27 listopada 2013

Rozdział 18 "Spotkanie"



      Promienie słońca zdradziecko wkradały się do pokoju Pottera przez dziury w potężnych zasłonach. Drobinki kurzu powoli unosiły się w powietrzu, kiedy Hermiona ostrożnie wyswobadzała się z objęć Pottera i spod kołdry.
      Zerknęła na śpiącego chłopaka, a wspomnienia zaczęły wpływać do jej świadomości.
      Błagała wszystkich bogów, by nigdy się nie obudzić tamtego ranka. Błagała ich wszystkich, by się w tej chwili nie obudził. Bo co by mu powiedziała? „Przepraszam, kochanie, idę ratować twoją skórę. Wiem, że to niebezpieczne, że mnie znienawidzisz i nigdy więcej, nie będziesz chciał mnie widzieć, ale co mi tam! Trochę przygody nikomu nie zaszkodziło!” Nie, zdecydowanie nie mogła mu tego powiedzieć.
      W brązowych oczach, dziś ciemnych jak niebo, w najciemniejszą noc, błyszczały łzy. Czuła się, jak uciekinier. Po raz kolejny tego roku, uciekała od niego, kiedy spał. Była pieprzonym tchórzem!
      Nie powiedziała mu, że jest z nim w ciąży. Potrafiła jedynie kłamać jak z nut o chorej babci.
            - Kiedy stałaś się Malfoyem? – mruknęła do siebie, kiedy zakładała dżinsową bluzę.
      Spieszyła się, jak tylko mogła. Starała się być cicho, żeby tylko się nie obudził! Nie potrafiłaby mu wtedy spojrzeć w oczy.
      Teraz też nie umiała. Przecież wystarczyło opowiedzieć mu wszystko…
            - Nie, nie możesz się dowiedzieć – szepnęła, pochylając się nad chłopakiem i składając delikatny pocałunek na jego policzku.
      Wymykała się z pokoju, jak złodziej. Po cichu, bezszelestnie, tak jak sen.
      Bo przecież była złodziejką. Właśnie kradła mu miesiące jej ciąży, narodziny jego dziecka i kto wie, może nawet życie tego malucha. Zabierała mu poczucie jej miłości do niego. Być może właśnie zabierała mu jego miłość do niej.
      Zamknęła za sobą drzwi bez żadnego dźwięku. Musiała iść po swoje przeznaczenie.
*

      Grałam na zwłokę powoli schodząc po schodach. Wiedziałam przecież, że nie wyjdzie z pokoju i nie pobiegnie za mną, błagając mnie, bym została. Był zbyt porządny. Wiedział, że jadę do babci, więc nie mógłby odebrać jej wnuczki.
      Błagałam wszystkich bogów, by ktoś mnie zatrzymał, choć pewnie wtedy nie zdawałam sobie z tego sprawy, bo przecież moich cichych kroków nikt nie mógłby usłyszeć, nawet pies. Drżałam na całym ciele, opuszczając posiadłość Blacków.
*

