpływu na jej psychikę. Ona czuje to samo co Voldemort, myśli jak on i mam nadzieję, że jej nie zostanie tak jak po jego pokonaniu.
To wszyscy wiedzą co robi Hermiona oprócz HArry'ego? To już jest nie fair. On strasznie cierpi i się zastanawiam czy nie byłoby lepiej gdyby wiedział (bo jak mówi Minevra kiedyś na pewno się dowie i zapewne wcześniej niż myślimy). Jak się dowie przypadkiem to będzie jeszcze gorzej. Rozpęta się wtedy wojna i dobrych szeregach.
CZekam na kolejny rozdział.
Dziecka nie zamierzam uśmiercać, spokojnie. Przeżyje i będzie ładnie i zdrowo rosnąć. ;)
UsuńAch, no cóż. Jak już mówiłam, wiele we mnie złości i są drobne pokłady skrywanego głęboko sadyzmu. Mają duży wpływ i ukarzę to w II części tegoż opowiadania. Będzie ciekawie, a że zbliżamy się do niego nieuchronnie - serdecznie zapraszam!
Tak, jak zawsze to bywa z Potterem. On zawsze dowiaduje się ostatni i przez przypadek, dlaczego więc nie ma być tak i teraz? Wszyscy znamy podejście Dumbledore'a, a ja nie zamierzam go tutaj wychwalać. Będzie sobą, człowiekiem, który nie zawsze wszystko mówi. ;)
rozdział, jak tylko moja beta wróci z urlopu...
Hermiona... w ciąży? :O wiem, że musiałaś długo myśleć nad tą historią i jest naprawdę skomplikowana, ale mam co do dziewczyn w ciąży w opowiadaniach mieszane uczucia.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Nagmerrie