      Wieczór trzydziestego pierwszego sierpnia był chłodny, mglisty i dżdżysty. Potter stał w salonie Blacków i zerkał przez zapadane szyby. Świat był szary i ponury, tak jak kolor jego oczu. Odkąd znów odeszła, nie potrafił znaleźć sobie miejsca. Do tego spotkania Gwardii się skończyły, a on został skazany głównie na towarzystwo własnego umysłu.
      W tym roku do Hogwartu miał dostać się przez portal, który miał utworzyć kolega Dumbledore’a, Arcymag Dwalsh.
            - Psiakrew, gdzie on się podziewa? – warknął Moody, tupiąc nerwowo nogą.
            - Alastorze, spokojnie – uspokoił go dyrektor. – Za moment tutaj będzie, a później wszystko pójdzie zgodnie z  planem – powiedział Albus, uśmiechając się przekonująco.
                  - Profesorze, dlaczego nie możemy się po prostu teleportować? – spytał Potter, odchodząc od okna.
                  - Nie możemy, ponieważ to zbyt niebezpieczne. Tom namierza wszystkie teleportacje i szybko by nas wykrył. Portale są na tyle starym i zapomnianym wynalazkiem, że nie zadał sobie trudu, by je śledzić – odparł Dumbledore, poprawiając się w fotelu wyściełanym purpurowym aksamitem. Uśmiechnął się pocieszająco, a Potter przytaknął jedynie i oparł się o niewielki stolik do kawy.
      Nagle w pomalowanej na fioletowo ścianie pojawiła się świetlista smuga, a po chwili przeszedł przez nią niewysoki, starszy mężczyzna, ubrany w szarą togę i z tiarą na głowie. Uśmiechał się promiennie do zgromadzonych. Podszedł do Dumbledore’a z rozpostartymi rękami, a ten wstał i przywitał się wylewnie ze swoim kompanem.
            - Możemy już ruszać? – warknął niemiło Moody, przyglądając się magicznym okiem Arcymagowi.
           - Oczywiście! W każdej chwili!
            - No, Harry, widzimy się w Hogwarcie – powiedział dyrektor, po czym przekroczył świetlisty otwór i zniknął.
            - Panie Potter, teraz pan – zachęcił chłopaka Dwalsh, na co ten chwycił kufer i pociągnął w stronę portalu.
      Kiedy wstąpił w portal, poczuł chłód i wiatr. Dookoła panowała ciemność, jedynie bardzo jasny punkt w oddali wskazywał azymut. Zerknął za siebie, a kiedy niczego nie zobaczył, zrobił krok do przodu. Sekundę później znalazł się w dziwnym, ciemnym i wietrznym miejscu. Warknął ze złości.
            - Witaj, mój drogi! – syknął Lord Voldemort, materializując się krok przed nim. – Miło cię widzieć!
            - Wybacz, ale nie mogę powiedzieć tego o sobie – odparł chłopak, odrzucając kufer i zwinnym ruchem wyjmując różdżkę.
            - Gdzie twoje maniery, Potter? – krzyknęła Bellatriks, wychodząc z cienia i stając obok swego pana. – Pokłoń się przed Czarnym Panem! – Zamachnęła się i wymierzyła chłopakowi cios w brzuch.
      Harry zgiął się lekko i zaczął kasłać. Przez ciało przeszedł dreszcz, a po chwili poczuł w ustach metaliczny posmak krwi.
            - Powiedziałam, ukłoń się! – wrzasnęła Lestrange i tym razem cisnęła w niego Cruciatusem.
      Chłopak upadł na ziemię i zaczął się wić w spazmach bólu. Każdy mięsień w jego ciele zaczął się kurczyć, sprawiając, że nie mógł oddychać. Słyszał w oddali dziki śmiech Śmierciożerczyni, a nawet cichy chichot Voldemorta.
      Ból nie ustępował, a on wił się w męczarniach i prosił bogów o pomoc. Miał ochotę umrzeć i wiedział, że właśnie o to im chodzi. Kiedy miał zacząć błagać o litość, zaklęcie ustało, a mięśnie się rozkurczyły. Poczuł ulgę, ale nie na długo.
      Przez ledwo otwarte oczy zobaczył potężnego mężczyznę, który zamachnął się nogą. Chwilę potem ów mężczyzna kopnął go w mostek. Potter przestał oddychać i nerwowo mrugał oczami, łapiąc się za klatkę piersiową. Jeśli wcześniej prosił o pomoc, to teraz o nią wołał i błagał. Kopniak w mostek okazał się jedynie preludium, a to, co najgorsze, miało dopiero nadejść.
      Kości w jego ciele trzeszczały, kiedy jego oprawca celował nogą gdzie popadnie. Po kilku minutach tej zabawy, Potter zaczął pluć krwią, a wtedy nadeszła litość.
            - Wystarczy, Fenrir – powiedział łaskawym tonem Czarny Pan. – Nie męczmy tak naszego gościa. Przecież musi nam umilić trochę czas, podczas gdy my będziemy szukać jego maleńkiej szlamy – sarknął morderca, a Potter od razu otrzeźwiał.
      Ból przestał się liczyć, kiedy usłyszał, że wiedzą o Hermionie. Nie powinni.
            - Zawołajcie Draco. Niech Potter wie, kto był tak miły i powiedział nam o jego ukochanej – rozkazał Lord, wyczarowując sobie tron. Po chwili usiadł na szerokim, hebanowym krześle, wyściełanym ciemną skórą.
      Greyback zmusił go do uklęknięcia, a potem przytrzymywał go za kark, mocno ściskając i wbijając pazury w skórę chłopaka. Gryfon klęczał na mokrej trawie i starał się zwalczyć w sobie ból, który ogarniał całe jego ciało. Po kilku minutach zaczął również cierpnąć, co dodatkowo utrudniało mu utrzymanie pozycji pionowej. Kiedy tylko ją tracił, wilkołak mocno ciągnął go do pionu, cicho się śmiejąc.
            - Powiedz, Potter, dlaczego wciąż żyjesz? – zagadnął go Czarny Pan, cicho sycząc. – Powinieneś był zginąć, kiedy miałeś rok. Jakim cudem żyjesz, kiedy ja przez kilkanaście lat żyłem jedynie jako cień człowieka.
            - Być może nigdy nim nie byłeś, Tom – warknął Potter, znajdując w sobie tyle siły.
      Voldemort zaśmiał się zimno.     
            - Za kilka godzin, może minut, umrzesz, a ty wciąż nie potrafisz powściągnąć języka – zacmokał mężczyzna i oparł brodę na trupiobladej dłoni.
            - Liczę, że zginiesz razem ze mną – wysyczał Potter, spluwając pod nogi Lorda. Po chwili poczuł uderzenie w twarz, które wymierzył mu Greyback.
            - Potter, Potter, Potter! Twoja szlamowata matka nie nauczyła cię, jak zwracać się do starszych i lepszych? – prychnął mężczyzna i z okrutnym uśmiechem na twarzy, dodał: - No tak. Nie zdążyła, przecież ją zabiłeś!
      W oczach, choć zmęczonych, pojawiły się płomienie złości. Gdyby mógł, ciskałby gromami na prawo i lewo. Chciał mieć tyle umiejętności, co Dumbledore, żeby z powodzeniem pozbyć się Greybacka i uwolnić z jego parszywych pazurów.
      Chłopaka wciąż jednak bardziej drażniła inna myśl. Co Voldemort miał na myśli, kiedy mówił, że Malfoy zdradził jego ukochaną? Czyżby był na tyle bezczelny i bez serca, żeby oddać Hermionę, przyjaciółkę swojej ukochanej, w ręce najgorszego potwora?
            - Gdyby wiedziała, co zrobiłeś, uwierz mi, zabiłaby cię tamtego dnia – warknął Potter w stronę Ślizgona, który właśnie potulnie szedł za swoją ciotką.
            - Stul pysk! – wypluł wilkołak, ściskając Gryfona za kark.
      Blondyn zerknął przelotnie na rówieśnika, a Harry’emu wydawało się, że zobaczył w jego oczach ból. Po chwili przypomniał sobie jednak, że Malfoyowie nie czują, a już na pewno nie kochają nikogo, poza nimi samymi. Draco był tego idealnym przykładem.
            - Dowiedziałeś się już, Draco, gdzie przebywa szlamowata dziewucha Pottera? – spytała skrzekliwym głosem Bellatriks.
      Harry wciągnął powietrze ze świstem, a mięśnie w całym jego ciele zaczęły się niekontrolowanie kurczyć. Znów poczuł ten sam ból, który spowodował Cruciatrus; teraz jednak czuł go z innego powodu.
            - Nie, panie. Jutro zaczyna się rok szkolny. Dowiem się tego jak najszybciej, mój panie – powiedział Draco, zwracając się służalczym głosem w stronę Voldemorta.
            - Po moim trupie, śmieciu! – ryknął Potter, starając się wydrzeć ze szponów Śmierciożercy.
      Ciszę przerwał śmiech Czarnego Pana, który ani trochę nie obejmował oczu. Były wciąż tak samo chłodne i wyrachowane, jak zwykle. Po chwili zawtórowała mu Bellatriks, a po niej, nieco niepewnie, Greyback. Malfoy stał jedynie, spokojnie obserwując sytuację.
      Potter zastanawiał się, co dzieje się w jego umyśle. Zastanawiał się do czego jest zdolny, aby tylko ochronić swój tyłek, a przy okazji także jego rodziców. Potter zawsze czuł do niego niechęć, ale teraz, kiedy wiedział, że Malfoy zdradził nie tylko jego, bo przecież nie o niego tutaj chodziło, ale i Sophie, którą, jak zdążył się dowiedzieć, interesował się ponadprzeciętnie.
      Harry wzniósł oczy do ciemnego nieba. Błagał bogów, by chronili Hermionę. Nie miał pojęcia, gdzie ona przebywa, ale miał świadomość, że wkrótce Voldemort ją odnajdzie, a wtedy na pewno zabije. Przed oczami stanął mu widok leżącej nieruchomo Hermiony, z szeroko otwartymi oczami, pełnymi przerażenia. Widział na jej ciele mnóstwo ran i zadrapań, a także siniaków, świadczących o wcześniejszych torturach. To wszystko razem wzięte, spowodowało w nim wybuch jakiejś siły i nadziei, że za chwilę wszystko będzie dobrze; że wszystko się ułoży. Westchnął przeciągle, starając się zachować pionową pozycję.
            - Dobrze, Draco. Teraz możesz odejść i szykować się na powrót do szkoły – powiedział Voldemort, powoli podnosząc się z tronu. – Możesz pochwalić się swoim kolegom, Ślizgonom, że widziałeś Harry’ego Pottera przed śmiercią. – Mężczyzna zaśmiał się wrednie, po czym podszedł do młodego Gryfona.
            - Pożegnaj się ze światem, Potter – rzekł głębokim, chłodnym głosem prosto w twarz Harry’ego. – Powiedz dobranoc swojej dziewczynie. Wkrótce się spotkacie!
      *
      Hermiona czuła dziwne podekscytowanie, ale i trwogę zarazem. Czuła, że dzieje się coś złego, ale i wspaniałego zarazem.
      Zerknęła na strome zbocze góry, w którym zagłębiona była jaskinia. Miała wrażenie, że to ślepy zaułek, ale musiała sprawdzić, czy to prawda. Nie było tu już zbyt wiele złej magii, którą potrafiła wyczuć w Banku Gringotta. Ciemność wcale jej nie pomagała, zresztą tak jak szmery w umyśle i gorejąca krew w żyłach. Poczuła dziwny ciężar na szyi i czym prędzej sięgnęła po pendant.
            - Harry – szepnęła, upadając na ziemię i tracąc przytomność.
      
      Patrzyła na swojego największego wroga. Klęczał o kilka stóp dalej, przytrzymywany przez Greybacka. Widziała ból, malujący się na jego twarzy, a także strach w oczach.
      Zaśmiała się pod nosem, jednym uchem słuchając paplaniny Malfoya. Ten aż cały się trząsł, stojąc przed jej majestatem. Doskonale wiedziała, jakie uczucia budziła w swoich poplecznikach, lecz wierzyła, że to jest kluczem do zbudowania autorytetu i utrzymania porządku w swoich szykach.
            - Dobrze, Draco. Teraz możesz odejść i zjawić się na kolacji w Hogwarcie – powiedziała, powoli podnosząc się z tronu. – Możesz pochwalić się swoim kolegom, Ślizgonom, że widziałeś Harry’ego Pottera przed śmiercią. – Zaśmiała się wrednie, po czym podeszła do młodego Gryfona.
            - Pożegnaj się ze światem, Potter – powiedziała z euforią rosnącą w brzuchu. – Powiedz dobranoc swojej dziewczynie. Wkrótce się spotkacie!
      Uniosła dłoń, mierząc w Pottera różdżką. Dłoń nawet nie zadrżała, a krew zaczęła śpiewać w jej żyłach. Wreszcie nadszedł dzień, w którym pokona Harry’ego Pottera, który odebrał jej sławę w dniu swoich pierwszych urodzin, pozbawiając jej cielesności, zostawiając jedynie cząstkę duszy, która błądziła po świecie, szukając sposobu na powrót do żywych.
      Ze śmiechem szaleńca zaczęła wypowiadać słowa najwspanialszego zaklęcia.
            - Avada...


      Ocknęła się zlana potem, leżąc na twardej skale. Z czoła spływała strużka krwi, a skurcze w całym ciele odbierały jej możliwość poruszania się. Chwyciła się za głowę błagając, by potworny ból minął.
            - Harry! – zawołała, po czym zwinnym ruchem, o który by się nie posądzała w tej chwili, wstała.
      Na drżących nogach przeszła kilka kroków, po czym po raz kolejny upadła, a całym ciałem wstrząsnął potężny ból. Przylegała do mokrej od morza skały.
      *
      Albus Dumbledore chodził zdenerwowany po swoim gabinecie. Harry Potter już dawno powinien tutaj  być, a tymczasem minęło 15 minut, odkąd powinien wejść do portalu.
      Zerknął na szklaną ramkę na swoim biurku. Od kilku miesięcy śledził dzięki niej poczynania Hermiony, choć dla innych była jedynie ozdobą zdjęcia, na którym był on i jego siostra, Ariana.
      Dziewczyna leżała na skale, ledwie oddychając, a ciało rytmicznie spinało się i rozkurczało. Zdawał sobie sprawę, że pewnie cierpi. Pewnie właśnie walczy z ciemną magią Voldemorta. Jednak kiedy po chwili podniosła się i znów upadła, staruszek domyślił się, co to mogło znaczyć. Miała wizję.
      Szybkim ruchem odwrócił się w stronę kominka i wsypał do niego garść proszku Fiuu, po czym zanurzył głowę w płomieniach.
            - Remusie! Zawołaj Alastora! – wydał polecenie, a po chwili po drugiej stronie zobaczył starego Aurora.
            - Dwalsh zdradził! Musimy ratować Pottera! Dowiedz się, gdzie go zabrali! – krzyknął, po czym wyszedł z płomieni. Kiedy się obrócił, stała za nim McGonagall.
      Usta miała zaciśnięte w wąską linię, a oczy złowrogo zmrużone. Jedynie drżące dłonie zdradzały, że się martwi.
            - Mówiłam ci, że łatwiej go ochronisz, kiedy pojedzie pociągiem – powiedziała nadzwyczaj spokojnie. Jednak w jej głosie można było wyczuć złość i ton, którym mówi się „a nie mówiłam?”.
            - Tak, Minerwo, mówiłaś! I miałaś rację! Jednak nie to jest teraz najważniejsze! Jeśli on go zabije, to wszystko na nic. Ta cała wojna! To wszystko! – mówił drżącym głosem, a wyraz twarzy nauczycielki łagodniał z każdym jego słowem.
      Pokręciła litościwie głową, po czym podeszła do starego przyjaciela i położyła mu rękę na ramieniu.
            - Uspokój się , Albusie! – rozkazała, pomagając mu usiąść. – A teraz zastanów się, gdzie mogli go zabrać.
      Mężczyzna odetchnął i zaczął myśleć. Bladymi, pomarszczonymi palcami bębnił w blat dębowego biurka, co jakiś czas zerkając na ramkę.
            - Skoro portal był skierowany tutaj, to nie mogli go za daleko porwać. Nie można ostatecznie zmienić jego kierunku – powiedział, na co Minerwa jedynie skinęła głową. – Dwalsh musiał go skierować niedaleko Hogwartu.
      - Zakazany las! - wykrzyknęli oboje, po czym wyszli szybko z gabinetu. – Powiadom, proszę, Severusa... Chociaż pewnie już wie – powiedział, prawie biegnąc. Minerwa skręciła w jeden z korytarzy, a on sam spieszył do wyjścia.
      *
      Harry patrzył wprost w czerwone oczy Voldemorta i czekał, aż wypowie ostateczne zaklęcie. Po nim nie miało istnieć dla niego już nic, a jedyne, co miał widzieć, to wieczna ciemność. Nie czuł w tym momencie nic, prócz strachu o Hermionę. Zastanawiał się, czy Dumbledore ją ochroni... Czy wie, że Malfoy zdradził?
      - Obiecuję ci, że wkrótce zobaczysz swoich rodziców! Będą szczęśliwi, że cię zobaczą – syknął Czarny Pan tuż przy twarzy chłopaka.
      Uśmiechał się ironicznie, unosząc powoli różdżkę w górę. Odsunął twarz od niego i wyprostował się. Mrużył oczy i przyglądał się Potterowi, jakby chcąc zapamiętać tę twarz, tego człowieka, przez którego tyle wycierpiał.
      - Avada...
      - Expelliarmus! - krzyknął ktoś z boku, a różdżka Toma wylądowała nieopodal.
      Po chwili wokół Harry'ego rozpoczęła się mała bitwa. Voldemort rozpłynął się w powietrzu, tak jak jego różdżka. Greyback i Bellatriks zaczęli walczyć z Lupinem i Moodym. Po chwili dotarł oddział Śmierciożerców, a reszta aurorów ciskała zaklęciami na prawo i lewo.
      - Crucio! - krzyknął któryś z popleczników Voldemorta.
      - Drętwota!
      *
      Hermiona klęczała, obejmując brzuch dłońmi. Jej wizje dawno nie były tak długie i tak straszne. Nigdy nie widziała w nich nikogo bliskiego i już powoli zaczęło do niej docierać, kim tak naprawdę w tych wizjach się staje.
      Zawyła, kiedy kolejna fala obrazów dotarła do jej głowy.
      Górowała nad Potterem, tym małym, pieprzonym gnojkiem, który wielokrotnie utrudniał jej życie. Gówniarz wymyślił sobie, że potrafi ją pokonać.
      Teraz jednak nadszedł dzień jej chwały i zwycięstwa. Od teraz NIKT nie będzie stał jej na drodze do szczęśliwego panowania nad całym magicznym światem.
      - Avada...

      Ocknęła się i podpełzła do wielkiego głazu. Oparła się o niego resztkami sił i błagała, by to wszystko już się skończyło. Błagała wszystkich bogów, których znała. Granger trzymała się za głowę jedną ręką, a drugą w ochronnym geście na brzuchu.

      - Expelliarmus! - Ktoś krzyknął, a jej różdżka poszybowała i upadła niedaleko. Kiedy zaczęły padać zaklęcia, teleportowała się do posiadłości Malfoyów.
      Krzyknęła, uderzając o ścianę bladą pięścią. Chrząstki strzeliły, a ona zionęła złością. Miała dosyć tego pieprzonego Pottera i tej całej bandy Dumbledore’a. Wydawało im się, że mogą robić, co chcą, że ją pokonają. Nigdy! Będzie walczyć do ostatniej kropli krwi!
            - Glizdogon! – ryknęła na cały dom, a po chwili stał przed nią Peter Pettigrew.
            - Tak, panie? – powiedział drżącym głosem, służalczo się kłaniając.
            - Przynieś mi butelkę Ognistej i potrój cenę za głowę tej małej szlamy! Zabiję ją, a potem Pottera! – wrzasnęła, opadając na wyściełany czarnym materiałem fotel.
      
      Nareszcie, odetchnęła z ulgą, opierając głowę o zimny głaz.
      Oddychała głęboko, a łzy bólu powoli toczyły się po bladej twarzy.
            - Jestem potworem – powiedziała urywanym głosem, otulając rękami swoje łono.
      Teleportowała się do starego, drewnianego domku w lesie. Miała nadzieję na choćby chwilę spokoju. Pamiętała to miejsce z czasów, kiedy ze swoimi rodzicami jeździli na wycieczki. Tak mało jej było wtedy potrzebne do szczęścia. Ciepło rodzinnego domu i obecność rodziców.
      Marzyła, by wrócić do tych czasów. Pragnęła być znów beztroska i skupiać się jedynie na książkach. Dzięki nim, już w wieku 7 lat potrafiła zaplanować jej rodzinie całą wycieczkę. Zastanawiała się, czy już wtedy przejawiała jakieś zdolności magiczne…
      Och, dlaczego ja teraz o tym myślę?
      Machnięciem różdżki rozpaliła ogień w kominku, po czym opadła na wysłużony fotel tuż obok. Była zmęczona, przemoczona i przemarznięta. Dokuczał jej ból głowy i mięśni. Ułożyła się wygodnie i przymknęła oczy, chcąc oczyścić umysł i pozbyć się złych wspomnień.
      Miała nadzieję, że wszystko z Potterem będzie dobrze. Po raz kolejny jednak, zaczęła myśleć jak do tego doszło. Skąd wzięły się u niej te wizje? Odczuwanie tego, co czuje Voldemort? Czuła, jak rośnie w siłę. Oboje.
      Martwiła się o dziecko. Liczyła, że Czarny Pan nie wie o ich połączeniu. Wiedziałby wtedy, że Hermiona spodziewa się dziecka i domyśliłby się zapewne, że ojcem jest Harry. To stawiałoby wszystko w nowym świetle. Voldemort zapewne zechciałby to wykorzystać. Hermiona czytała bowiem o pradawnych sposobach, by przedłużyć, ulepszyć swoje życie, pijąc krew małych dzieci. Według tych podań, im wcześniejsze stadium rozwoju płodu, tym więcej siły zdobywa oprawca.
      Granger zacisnęła pięści. Cokolwiek się stanie, mama cię obroni! Obiecała sobie solennie w myśli. Oczyszczając umysł, wracała do szczęśliwych chwil z Potterem. Kilka dni temu zostawiła go samego, śpiącego, a teraz znów wszyscy są w niebezpieczeństwie.
      Dziewczyna czuła się samotna. Nie było nikogo, kto pomógł by się jej w tej chwili pozbierać i ustawiłby ją do pionu. W takich chwilach żałowała, że nikogo nie prosiła o pomoc. Gdyby była tu Sophie, czy choćby Leo, na pewno byłoby im łatwiej coś znaleźć. A na pewno szybciej – co dwie głowy, to nie jedna.     
      Senność powoli przychodziła, jak zwykle po ataku Jego umysłu. Zastanawiała się, co On czuje w tych chwilach? Bo przecież musi wyczuwać jej obecność! Nie jest na tyle głupi i niedoświadczony, by nie wiedzieć… Liczyła, że Voldemort ciągle myśli, że to umysł Wybrańca łączy się z jego. Tak byłoby najlepiej. 

*

      Po tym, jak uratowali go Aurorzy, Potter znalazł się w Skrzydle Szpitalnym pod czujnym okiem pani Pomfrey.
            - Rozpoczynasz rok szkolny pobytem w szpitalu? – sarknęła pielęgniarka na powitanie. – To takie typowe dla Potterów!
      Kiedy dyrektor zjawił się w Zakazanym lesie w towarzystwie członków Zakonu, Potter odetchnął z ulgą. Był o włos od śmierci, której pragnął całym sobą. Ból w tamtym momencie był coraz większy, a pazury Greybacka wbijające się w jego szyję sprawiały, że czuł się jeszcze gorzej. Dlaczego Voldemort się tak łatwo poddał? Przecież w piątej klasie walczył z Dumbledorem, a teraz uciekł jak tchórz. Przecież mógł zabić Gryfona na oczach Dyrektora. Dlaczego więc tego nie zrobił?
      Harry nie miał bladego pojęcia. Tom był silny i chłopak to doskonale wiedział. Tymczasem wysłał garstkę swoich popleczników do walki. Coś widocznie stało Voldemortowi na drodze i przeszkadzało. Cokolwiek by to nie było, Potter teraz dziękował bogom, że go ocaliły.
      Dziwne były losy Chłopca-Który-Przeżył. Najpierw błaga o śmierć, by niedługo po tym dziękować za ocalenie. Miał świadomość tego, że wkrótce i tak przyjdzie mu walczyć z Voldemortem. Może właśnie o to chodzi Czarnemu Panu? Może znów jest jakaś przepowiednia, która determinuje jego działania? Harry próbował rozwikłać tą zagadkę. Dzięki tej tajemnicy przeżył.
            - Jak się czujesz, Harry? – spytał Dumbledore, wchodząc do sali.
            - Lepiej, dziękuję – odpowiedział, unosząc się lekko na łokciach.
            - Leż spokojnie, mój drogi. – Uspokoił go Albus. – Cukierka? - Mężczyzna podsunął Harry’emu pudełko Fasolek wszystkich smaków pod nos. Chłopak odmówił ruchem głowy. Staruszek wzruszył ramionami, sam wkładając rękę do opakowania i szukając jadalnej odmiany przysmaku. Harry uśmiechnął się do dyrektora, bo właśnie takiego pamiętał go sprzed lat, kiedy Voldemort był jeszcze tylko wspomnieniem.
            - Poppy! – zawołał Albus, obchodząc trochę łóżko Pottera. Pielęgniarka wyszła ze swojego gabinetu i podeszła do nich. – I jak?
            - Jeśli masz na myśli pana Pottera, to coraz lepiej. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, zjawi się jutro na powitalnej kolacji.
      Chłopak ucieszył się na te słowa. Przynajmniej nie będzie musiał zalegać tutaj sam, kiedy wszyscy będą razem. Odetchnął z ulgą i ułożył się wygodnie na szpitalnym łóżku.
*

      Dlaczego tak łatwo się poddał?
      Przecież jest Lordem Voldemortem! On może wszystko! Jest panem życia i śmierci! Wkrótce wszyscy się o tym dowiedzą!
      Dlaczego więc nie stawił czoła temu staruchowi, Dumbledore’owi? Co go skłoniło do tego, żeby uciec z Zakazanego Lasu? Jaki przykład dał swoim poplecznikom?
            - Spieprzyłeś wszystko – warknął na siebie, biorąc łyk ognistej whisky, po czym rzucił szklanką w ogień kominka. Złość w nim buzowała, a on nie potrafił rozwikłać swojego problemu.
      Czarny Pan nigdy nie poddał się bez walki. Zawsze starał się wygrać. Wszystko, co robił ma na celu zgładzenie Pottera, starego Trzmiela i ich bliskich. Rzygać mu się chciało, kiedy o tym pomyślał. O miłości, o więzach, które nie są oparte na poddaństwie. Wszystko, co się dla niego liczyło, to władza i możliwość rozporządzania życiem i śmiercią. Wszystko to, co robił przez całe swoje życie doprowadziło go właśnie tu, do szczytu jego potęgi! Był wspaniały, idealny! Jego imię budziło strach w każdym, kto je usłyszał, przeczytał, czy nawet pomyślał.
      Życie Lorda Voldemorta to życie idealne. Zabijał, gwałcił, upajał się cierpieniem… tak, to wszystko sprawiało, że czuł, że żyje.
      Dlaczego więc, na Morganę, on nie stanął dziś do walki? Co wytrąciło go z równowagi i co zabrało mu całą odwagę?
            - Panie mój, wzywałeś mnie? – Do gabinetu weszła Bellatriks w swej nieskazitelnie czarnej, poszarpanej sukni. Jak zawsze chętna, jak zawsze otwarta, jak zawsze gotowa.
      Kiedy popchnął ją na szezlong i zdarł z niej ubranie, była gotowa, by go przyjąć. Z każdym pchnięciem przelewał na nią swoją złość i frustrację na tego pieprzonego Pottera! Obyś zdechł, Potter!
      Doszedł ze śmiechem szaleńca, zostawiając Bellę zmęczoną i wykorzystaną, mimo to była zadowolona i szczęśliwa, że mogła pocieszyć swego Pana.
      Jestem panem świata! Wymruczał do siebie w myślach, wciąż śmiejąc się głośno. 

~*~

  Witajcie!
Po tygodniach męczarni wreszcie skończyłam pracę nad tym rozdziałem. Mam nadzieję, że to była moja ostatnia tak długa nieobecność. Postaram się być lepsza :)
Ten rozdział zbetowała Graham coxon z Betowanie, której serdecznie dziękuję. Rozpoczęłyśmy stałą współpracę. 
Chciałam zrobić wejście smoka, udało mi się?
Pozdrawiam! 

PS. Serdecznie zapraszam do śledzenia mojej strony na Fejbuczku ;) ostatnio ostro się za nią wzięłam ;) 

20 komentarzy:

  1. NOWY ROZDZIAŁ, RADUJCIE SIĘ LUDY PO DŁUGIEJ NIEOBECNOŚCI. Och, zdecydowanie wiedziałaś, jakie wrażenie chciałaś wywrzeć, co? Nie mogę się nacieszyć twoim nowym tworem! :)
    Pierwszy akapit i prosto z mostu dostajemy irracjonalnym zachowaniem Hermiony, które z pewnością obróci się przeciwko niej. Kolejny raz postanawia opuścić swojego ukochanego i ponowić poszukiwania voldemortowych horkruksów, jak również i jego samego. Zadanie, jak wiemy, niebezpieczne, a że dziewczyna jest w ciąży, wszystko zdaje się bardziej groźne i nieustępliwe. Lubię tutaj jej przemyślenia. Oddałaś to dokładnie tak, jak myślałam, że powinno być. Tak trzymać! Niemniej jednak Hermiona jest głupia i zupełnie jak Harry z kanonu ma kompleks bohatera.
    Następny akapit to już przyszłość, gdzie Harry tęsknił za Hermioną, nie potrafił jej wyrzucić z pamięci, bo nie bardzo miał jak, a przy okazji dowiedział się o nowym sposobie lokomocji - portalach. Pomysł interesujący, na miarę twoich możliwości, jednak pozostaje jedno, małe "ale" - CO?! Dlaczego to coś przeniosło go do Voldemorta? I dlaczego Harry w ogóle się tym nie zdziwił, tylko od razu przeszedł do ofensywy? Czy ominęłam jakiś punkt w fabule, coś istotnego? Ewentualnie wina Dwalsha, domniemanego przyjaciela...
    Jako że wiem, jak wiele twoja historia ma wspólnego z kanonem, daruję sobie kreację Voldemorta - jest ciekawa, przypominająca tą kanoniczną, ale różni się pewnym szczegółem - Voldemort nigdy nie przywitałby się w tak "wylewny" sposób.
    Fenrir Greyback jak zwykle w akcji, by uratować dzień. Tuż po "czułym" Cruciatusie Bellatriks, chłopak otrzymuje od niego ogrom bolesnych kopniaków, łamiących zapewne sporą część żeberek.
    Krótka rozmowa z Voldemortem, przerywana uwagami Greybacka i różnymi wymyślnymi torturami, takimi jak wspominanie o zmarłej matce w kontekście "manier". Potem Harry ma się żegnać z Hermioną - głupi, jej tam nie ma, niech zacznie pyskować Voldemortowi, może ukróci mu bólu - i zmiana sceny, Hermiona wyczuwa niebezpieczeństwo czające się na ukochanego.
    WIDOK OD STRONY VOLDEMORTA JAK ZWYKLE WYMIATA.
    Przy okazji, zdaje się, że dziewczyna odnalazła lokację następnego horkruksa.
    Miałam rację! Dwalsh zdradził i trzeba wszcząć poszukiwania młodego Pottera! A Minerwa jak zwykle miała rację, in your face, Dumbledore! Słuchaj czasem mądrzejszych, staruszku, co? :D Scena z Dumbledore'em i McGonagall jest cudowna, ja proszę takich więcej, uwielbiam tę dwójkę razem. <3
    Dalej krótki opis bitwy, gdzie zauważyłam błędzik:
    " - Cruciatus! - krzyknął ktoś z popleczników Voldemorta."
    Zaklęcie nazywa się Cruciatus, ale jego inkantacja to "Crucio".
    Hermiona ma długą i straszną wizję, która zdecydowanie może jej zaszkodzić, skoro trzyma się za brzuch, jakby zamierzała ochronić nienarodzone dziecko przed złem całego świata.
    Otrzymujemy garść przemyśleń dziewczyny, zgrabnie opisanych i interesujących.
    Tak czytam te rozmyślania Harry'ego co do postępowania Voldemorta i... zdaje się, że nasz Czarny Pan domyśla się połączenia, jakie ma ze szlamą Granger. Pytanie, jak dużo wie?
    Okazuje się, że nic nie wie i... wiesz, ten fragment to podsumowanie tego rozdziału i twojego kunsztu pisarskiego. Zgadniesz, jak wyszło? Pewnie nie, ale powiem. GENIALNIE. Przedstawiłaś Voldemorta w sposób różniący się od Rowling; jest wściekły na siebie, fakt, a do tego nie umie dotrzeć do tego, jak to się stało, że zaniechał zabicia Pottera, ale już wzmianka o "gwałceniu" i wykorzystaniu Bellatriks sprawiają, że tworzysz nieco innego człowieka. To, jak zdążyłaś zauważyć, ogromnie mi się podoba i czekam na więcej fragmentów z perspektywy naszego ulubionego złoczyńcy, bo przecież czymże jest życie bez Voldemorta? :) Dobra, muszę to przeczytać ponownie, tak mi się spodobało.

    "azymut" - poznałam nowe słówko! Z pewnością się przyda. :)

    Pozdrawiam cieplutko! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przy okazji, beta chyba palnęła gafę.
      " - Cruciatus! - krzyknął ktoś z popleczników Voldemorta."
      Nie powinno być "któryś" zamiast "ktoś"?

      Usuń
    2. grrr. ach, te błędy! ;/

      Moja droga Paranojo! ^^
      Miało być z przytupem i sądząc po Twojej wyczerpującej wypowiedzi, było. :) No, w końcu po takim czasie musiałam wrócić z czymś porządnym. :) W każdym razie - jest mi niezmiernie miło, że Ci się spodobało. Wciąż nie mogę podnieść swojej szczęki z podłogi po tym, jak przeczytałam "GENIALNIE"... No, serio, leży gdzieś pod biurkiem i nie mogę jej znaleźć.
      Będzie więcej Voldzia, Leo, Sofci i Draczka ^^ Muszę się tylko znów zebrać do pisania. ;/ Ach!
      Pozdrawiam (bardziej) ciepło!
      E.

      Usuń
    3. Pisanie po alkoholu to chyba nie jest dobry pomysł, przynajmniej nie zawsze. Cóż, nigdy nie próbowałam, nie miałam okazji. Ciekawe, co by wtedy wyszło... hmm, popatrz, narobiłaś mi ochoty na przetestowanie teorii. :)
      Wróciłaś z czymś naprawdę porządnym, uwierz mi. Wyszło nieziemsko, przerwa dobrze ci zrobiła. :) Szukaj szczęki, jeszcze ci się przyda!
      Więcej Dracze? Nieee! :<
      Pozdrawiam bardzo wylewnie. :)

      Usuń
    4. Wiesz, nie były to zbyt wielkie ilości, ale jakoś pobudzały moją wenę, nie mam pojęcia why?
      Dlaczego? nie lubisz Draczka? ;> przecież ewrybady kochają Draco! ^^
      Znalazłam, spokojnie... :D

      Usuń
  2. Zadziwiające i niezwykle emocjonalne. Mam nadzieję, że dotrzymasz obietnicy ;) powodzenia i zapraszam na moją stronę z wierszami. Weny Życzę ! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję pięknie. :) Starałam się :)
      Przyda się, przyda!
      Z pewnością zajrzę. ;)

      Usuń
  3. GENIUSZU TY, WEŹ POŻYCZ MI TALENT.
    Bardzo boli mnie fakt, że blogger nie wyświetlił mi Twojego posta. Matoły -.-
    JEEEEEEEEEZUUUUUUUUU.
    Czo ten Voldi ?
    Kurka wodna, nie wiem co by Ci tu naskrobać, żeby wyjść na ten tego - elokwentną.

    Ekchem..
    Dobrze że czasem wchodzę na tego przeklętego Fejsbuka. Przynajmniej wiem, że coś dodajesz ;p
    Kto lajkuje wszystko co widzi ? - Ta Mad. !
    Naprawdę, musiałam przeczytać ze dwa razy żeby się ogarnąć...
    To co ta Hermajn odpieprza, to już przechodzi ludzkie pojęcie. Niech se dziewczyna urlop weźmie, czy coś...
    Harry, Harry he's getting scary...
    Znowu mu się poszcześciło. Hm.
    Chłopie, weź różdżkę i walnij zaklęciem, a nie krwią po posadzce plujesz. Nie czekaj to był Las. To ten, zakrwawiasz glebę.
    McGoinnagal. Ona zawsze wszystko wie, to nie fair. Mogłaby za mnie pisać kartkówki.
    Chyba nie wyjdę na elokwentną.
    W ogóle to za minutę muszę wyjść. Pss.,
    Napisałam już dla Ciebie miniaturkę. Jak chcesz to Ci ją prześlę :p
    Dobra, seryjnie muszę iść.
    Pozdrawiam,
    Mad.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Początek zabrzmiał trochę julianowato ^^
      Fejbuczek to ostatecznie najlepsze źródło informacji. ;)
      To je Voldemort, tego nie ogarniesz! Powiedzmy, że Mioncia chcę być fejmem i chce być hiroł (masz na mnie zły wpływ, kobieto!)
      Tak, tak, tak!!! Prześlij mi miniatureczkę! Wkrótce są Mikołajki, a ja buty mam zawsze czyste! ^^
      Pozdrawiam!

      Usuń
    2. A może wrzucę na bloga ? ;3 Dzisiaj ? ;33
      Mad.

      Usuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  5. Znalazłam twój blog zupełnie przypadkiem. Nadrabiam teraz wszystkie rozdziały i stwierdzam, że cudownie piszesz *o*
    Pozdrawiam i życzę duuużo weny :3
    Zapraszam też do mnie. Blog również jest o Harrymione jednak prowadzę do od niedawna :D
    http://harrymione-forever.blogspot.de/

    OdpowiedzUsuń
  6. Fajny blog .;)
    Kiedy wstawisz nowy rozdział.?

    OdpowiedzUsuń
  7. Kiedy się Autorka pojawi na blogu? Wszyscy czekają:)
    Martwiała
    PS Dostałaś ode mnie wiadomości na mejlu?

    OdpowiedzUsuń
  8. Właśnie znalazłam tego bloga i jest niesamowity:-D

    OdpowiedzUsuń
  9. Moja droga, czyż to już nie ten czas, by opublikować kolejną część opowiadania? Wszyscy czekamy z niecierpliwością.
    Z wyrazami szacunku,
    Phil

    OdpowiedzUsuń
  10. Pierwszy raz pojawiłam się na Twoim blogu i pierwszy raz.. zaczęłam z ciekawością czytać opowiadanie, gdzie głównymi bohaterami są Hermiona i Harry. Jakoś nigdy nie przepadałam za tym paringiem, jednak Ty bardzo świetnie to opisujesz;) Z pewnością nadal będę wchodziła na Twojego bloga i już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału :P :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Zapraszam na mojego bloga
    http://zycie-hermiony.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń